Katastrofy lotnicze w Gorcach
Gorce, podobnie jak niemal każdy masyw górski, stanowią pewnego rodzaju barierę, której w ciagu ostatnich kilkudziesięciu lat nie zdołało niestety przebyć wiele statków powietrznych. Pierwsze katastrofy lotnicze na tym obszarze miały miejsce już w okresie II wojny światowej. Związane były bezpośrednio z działaniami sił powietrznych walczących stron i dotyczyły wyłącznie samolotów bojowych. W okresie powojennym, te tragiczne wydarzenia odnoszą się do maszyn lotnictwa sanitarnego oraz sportowego.
Przesuwające się od strony Słowacji kolumny wojsk niemieckich, już od 1 września 1939 r. były obserwowane i atakowane przez polskie samoloty bombowo-rozpoznawcze PZL-23 „Karaś” z 31 Eskadry Rozpoznawczej 3 Pułku Lotniczego w Poznaniu, które walczyły tu w ramach lotnictwa Armii „Karpaty”. 3 września siódemka „Karasi” pod dowództwem kpt. pil. Witalisa Nikonowa zaatakowała wykrytą niemiecką kolumnę pancerno-motorową 4 Dywizji Lekkiej, na odcinku miedzy Nowym Targiem a Chabówką. Poniesione przez Niemców straty zostały okupione zestrzeleniem jednego „Karasia”, którego załoga szczęśliwie ocalała dzięki udanym skokom na spadochronach, lecz dostała się do niewoli. Byli to: por. obs. Antoni Soroko, ppor. pil. Ignacy Rabiega i pchor. obs. Stefan Pigułowski. Opuszczony samolot uderzył w dom rodziny Smoleniów, stojący na północnym stoku góry Bania w Rabce Zarytem, niszcząc go.
(…) To była misja 166 dla naszej 459 Grupy – wspominał Tadeusz Dejewski, nawigator samolotu bombowego B-24 Liberator, o numerze 42-51714 i imieniu własnym „California Rocket”, należącym do 15 Armii Powietrznej USAAF. Celem ataku była fabryka benzyny syntetycznej w Oświęcimiu. Samolot wyleciał z włoskiej bazy w Cerigniola w dniu 18 grudnia 1944 r. W trakcie misji uległy uszkodzeniu jego silniki i w efekcie rozbił się na wschodnich stokach Gorców, nad polaną Pańska Przehybka. Dziewięciu członków załogi uratowało się skokiem na spadochronach. W niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach zginął jednak dowódca maszyny por. pil. Wiliam Beimbrink. Ocaleni lotnicy zostali odnalezieni przez partyzantów IV batalionu 1 psp AK kpt. Juliana Zapały „Lamparta” i szczęśliwie doczekali u niego końca wojny. W miejscu katastrofy pod polaną Pańska Przehybka, w 50. rocznicę zdarzenia, odsłonięty został oryginalny pomnik, w konstrukcji którego wykorzystano autentyczne części rozbitego samolotu. Prowadzi do niego ścieżka edukacyjna GPN, rozpoczynająca się za osiedlem Masiarczyki w Małym Jaszczem.
Między 27 a 28 stycznia 1945 r., podczas wyzwalania ziemi nowotarskiej przez żołnierzy 1. Armii Gwardii dowodzonej przez gen. płk. Andrieja Greczkę, oddziały wojsk niemieckich wycofujących się drogą gronkowską w kierunku Leśnicy, Czarnego Dunajca i Jabłonki na Słowację, zostały zaatakowane przez formację radzieckich samolotów szturmowych Ił-2. Wchodziły one w skład 108 Pułku Lotnictwa Szturmowego. Wojska sowieckie z powodzeniem nadrabiały braki w artylerii użyciem tego typu samolotów, które ze względu na przerażającą skuteczność nazywane były przez Niemców „czarną śmiercią”. Jeden z nich, prawdopodobnie na skutek awarii lub straciwszy orientację w panującej w tych dniach mgle i śnieżycy, poleciał w kierunku Turbacza i rozbił się na jego południowym zboczu. Zwłoki lotników zostały wydobyte z wraku samolotu dopiero późną wiosną po ustąpieniu pokrywy śnieżnej i pochowane na nowotarskim cmentarzu komunalnym.
Po Powstaniu Warszawskim, wśród mieszkańców stolicy szukających schronienia w Krakowie, znalazła się grupa działaczy Robotniczej Partii Polskich Socjalistów. Dzięki pomocy tamtejszej organizacji PPR, grupa ta przeniosła się następnie w Gorce. Początkowo zaopiekował się nią oddział AL im. L. Waryńskiego – Tadeusza Gregorczyka „Tadka”, kwaterujący wówczas w gajówce na Starych Izbiskach, a potem oddział AL „Za Wolną Ojczyznę” – por. Bruno Skutelego „Zygfryda”. Wobec zbliżającego się frontu, powstał plan przerzucenia do Lublina drogą powietrzną części działaczy przebywających w oddziale. Przygotowano dwa lądowiska – jedno w pobliżu Mogilan pod Krakowem, a drugie w Koninkach przy osiedlu Filipy. W pierwszych dniach stycznia 1945 r. na lądowisku w Koninkach wylądował samolot Po-2 („Kukuruźnik”) przysłany przez Polski Sztab Partyzancki. Jednak „Zygfryd” zadecydował, że zabierze najpierw rannego partyzanta. Podczas startu samolot zaczepił o dużą lipę rosnącą do dzisiaj przy kapliczce, uszkadzając podwozie i nieomal ulegając katastrofie. Kolejne cztery samoloty w ogóle nie dotarły do przygotowanego lądowiska z powodu gwałtownego załamania się pogody.
Wiosną 1972 r. zaszła konieczność ewakuacji ze schroniska na Turbaczu rannej podczas jazdy na nartach turystki, pochodzącej z Warszawy. Na pomoc wezwano śmigłowiec SM-1, należący do Zespołu Lotnictwa Sanitarnego w Katowicach. Niestety, podmuch porywistego wiatru zepchnął na ziemię startującą maszynę, w której całkowitemu zniszczeniu uległy łopaty wirnika głównego. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach. Po demontażu uszkodzonego wirnika, kadłub wraz z belką ogonową zostały przetransportowane na lotnisko w Katowicach-Muchowcu, przez wezwany z Warszawy śmigłowiec Mi-2. Pod koniec tego samego roku, wyremontowany SM-1 powrócił do pracy. SM-1 był produkowany przez Wytwórnię Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku od 1956 r. na licencji rosyjskiego śmigłowca Mi-1, będącego pierwszą tego typu konstrukcją Michaiła Mila.
Na grzbiecie Obidowca 25 maja 1973 r. uległ katastrofie dwusilnikowy samolot sanitarny L-200 Morava. Odbywał on lot z Gdańska do Kielc, a następnie w drugim etapie leciał do Nowego Targu. Transportował chore dziecko, które z lotniska w Nowym Targu miało zostać zabrane do szpitala w Rabce Zdrój. Trudne warunki atmosferyczne, w tym silne opady śniegu spowodowały katastrofę. Zginęła matka transportowanego dziecka. Poważnego urazu kręgosłupa doznał pilot maszyny, natomiast dziecko uniknęło większych obrażeń. W akcji ratunkowej brała udział grupa podhalańska GOPR z Rabki Zdrój. Na miejscu zdarzenia, przy czerwonym szlaku turystycznym prowadzącym w kierunku Turbacza, postawiony jest symboliczny pomnik.
W okolicy Rdzawki, w 1988 r. miała miejsce katastrofa samolotu sportowego PZL-104 „Wilga”, należącego do Aeroklubu Tatrzańskiego w Nowym Targu. Zginął w niej wówczas młody pilot pochodzący z tego miasta. Powodem tragedii był rozwijający się spadochron skoczka opuszczającego samolot, który niefortunnie zaplątał się w urządzenie sterowe. Skoczka, który zdołał odciąć uszkodzony spadochron uratował drugi – awaryjny, lecz zablokowane stery spowodowały katastrofę maszyny i śmierć samego pilota.
Marek Kurzeja
Obejrzyj zdjęcia statków powietrznych na stronie Gorczańskiego Parku Narodowego.
Komentarze