Ekspert tłumaczy, dlaczego obrona powietrzna nie wykryła drona: żadna zapora nie jest idealna
Żadna zapora nie będzie kompletnie szczelna. Nasze systemy ochrony nieba osiągną zadowalający stan najwcześniej pod koniec tej dekady – ocenił Jakub Palowski, analityk ds. obronności i zastępca redaktora naczelnego Defence24.
Od końca kwietnia 2023 r. antydronowe zabezpieczenie Polski opiera się na kilkunastu mobilnych kontenerowych systemach SKYctrl L wyprodukowanych przez gdyńską firmę Advanced Protection Systems. Każdy z zestawów pozwala pokryć obszar prawie 30 km kw. W przypadku większych obiektów zasięg wykrywania to 10 km, natomiast w przypadku małych dronów – 3 km.
W nocy z wtorku na środę obiekt latający spadł i eksplodował na polu kukurydzy w okolicy miejscowości Osiny w powiecie łukowskim na Lubelszczyźnie. Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował w środę, że obiekt, który spadł pod Osinami, to rosyjski dron.
Jakub Palowski, zastępca redaktora naczelnego Defence24 zapytany o to, dlaczego nasz system obrony powietrznej nie wykrył obiektu, zwrócił uwagę, że na poważnie rozpoczęliśmy jego budowę w 2022 r., po pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. - Nie możemy teraz oczekiwać, że będzie on dobry; nie w tak krótkim czasie – podkreślił ekspert.
Ekspert wytłumaczył, że SKYctrl L to system ochrony punktowej. Może wykrywać drony na odległość maksymalnie kilkunastu kilometrów, a w praktyce mniej.
– Jeśli systemów jest niewiele, pojawia się pytanie, gdzie je rozmieścić. Nie da się ich używać bez przerwy – przez całą dobę i siedem dni w tygodniu. Wymagają okresowych przeglądów i remontów, a także wykorzystania w szkoleniu operatorów – podkreślił ekspert.
Ograniczona liczba systemów zmusza wojsko do wyboru, czy powinny one chronić granicę państwową, czy raczej obiekty strategiczne, takie jak lotniska. Jak zauważył Palowski, zestawów jest zbyt mało, by zabezpieczyć całą wschodnią granicę. Dlatego konieczne staje się także podjęcie decyzji, czy rozmieszczać je przy granicy z Białorusią, czy z Ukrainą.
– Dlatego powinniśmy dążyć do zakupu jak największej liczby takich i podobnych systemów – podkreślił ekspert. Dodał, że liczy na to, iż w ramach projektu Tarcza Wschód uda się pozyskać ich jak najwięcej.
Ekspert pozytywnie ocenił zapowiedziany przez szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza zamiar zakupu systemów akustycznych, wykrywających dźwięk nadlatujących dronów. Zwrócił uwagę, że tego typu rozwiązania z powodzeniem wykorzystują już Ukraińcy, a ich koszt jest znacznie niższy niż w przypadku radarów. Podkreślił jednak, że systemy akustyczne wymagają stałej modernizacji, ponieważ część dronów używanych przez Rosjan wyposażono w zmodyfikowane silniki, które pracują dużo ciszej niż te w modelach Shahed.
Rozmówca PAP podkreślił, że drony są znacznie trudniejsze do wykrycia niż inne środki napadu powietrznego. Ponieważ latają na małych wysokościach, radar rejestruje je dopiero wtedy, gdy znajdą się stosunkowo blisko. Wykrycie dronów jest też trudniejsze niż w przypadku rakiet, takich jak np. Kh-55, która w 2023 r. spadła w pobliżu Bydgoszczy. Rakiety poruszają się szybciej i dzięki tzw. efektowi Dopplera są wyraźniej widoczne dla radarów. – Radar nie pomyli rakiety ze stadem ptaków, a w przypadku drona może się tak zdarzyć – zaznaczył ekspert.
W najbliższych latach zdolności Polski do wykrywania środków napadu powietrznego mają się znacząco zwiększyć dzięki aerostatom Barbara. W maju 2024 r. MON podpisał kontrakt wart 960 mln dol. na zakup czterech systemów, z których każdy obejmuje ponad 70-metrowy balon wyposażony w radar. Zakotwiczony na ziemi aerostat może wznieść się na wysokość blisko 5 km, skąd będzie w stanie wykrywać obiekty oddalone nawet o ponad 300 km – i to w trybie ciągłym, przez miesiąc.
– To jest znakomite uzupełnienie zdolności przeciwlotniczych, radarowych, rozpoznania radiolokacyjnego – powiedział Kosiniak-Kamysz w środę, dodając, że pierwsze aerostaty w ciągu najbliższych miesięcy powinny trafić do Polski.
Zdaniem Jakuba Palowskiego aerostaty Barbara świetnie sprawdzą się w czasie pokoju dzięki dużej zdolności przetwarzania sygnału i zasięgowi przewyższającemu większość innych urządzeń radiolokacyjnych. – Natomiast są bardzo duże i stacjonarne, dlatego w razie konfliktu, można je łatwo zniszczyć – zaznaczył ekspert.
W 2028 r. mają pojawić się przeciwdronowe elementy Tarczy Wschód - dużo czujników o zasięgu kilku do kilkunastu kilometrów rozmieszczonych w znacznym zagęszczeniu. - Nie wiem, ile ich będzie i gdzie zostaną rozmieszczone, bo te plany są niejawne. Stawiam dolary przeciw orzechom, że najpierw pojawią się na granicy z Rosją i Białorusią, a dopiero potem z Ukrainą – ocenił rozmówca PAP.
Zdaniem eksperta, najlepszą ochronę antydronową na świecie ma Izrael. Wynika to po pierwsze z doświadczeń bojowych tego kraju, łączenia różnych systemów - jak radary, urządzenia optyczne i innych, często tajnych rozwiązań. - Ponadto Izrael posiada Żelazną Kopułę. Choć i ona nie jest absolutnie szczelna, to jej skuteczność przeciwko środkom napadu powietrznego Hezbollahu wynosi 90 proc. – dodał Palowski. Nie bez znaczenia jest też mała powierzchnia tego kraju, przez co systemy mogą być rozmieszczone bardzo gęsto. Wreszcie Izrael korzysta z pomocy sojuszniczej. Amerykański statek powietrzny wczesnego ostrzegania AWACS to wielki atut, bo może wykrywać drony z odległości kilkuset kilometrów.
Z kolei zapowiedziana w maju tego roku przez Donalda Trumpa Złota Kopuła ma chronić całe Stany Zjednoczone przed pełnym spektrum środków napadu powietrznego. W ocenie eksperta, z którym rozmawiała PAP, Amerykanie dysponują zarówno możliwościami produkcji systemów wykrywania, jak i obroną powietrzną sprawdzoną już w realnych warunkach – na Bliskim Wschodzie oraz w Ukrainie, gdzie Ukraińcy korzystają z amerykańskich technologii.
Jednocześnie ekspert zaznaczył, że nawet przy przeznaczeniu odpowiednich środków system nie będzie stuprocentową barierą. – Raczej ochroni całe terytorium USA przed ograniczonym atakiem ICBM i rakietami manewrującymi oraz punktowo zabezpieczy kluczowe obiekty przed dronami – wyjaśnił.
Jak podsumował Jakub Palowski, żadna zapora nie będzie kompletnie szczelna, natomiast w jego ocenie nasze systemy ochrony nieba osiągną zadowalający stan najwcześniej pod koniec tej dekady.
Jak poinformował w czwartek szef Prokuratury Okręgowej w Lublinie Grzegorz Trusiewicz, w Osinach wznowiono oględziny miejsca zdarzenia. Ma tam pracować już sześciu prokuratorów oraz około 150 przedstawicieli innych służb, w tym wojsko. Obszar poszukiwań został powiększony o kolejny, piąty sektor. Łącznie jest to kilka hektarów.
Prok. Trusiewicz przekazał, że w środę udało się przesłuchać jeszcze trzy osoby z okolicznych miejscowości, które widziały i słyszały obiekt latający. - W zestawieniu z nagraniami, które posiadamy, istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że obiekt ten nadleciał prawdopodobnie z terenu Białorusi – podkreślił.
Jedną z wersji, którą śledczy biorą pod uwagę jest to, że dron mógł zahaczyć o pobliskie linie energetyczne. Prokuratura zabezpieczyła trzy linie energetyczne, które wykazują „ślady świeżego uszkodzenia”.
Trusiewicz przekazał na środowej konferencji prasowej, że na polu kukurydzy spadł „spory dron wojskowy”, na którego silniku ujawniono napisy „prawdopodobnie w języku koreańskim”. Jak poinformował, śledczy zebrali spory materiał dowodowy i przesłuchali ok. 10 osób. Zaapelował do mieszkańców, którzy mają informacje o zdarzeniu lub nagrania z zajścia, o kontakt z policją lub żandarmerią wojskową.
Wicepremier, szef MSZ Radosław Sikorski napisał w środę na X, że kolejne naruszenie naszej przestrzeni powietrznej ze Wschodu potwierdza, że najważniejszą misją Polski wobec NATO jest obrona naszego własnego terytorium. MSZ zapowiedziało notę protestacyjną skierowaną do strony rosyjskiej w związku z naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej. (PAP)
gru/ bst/ lm/
(arch.)



Komentarze