(Wirtualna) rzeczywistość a sprawa w Seattle
Dzisiaj, o poranku zwrócił naszą uwagę pewien wpis odnoszący się do samobójczego lotu w Seattle. Swoimi przemyśleniami podzielił się Pan Michał Witkowski wiceprezes ULC do spraw standardów lotniczych.
"Będzie lokowanie produktu. Większość "ekspertów" lotniczych zastanawia się jak to jest możliwe, że człowiek bez licencji i uprawnień zdołał wylecieć z lotniska w Seattle ? Od ponad 10 lat czynnie obserwuje rozwój symulatorów lotniczych. Mam "wylatne" ponad 3000 godzin w "grach", które już nie są grami a raczej przypominają urządzenia do trenowania procedur. Po nawet niewielkiej ilości lotów powiedzmy 50 do 100, entuzjasta jest w stanie uruchomić silniki w większości popularnych samolotów używanych we współczesnym transporcie lotniczym m.in. Q400 A320 B738. Kołowanie i start :) ? ...to nie problem. Problem z utrzymaniem samolotu w powietrzu ? NAV potem SPEED po odpowiedniej wysokości AP. Wcześniej FD. itp...w zależności od typu. Może dla osoby bez pomysłu HDG mode. Hasło kolegów, entuzjastów wirtualnego latania cyt "my nie gramy w grę" nabrało po nieautoryzowanym wylocie Q400 nieco innego znaczenia."
My się zgadzamy. A Wy?
Czytaj również: Wołanie z Seattle
Komentarze