Przejdź do treści
Źródło artykułu

Prezent pogody

Gruby welon chmur wysokich i ławice alto z charakterystycznymi wieżyczkami snujące się od świtu nad górami nie pozostawiały złudzeń co do tego, że dzionek będzie łatwy dla pilotów. Organizatorzy uciekli więc w "obszarówkę" z okręgami o średnicy kilkudziesięciu kilometrów zamiast punktów zwrotnych określających precyzyjnie przebieg trasy. Pozwala to na ominięcie burz i obszarów złej pogody, ale potęguje wpływ przypadku, toteż w takim "rozbójniku" może się przewrócić cały układ tabeli, gdy swoje trzy grosze wrzuci pogoda a ta dziś nieźle kaprysiła. W naszym klimacie nie można zmarnować choćby najmniejszej szansy na rozegranie konkurencji, toteż w parne i dość ponuro wyglądające przestworza już przed południem zaczęto wyciągać szybowce.

Kilkanaście Dynamiców w kilka minut poderwało Smyki z klasy światowej, ale nawet te parę minut zaważyło na tym, że startujący na końcu grupy Mikołaj Zdun i jeszcze jeden pechowiec nie zdołali zabrać się do windy, która wyniosła poprzedników do ciemnej podstawy rozległej chmury. Obaj musieli czekać , aż skończy się holowanie kilkudziesięciu szybowców z klasy club. W tych okolicznościach jego partner Jędrzej nie mógł ryzykować tak długiego oczekiwania i odleciał z głównym peletonem. Trafili z odlotemdość korzystnie, na trasę dość korzystnie, ale gdy dotarli na powrót w rejon lotniska parę szybowców musiało osiąść na okolicznych polach. na północ od lotniska utworzyła się dość rozległa szczelina w zwartej opończy chmur wysokich i powoli dryfowała przez lotnisko na południową część Słowacji. Był to prawdziwy prezent dla pilotów klasy club i standard, którzy w mizernych wznoszeniach oczekiwali nad lotniskiem na moment. Nie było możliwości bawienia się w gry przedstartowe, toteż nie bacząc na to kto "powiezie się" za plecami trzeba było odmeldowywać się na trasę, by łapać złocisty dar niebios.

Jędrzej decyduje się na ponowienie startu. Tomek i Leszek z klasy klubowej lecieli rozważnie i starając się unikać sytuacji kryzysowych wykorzystywali "do sufitu" niemal każde wznoszenie. To dobra taktyka na niepewne pogody i choć rzadko daje taka ona szansę na zwycięstwo w wyścigu, to gwarantuje unikanie większych kłopotów. Piotr z Sebastianem w klasie standard nie oglądali się za siebie. Wybrali dobry moment startu i wykorzystując korzystne warunki przeskoczyli Francuzów penetrując głęboko obszar pierwszej strefy nawrotów. Musieli jednak odlecieć na zachód od tego korytarza a następnie lecieć na południe w kierunku Nitry.

Czytaj całość artykułu na stronie GSS AP Żar.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony