Zabawa w rzepa na psim ogonie
Od lat na międzynarodowych zawodach szybowcowych jest kultywowany zwyczaj urządzania międzynarodowych bankietów podczas których poszczególne nacje prześcigają się w demonstrowaniu specjałów swojej kuchni a Brytyjczycy demonstrują w jaki sposób z najlepszych surowców na świecie można przyrządzać mdłe, niesmaczne , potrawy. W okresie ,gdy z racji oczywistych podczas wyjazdów zagranicznych karmiliśmy się dyskretnie przyrządzanymi zupkami z torebki, takie imprezy były dla nas krępującym wydarzeniem , bo występowaliśmy w roli pieczeniarza wędrującego z drewnianą łyżką za cholewą. Dziś już tak nie jest a gdy zawody są organizowane w zasięgu kuchni flagowej GSS Żar , Boguś Drenda i jego zespół niezwykle efektownie ratują honor ojczyzny.
Tak było i tym razem . Każdy mógł na się u nas jeść smacznie i do syta , oraz poprawić sobie nastrój i trawienie znakomitym eliksirem z okolic Turbacza. Szczególnie byli wdzięczni za za to ci którzy wracając późno z terenu sądzili , że przyjdzie im składać głowę do poduszki o głodzie, albo przy próbach oszukania głodu skraweczkami pokarmów uważać na to by z mikroskopijnymi porcyjkami jakiegoś specjału nie nałykać się drewnianych kołeczków.Taki relaks ma swoje znaczenie, toteż następnego dnia ekipy ochoczo ciągnęły swe orchidee na start ,choć upał paraliżował od rana . Ku zdziwieniu rywali Sebastian nie odpalił tym razem na trasę bez oglądania się na konkurentów , lecz zabawił się w rzepa na psim ogonie. Zaskoczenie było tak duże ,że duet AK i Y4 nie próbował nawet sztuczek z wymanewrowaniem „wagonika”.W konsekwencji nasz pasażer na gapę miał komfortową wycieczkę po górach, wokół TMA Żylina, z doskonałymi przewodnikami a na dodatek troszkę szybciej dotarł na kolację.
Następnego dnia znów zastosował oręż przeciwnika i cierpliwie czekał na ich odlot , aby wskoczyć na stopnie odjeżdżającego pociągu. Początkowo śmieszyła taka wojna nerwów i gra na przeczekanie . Sebastian stwierdził ,że nawet mu się podoba ta zabawa w kotka i myszkę . Jednak gdy te harce przeciągały się a zmienne warunki i zagrożenie burzami mogły spowodować nie ukończenie konkurencji zacząłem denerwować się , czy w tej grze licznego zespołu Niemców nie postawiono na to , iż para „wiążąca walką” Sebastiana nie dąży do posadzenia go w polu.Jednak okazało się ,że była to tylko bardzo męska gra na przełamanie odporności przeciwnika. Na trasę o długości 350 km odlecieli dopiero po 14 -ej. W zmiennych , burzowych , warunkach było to pokerowe zagranie i niewiele brakło , aby to towarzystwo musiało sprawdzać , czy już zaczęły się żniwa.Potrek Jarysz zabrał się z pierwszym peletonem szybowców. Ich lot odbywał się w dobrych warunkach i bez deficytu czasu , toteż oszczędził sobie stresu. Takich dylematów jakie są udziałem Sebastiana i konieczności stosowania gier startowych nie mieli Tomek Krok i Leszek Duda w klasie club. Odeszli w bardzo dogodnym momencie , dobrze wykorzystali warunki i w rezultacie podzielili się trzecim i czwartym miejscem.
Natomiast gracze pokerowi wybronili się dosłownie w ostatnim momencie , bo super komórka burzowa wędrująca od Bratysławy, skutecznie wygasiła termikę na ostatnim odcinku trasy ,więc nad lotnisko dotarli oni już w deszczu a pioruny po raz kolejny udowodniły jak bezbronna jest wyrafinowana technika elektroniczna w starciu z prymitywnymi narzędziami gromowładnego Zeusa. Jedno celne trafienie sprawiło zniszczenie sieci komputerowej organizatorów.
Tomasz Kawa
Komentarze