Wypełnić swój worek z doświadczeniem, a nie czerpać z tego ze szczęściem...
Ponieważ rozwój jest bardzo ważnym czynnikiem bezpieczeństwa w powietrzu, to nie przestajemy pytać najlepszych lotników w naszym kraju o ich rady. Jakiś czas temu zapoczątkowaliśmy serię artykułów pod hasłem „Porady Mistrzów”, w których najlepsi piloci w naszym kraju udzielają cennych wskazówek w dziedzinach, w których są bezspornymi fachowcami.
Jako kolejny, do tablicy został wywołany Piotr Mieszczak – paralotniowy Mistrz Polski 2012r.
Piotr Mieszczak, ur. 1971 w Żywcu. Absolwent Wydziału Turystyki i Rekreacji na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Z lotnictwem, a ściślej – z paralotniarstwem – związany od 1991r., nalot ogólny 1500 godzin. Od 1998r. instruktor paralotniowy szkolący czynnie w szkole paralotniowej „Beskid Paragliding”. Przygodę z lataniem sportowym rozpoczął w 2003r., jednakże poświęcając się głównie pracy szkoleniowej, rzadko miał okazję startować w zawodach. W 2012r. strona sportowa dominuje nad zawodową owocując częstszymi startami oraz zdobyciem w Macedonii tytułu paralotniowego Mistrza Polski. Oprócz pasji latania interesuje się podróżami, fotografią, kulinariami.
Naszego rozmówcę zapytaliśmy: Jakie są najczęstsze błędy i złe nawyki paralotniarzy? Jakich zasad należy przestrzegać, aby zachować najwyższy poziom bezpieczeństwa?
Na przestrzeni kilku ostatnich lat paralotniarstwo stało się na arenie sportów lotniczych sportem niemal masowym. Łatwa dostępność, krótki czas szkolenia do licencji, stosunkowo niewielkie koszty – te wszystkie czynniki sprawiły, iż napływ kandydatów chcących zdobyć uprawnienia pilota paralotni rośnie, a wraz z nim niestety statystyka wypadków. Moja kilkunastoletnia praca w charakterze instruktora, a także spojrzenie na problematykę ze stanowiska pilota – zawodnika, utwierdziło mnie w przekonaniu, iż wypadki w głównej mierze dotyczą osób latających niedługo, u których nalot całkowity nie przekracza powiedzmy 70 - 100 godzin.
Problem moim zdaniem rozpoczyna się już u samych podstaw, czyli tuż po odbyciu obligatoryjnego szkolenia. Przy dobrym układzie pogody wystarczy niespełna okres dwóch tygodni, aby ukończyć obowiązkowe 2 etapy, zdać egzamin, odczekać jeszcze powiedzmy miesiąc i otrzymać upragnione świadectwo kwalifikacji. Po otrzymaniu uprawnień pilot uzyskuje prawną możliwość wykonywania czynności lotniczych, przy czym brak tutaj znaku równości pomiędzy tym co może, a tym co realnie dany pilot potrafi. Zwłaszcza na płaszczyźnie lotów z wykorzystaniem termiki, które to niosą zwiększone ryzyko wypadku.
Trudno w tym miejscu w ogóle mówić, że pilot ma na tym etapie jakiekolwiek złe czy dobre nawyki, natomiast wielkim błędem jest zakończenie edukacji bez zaliczenia nieobowiązkowego obecnie trzeciego etapu obejmującego loty w zakresie termicznym i żaglowym. Na szczęście tendencja do zakończenia szkolenia po drugim etapie wydaje się maleć wraz z rosnącą świadomością kandydata na pilota, niemniej jednak sporo osób kontynuuje dalsze szkolenie na zasadzie „odkrywania Ameryki”, co może utrwalać złe nawyki i prowadzić w konsekwencji do złego pilotażu.
