Przejdź do treści
Źródło artykułu

Himalaya Gliding Project - Trzynaście biurek!

Dzisiaj pobiliśmy rekord Nepalu. Przyznajemy, że było nam łatwiej, bo przyjechały posiłki z Polski: tata Seby, Tomasz i syn Krzyśka, Michał.

Ale, ale. Przejdźmy do rezultatów dnia! Dzisiaj w końcu otrzymaliśmy dokument, który umożliwia nam odprawę szybowca w Kalkucie! Ale, ale. Nie myślcie, że to tak hop siup! Najpierw dokument z CAAN zanieśliśmy do Secretary (najwyższy urzędnik po ministrze) w ministerstwie Kultury, Turystyki i Lotnictwa Cywilnego, z tamtąd, po rekomendacji sekretarza, dokument zanieśliśmy do Joint Secretary (stanowisko niższe niż Sekretarz), z tamtąd (oczywiście po uzyskaniu odpowiedniej rekomendacji joint secretary) do urzędnika, który zajmuje się pisaniem listów.


Sebastian Kawa

Napisał trzy: do ministerstwa handlu, do departamentu ceł i do Kalkuty. Po uzyskaniu listu droga powrotna była taka sama (jeśli chodzi o biurka). O godzinie 14:00 mieliśmy gotowy list z ministerstwa i pierwsza ekipa urzędowa pognała do Nitina (nasz agent celny), którego niestety znowu nie było... (Niedziela, czyli tutaj poniedziałek. Szewski). W tym czasie druga ekipa pisała w CAAN wniosek o przedłużenie pozwolenia na loty do połowy marca. Zaaprobowany przez wydział pozwoleń. Złożyliśmy ten list jak tylko Sebastian dojechał na chwilę do CAAN po drodze do departamentu ceł. Sekretariat, śliwki w czekoladzie, pokazywanie zdjęć dzieci (Michał Trześniowski osobiście) i możemy biec załatwiać zezwolenie na import. Nasz agent celny mówił, że tempo jest jedno biurko dziennie. Pokazaliśmy mu, że nie miał racji. W departamencie ceł 6 biurek. Drugim naszym wyczynem było doprowadzenie do tego, że zmusiliśmy naszego agenta celnego do pracy po 16:00. Trzecim, że kurier poczekał i dokumenty o 17:00 pojechały do Kalkuty. Barun z Avia Club Nepal powiedział dzisiaj, że zaczyna się uczyć od nas.


 Barun Gyawali i Sebastian Kawa

Trzecia ekipa, osłabiona przykrą dolegliwością, która znaczy drogę do domu, przygotowała relacje telewizyjne w pięknych okolicznościach koncertu rokowego miejscowych idoli. Potem podjęliśmy się rzeczy prawie niewykonalnej: dorobienia specjalnego elementu umożliwiającego przejście z europejskiego "samczyka" na nepalską "samiczkę" ( no dobrze, w systemie aparatury tlenowej). Sytuację uratowali pracownicy izby przyjęć miejscowego szpitala, gdzie każdy w inny sposób chciał pomóc. Dodatkowo udało nam się "na ładne oczy" pożyczyć suwmiarkę od szefa warsztatu ślusarskiego, który w efekcie końcowym podjął się wykonania naszej redukcji. Będziemy ją mieli na jutro!

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony