Blog Mikołaja Doskocza: „O bezpieczeństwie słów kilka…”
Na grupie Awiatorzy na FB wybuchła dyskusja. Jeden z pilotów (Rafał, niech będzie bez nazwisk) opisał praktyki drugiego (Krzysztofa). Nie tylko opisał ale skomentował te praktyki jako nieprawidłowe. Nieprawidłowe praktyki, które były zarzucane w materiale i dyskusji dotyczyły m.in. nieodpowiednich kwalifikacji lotniczych, nieuprawnionego wykorzystywania śmigłowców jako urządzeń ultralekkich, naruszania zasad szkolenia lotniczego, nielegalnego wykonywania przewozu lotniczego.
Nawet nie wiem, co najbardziej mnie dziwi:
- że takie działania mają miejsce?
- że Pan Krzysztof w ogóle się z nimi nie kryje?
- że ULC nic sobie z tego nie robi?
Ale najpierw ciekawostka. W lecie zadzwonił mój telefon, numer nieznany. Pamiętam, że rozmowa dotyczyła jakichś spraw ultralajtowych, zmian w przepisach itp. Nie miałem zbyt wiele czasu więc i rozmowa nie potrwała długo ale w pamięci utkwiło mi jej zakończenie – mój rozmówca (niestety, nie pamiętam dokładnie kto to był) zaoferował mi możliwość „nauczenia się latania wiatrakowcem bez żadnych papierów”. Bo przecież każdy wie, że licencje czy świadectwa kwalifikacji to zbędna papierologia i liczy się praktyka. Zapytałem, czy ten człowiek jest instruktorem – odpowiedź „tak, ma ogromne doświadczenie, tylko bez papierów”. Z jednej strony mnie zatkało ale z drugiej spieszyłem się na spotkanie i zakończyłem rozmowę standardowym „dziękuję, do usłyszenia”.
Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że człowiek oferował mi możliwość „nauki” latania na cholera wie czym, cholera wie z kim i jak. Może to była kurtuazja ale z drugiej strony po co takie rzeczy pleść? A może faktycznie takie „szkolenia” odbywają się w Polsce? Dlaczego piszę o tym teraz? Bo lokalizacja tego szkolenia była taka, jak działalności Pana Krzysztofa z przywołanej dyskusji.
Teraz patrzę na stronę argo.aero (powiązaną z Panem Krzysztofem) i widzę, że oferują szkolenia do PPL(H), mało tego – do FI(H). Na stronie jest informacja: „Firma ARGO Aero Sp z o.o prowadzi szkolenia w ośrodku ARGO Aero Sp z o.o Trening Center do uprawnień obejmujących statki powietrzne ultralekkie w zakresie: […] m.in. PPL(H), CPL(H)”. Domyślcie się, czy jakikolwiek podmiot o nazwie ARGO jest na liście organizacji ATO lub DTO… Ok, może jest współpraca z innym ośrodkiem ATO/DTO ale dlaczego nie ma o tym żadnej informacji? Na filmikach na FB związanych z ARGO widzimy Pana Krzysztofa na prawym fotelu R-44 i R-22. Tylko, że na swoich stronach i mediach pokazuje on tylko świadectwo kwalifikacji. Ale tu już niczego nie zarzucam – chyba nikt nie byłby na tyle nieodpowiedzialny, żeby wrzucać filmy z uruchomionym wirnikiem, jeżeli nie miałby licencji a na fotelu obok siedziałby ktoś jeszcze (pasażer/uczeń)?
Oczywiście nie jest tak, że Krzysztof przyznał się, że latał ultralajtem, który wcale ultralajtem nie był. Była cała litania usprawiedliwień i wytłumaczeń, że to nie R-22 tylko YOYO, że mieści się w kategorii dopuszczonej przepisami dla SP ultralekkich. Tylko ktoś tu zapomina (w filmiku są pokazane posty), że w Polsce obowiązują limity 472,5/492,5 kg dla urządzeń latających, a nie 600 kg. 600 kg jest tylko dla kategorii K6 jako urządzenia latającego, pod warunkiem spełnienia określonych wymogów. Swoją drogą chętnie zobaczyłbym dokument potwierdzający uznanie YOYO za śmigłowiec w wersji eksperymentalnej i kto się na nim podpisał…
Lądowanie w Garwolinie
Znana sprawa, prawda? Śmigłowiec R-44 wylądował na stacji paliw (samochodowej, żeby nie było). Mówiły o tym media w całej Polsce, nie sposób było przeoczyć. Przynajmniej, jak ktoś się troszeczkę interesuje tematem. Zapytałem się oficjalnie ULC, co w tej sprawie zostało zrobione – odpowiedź, że zgłoszenie na Policję. ULC nie wie, kto był pilotem. Ja też nie wiem (ok, każdy wie, ale nikt nie ma dowodu więc się nie wystawi) ale przecież to można sprawdzić. Przecież taki R-44 ma PDT, gdzie wpisuje się dowódcę. Bierzemy godzinę, datę i „Voila” – znamy pilota, wiemy komu przedstawić ewentualne zarzuty. Dlaczego nikt nie wykonał tak prostej czynności?
Żeby nie było – nie jestem, i nie chcę być świętszy od papieża. Sam w trakcie pracy zawodowej miałem sytuacje, kiedy na potrzeby klienta naginałem interpretację przepisów w taki sposób, żeby obronić jego interes w danym postępowaniu. Z jednej strony taka praca a z drugiej (co widzę z perspektywy czasu) czasem trzeba było odmówić pomocy, przyznaję. Wnioski wyciągnąłem i swoje przemyślenia mam.
Widzę też różnicę pomiędzy sytuacją, kiedy ktoś narusza przepisy oferując loty widokowe certyfikowanym i sprawnym śmigłowcem, z doświadczonym pilotem z dużym nalotem, z dobrą organizacją całej operacji – ale bez AOC (lub podstawy do wykonywania lotów zapoznawczych). Jest to naruszenie przepisów i nie podlega pochwale. Ale widać, że ten operator jakoś stara się zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa.
Ale jeżeli mamy sytuację, w której oferowane są loty widokowe na śmigłowcu, który jakimiś dziwnymi ruchami został uznany za ultralekki, śmigłowiec jest w dziwny sposób modyfikowany a pilot nie ma odpowiedniej licencji? Albo szkolenie do licencji śmigłowcowej, kiedy organizacja nie jest uprawniona do tego rodzaju szkoleń? A szkolenie ma być na czym – na tym „przekwalifikowanym” R-22? No to już nie jest zwykłe naruszenie przepisów. To bezczelne jechanie po bandzie pod nosem ULC swoją drogą.
Mikołaj Doskocz, radca prawny prowadzący Kancelarię Prawa Lotniczego – LATAJ LEGALNIE. Specjalizuje się w prawie lotniczym i obsłudze przedsiębiorców lotniczych. Prowadzi blog o prawie lotniczym www.latajlegalnie.com
Czytaj również:
"Tylko pokaż każdemu" kto chce zrobić lot widokowy
Komentarze