Rzecz jasna ukończenie trzeciego etapu nie gwarantuje dalszej bezwypadkowej kariery. Tu pilot wchodzący w etap lotów samodzielnych powinien zwrócić szczególną uwagę na umiejętność doboru właściwych sobie warunków i miejsca do latania, ale chyba przede wszystkim położyć nacisk na trening naziemny, tzw. „ground handling”. W nim bowiem wyrobimy sobie odpowiednie nawyki, opanujemy skrzydło nabierając doń i do siebie zaufania, udoskonalimy start alpejski. Gro wypadków, moim zdaniem, ma miejsce podczas startów i lądowań, zatem te elementy nie powinny być lekceważone. Niestety jednak fakty są takie, iż większość początkujących pilotów zaczyna się koncentrować na samej fazie lotu nie wykorzystując nielotnych dni na zabawę ze skrzydłem.
Kolejnym, dość niepokojącym zjawiskiem jest tzw. w pewnych kręgach paragliding siłowy, czyli ujmując jaśniej latanie w warunkach, które są albo ogólnie za mocne albo też przerastają nasze umiejętności i doświadczenie. Niejednokrotnie widuję pilotów o niewielkim doświadczeniu startujących w warunkach, w których „wyjadacze” odpuszczają. Taki lot „o przetrwanie” raczej zdruzgocze psychikę, niewiele nauczy, a może też sprawić krzywdę, więc pamiętajmy po prostu, że jutro górka też tu będzie, a my tymczasem możemy się wybrać na łąkę poćwiczyć start alpejski czy po prostu panowanie nad skrzydłem.
Reasumując, aby zmniejszyć potencjalne ryzyko wypadku, jakie ze sobą niesie uprawianie paralotniarstwa, pilot – kandydat powinien przejść solidny blok szkoleniowy obejmujący nie tylko loty w zakresie podstawowym i loty wysokie, ale także loty z wykorzystaniem prądów wznoszących.
Bardzo pozytywny wpływ na nasze przyszłe bezpieczeństwo ma opanowanie skrzydła na ziemi. Duży nacisk na trening naziemny w zaskakujący sposób podnosi nasze opanowanie skrzydła, daje poczucie komfortu. Zachowanie skrzydła podczas „ground handlingu” w sporym stopniu znajduje przełożenie na zachowania skrzydła w powietrzu, dlatego też zachęcałbym do treningu naziemnego każdego, kto chce latać bezpiecznie jednocześnie mając jakieś założone cele.
Właściwy dobór warunków i miejsca do własnych umiejętności ma kolosalne znaczenie. Robienie postępów w lataniu na paralotni nie powinno być mylone ze startem w skrajnych warunkach. Początkujący piloci czasami zbyt gorliwie „rzucają się” w zbyt ostre, turbulentne warunki, zamiast ćwiczyć w warunkach łagodnych czy też na stokach dla początkujących. Realia pokazują, że to właśnie nie sprzęt, a powyższe czynniki mają wielki wpływ na nasze bezpieczeństwo lotu, zatem minimalizacja tych zagrożeń powinna w wielkim stopniu podnosić jego poziom.
Warunki meteorologiczne w Polsce pod kątem uprawiania paralotniarstwa nie są rewelacyjne. Dodatkowo więc zachęcałbym pilotów początkujących do w miarę możliwości częstych wyjazdów za granicę, gdzie klimat jest stabilniejszy. Z autopsji wiem, iż nalot ogólny można wtedy zwiększyć w tempie astronomicznym, a co za tym idzie wypełnić swój worek z doświadczeniem, a nie czerpać z tego ze szczęściem. Nie zapominajmy też, aby do lotów przygotować się odpowiednio w sferze psychofizycznej. Sen, trening ruchowy, trening mentalny – taki zestaw pomaga z reguły poukładać sobie w głowie priorytety i w locie mieć otwarty umysł skoncentrowany na kwestiach bezpieczeństwa czy taktycznych.
Piotr Mieszczak
Czytaj też: pozostałe artykuły z serii Porady Mistrzów
Komentarze