Przejdź do treści
Źródło artykułu

Ekspert: do Polski prawdopodobnie wleciały drony Gerbery, co oznacza działanie celowe

To, co wleciało do Polski w trakcie ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, to były prawdopodobnie Gerbery, a to oznacza, że było to działanie celowe – powiedział PAP mjr rez., dr inż. Michał Fiszer. Dodał, że problem wykrywania małych dronów jest nowy i trzeba pomyśleć nad jego rozwiązaniem.

W nocy z wtorku na środę Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że w trakcie ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony. Drony, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie, zostały zestrzelone.

– To, co wleciało do Polski, to w całości były prawdopodobnie Gerbery. Co wskazuje na to, że było to działanie celowe – powiedział PAP były pilot wojskowy, mjr rez. dr inż. Michał Fiszer.

Jak tłumaczył, Gerbery to drony, które wywodzą się od irańskich Shahedów. – Rosjanie skopiowali irańskie drony typu Shahed-131 i Shahed-136 (…) i wytwarzają je u siebie w kilku wersjach: Shahed-131 to Gierań-1, a Shahed-136 to Gierań-2 – powiedział.

Były pilot wojskowy wyjaśnił, że dron ten jest uproszczoną wersją Shahed-131 - „bardzo zubożoną, bez głowicy”. – Z racji, że można produkować je bardziej masowo od tych wcześniej wymienionych, to służą do tego, by potęgować ilość celów w przestrzeni powietrznej (…). Chodzi o to, żeby zamiast 250 dronów wysłać np. 500 – podkreślił.

– Dron działa w taki sposób, że ma prosty, bezwładnościowy, taki żyroskopowy układ zliczający drogę. Do tego posiada korekty z GPS-u i często jeszcze kartę SIM po to, żeby logując się do sieci komórkowej, mógł za pośrednictwem mediów społecznościowych dostawać komendę do zmiany trasy – tłumaczył.

Dodał, że tego rodzaju drony lecą tylko w jedną stronę do wyczerpania paliwa albo określonego miejsca, które może być oddalone na „400 km, a z dodatkowymi zbiornikami w kadłubie 600-900 w zależności od pojemności”.

Jak podkreślił Fiszer, Gerbery nie są stosowane do rejestracji otoczenia. – Rosjanie do rozpoznania stosują takie drony, jak Orłan. To taki nieduży dron, waży gdzieś w granicach 30 kg, a jego taktyczny promień działania to do 50 kilometrów od linii frontu. – wytłumaczył. Jak dodał, stosuje się też duże, ciężkie drony, Forposty, które ważą po 600 kg i mogą wylatywać na odległość nawet 300 km.

Ekspert zwrócił uwagę, że rodzajów dronów jest wiele. – Takie, które różnią się wielkością (od kilkunastu gramów do kilkunastu ton), ceną (od kilkuset do kilkudziesięciu milionów dolarów) i zastosowaniem – oznajmił.

– W wojsku używa się dronów-bezpilotowców, zaczynając od takich, które mieszczą się na dłoni. Malutkich, które służą do obserwacji w promieniu kilkuset metrów – dosłownie do zaglądania na sąsiednią ulicę czy do budynków – aż po takie amerykańskie, jak np. Global Hawki. Te ostatnie są nawet większe od pasażerskiego Boeinga 737, a Rosja w nalotach na Ukrainę miesza „pół na pół” drony bojowe z Gerberami – powiedział Fiszer.

Pytany o system wykrywania dronów mjr rezerw stwierdził, że każdy obiekt powietrzny jest wykrywany przez radar, jednak mniejsze drony są wykrywane bliżej, a większe dalej, co ma związek ze skutecznością powierzchni odbicia radiolokacyjnego – radar cross-section LCS.

Jak przekazał, stosuje się wyspecjalizowane radary milimetrowe o wysokiej czułości, za to z małym zasięgiem, do wykrywania małej wielkości dronów. Dodał, że problem wykrywania takich dronów jest czymś nowym i trzeba pomyśleć nad jego rozwiązaniem.

Jest tak, ponieważ – jak mówił – duże radary do wykrywania samolotów na dużych odległościach nie zawsze sprawdzają się do wykrywania tych malutkich dronów.

Ekspert nie wykluczył też, że polska przestrzeń powietrzna zostanie ponownie naruszona. – Ludzie nie wierzą w to, co Rosjanie sami mówią. (…) A oni mówią, potem to robią, a my dalej w to nie wierzymy – ocenił. (PAP)

kk/ jj/ mro/ lm/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony