Przejdź do treści
Książka "Życie stewardesy, czyli o tym, jak mierzyć wysoko i przekraczać granice"
Źródło artykułu

"Życie stewardesy, czyli o tym, jak mierzyć wysoko i przekraczać granice" poleca Klaudiusz Dybowski

Pojawienie się na rynku nowej książki o tematyce lotniczej prędzej czy później przykuwa uwagę miłośników tej dziedziny życia; sięgnąłem zatem po tę pozycję z dużym zaciekawieniem. W sumie nie powinno to dziwić, sam jestem pracownikiem lotnictwa (z gromady tych „nielatających”) od ponad czterdziestu lat. Wiadomo, wilka ciągnie do lasu…

Miałem już wcześniej okazję przeczytać kilka książek-wspomnień, których autorami był generalnie personel latający i krajowy i zagraniczny. Niektóre stały się lekturą, do której chętnie wracam do dziś, w innych znalazłem wyjaśnienia znanych w wąskich kręgach lotniczych nie zawsze pięknych i romantycznych historii, jeszcze inne czytałem z pewnym, delikatnie mówiąc, niesmakiem. Tym bardziej zatem byłem ciekaw, o czym traktuje książka Olgi Kuczyńskiej „Życie stewardessy, czyli o tym jak mierzyć wysoko i przekraczać granice”.

Autorka bardzo konkretnie opisuje swoje perypetie i upór, który w końcu pokonał wszelkie trudności i pozwolił jej zdobyć upragniony zawód. Bardzo się cieszę, że pani Olga opisała nie same „lukrowane” mity o życiu stewardes (piękne mundury, super zarobki, koleżeńskość, możliwość podróżowania po całym świecie i tak dalej), ale również „szare życie na pokładzie”, czyli to, czym się naprawdę zajmuje personel pokładowy w czasie lotu (a czasami także po i przed). Nie zabrakło mi w książce refleksji na temat nie tylko pięknych widoków z powietrza, lecz również zdecydowanie mniej pięknych zapachów, zachowań i przypadłości ludzkich, z którymi autorka stykała się podczas swojej pracy. Z dużym zaciekawieniem przeczytałem także tę część, w której była mowa o dodatkowych czynnościach, których wykonywanie leżało w obowiązkach „stewek” u pewnego przewoźnika – na przykład sprzątanie samolotu. Nie była to dla mnie nowość, ale swoista ciekawostka – znam bowiem i takich przewoźników, którzy wykonując loty kilkunastomiejscowymi samolotami nie zatrudniają stewardes składając wszystko na barki… kapitana i pierwszego oficera.

Jeśli chodzi o zawarte w książce opisy zachowań pasażerów – no cóż, przy okazji pewnych podróży sam miałem okazję – z pozycji pasażera – obserwować zachowania naszych rodaków wracających na przykład zza Wielkiej Wody. Niestety jedyne, co mi pozostaje, to potwierdzić w całej rozciągłości obserwacje pani Olgi…

Druga część książki – ta o spotkaniu Pooji w Bombaju – podobała mi się jeszcze bardziej niż pierwsza. Gdyby każdy człowiek podchodził do bliźnich tak, jak pani Olga, na świecie byłoby znacznie lepiej. Z akcentem na „znacznie”. Nie chciałbym zdradzać o czym ta część traktuje, tak więc w tym miejscu skończę swoją mikrorecenzję.

Gdybym miał polecać tę książkę, powiedziałbym, że po pierwsze jest to obowiązkowa pozycja dla wszystkich młodych ludzi, których marzeniem jest zawód stewardesy lub stewarda bo jest tu lekcja na temat uporu i dążenia do spełnienia własnych marzeń. Jest to – moim zdaniem – niezwykle ważna lekcja przy bardzo roszczeniowym nastawieniu do życia dzisiejszej młodzieży.

Po drugie zainteresowani dowiedzą się z czym NAPRAWDĘ będą mieli do czynienia i za co są (będą) odpowiedzialne stewardesy i stewardzi, gdy otrzymali wreszcie upragnioną licencję i pracę.

Za trzeci i czwarty duży plus uważam swoiste odarcie zawodu stewardesy z lukrowanych osłonek jakże widocznych w reklamach różnych przewoźników oraz opis, jak można wzbogacić swoje życie wewnętrzne nie poprzez odkładanie do wora na czarną godzinę, ale poprzez dzielenie się swoim szczęściem z innymi. I wydaje mi się, że to właśnie kilka końcowych rozdziałów jest najbardziej istotnym – dla wszystkich! – przesłaniem pani Olgi.

Jak zawsze życzę wszystkim miłej lektury.
Klaudiusz Dybowski

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony