Spadochroniarstwo: Etos gladiatora zanurzony w smartfonie...
Zaburzony obraz rzeczywistości oraz mizerna komunikacja to źródło głupich i niebezpiecznych pomysłów. W moim odczuciu to bardzo poważny problem dotyczący nie tylko spadochroniarstwa.
Wszystko zaczyna się niewinnie
Grono znajomych na portalu społecznościowym dowiaduje się, że podobny do nich użytkownik zapisał się na szkolenie spadochronowe. Nie mogą się tego nie dowiedzieć, bo wystarczy zdjęcie obok samolotu, zdjęcie ze spadochronem na plecach albo jeszcze bardziej spektakularne zdjęcie ze swobodnego spadania lub lądowania, aby w mikrospołeczności utkanej wokół świeżego kursanta zawrzało.
Dzióbki w przeróżnych plenerach, czy udostępnianie głupie filmy nie mogą wygrać z takim atrakcyjnym odbiciem rzeczywistości, w który właśnie zanurzył się chwilowy, społecznościowy bohater. Sypią się więc komentarze, że na pewno musiał zwariować, że większość zawsze też chciała to zrobić, że planują kiedyś ale trudno powiedzieć kiedy, lub że oni i tak zrobiliby coś bardziej cool i wow. Prawie każdy chce troszkę ogrzać się przy tej krótkotrwałej erupcji gorących lajków.
Jednakowoż kolejne zdjęcia nie są już witane takim aplauzem jak te pierwsze. Ileż razy można pisać, ze ktoś chyba zwariował albo, że zawsze chciało się rozpocząć skoki. Stopniowo mikrospołeczność stygnie. Zakańcza się najbezpieczniejszy okres, tak jak zakańcza się szybko najbezpieczniejsza część szkolenia spadochronowego - kurs podstawowy. Skoczek wypływa na nieznane wody posiadając solenne zapewnienie, że został wyszkolony - bo przecież ukończył kurs podstawowy.
Etos gladiatora
W krótkim międzyczasie tenże użytkownik poznaje nowe grono osób, które istnieją nie tylko w szarej rzeczywistości ale także w tej bardziej podkolorowanej rzeczywistości wirtualnej. Trafia do grona "pasjonatów", co prawda tych mniej doświadczonych ale już z nowej watahy. Nikt z poprzedniego, szarego wirtualnego bąbla nie zrozumie udostępnianych w nowym, kolorowym podzbiorze filmików spadochronowych. Na razie nie ma się czym pochwalić, więc kto znajdzie coś bardziej powalającego na kolana (oczywiście przed monitorem) ten rośnie w siłę. Staje się wirtualnym liderem.
To już dość niebezpieczny etap, gdy do głowy skoczka, rozbudzonej endogennymi wyrzutami adrenaliny wchodzą informacje, które nie są powiązane z jego rzeczywistością a z czymś, co trudno jest zakwalifikować jako przeciętne spadochroniarstwo. Zazwyczaj kopiowane są wyczyny nielicznych gladiatorów, często najemników popularnych produktów, które charakteryzują się olbrzymim przebiciem pomiędzy kosztami sprzedaży a produkcji. Etos gladiatora trafia jak wirus pod ciemię użytkownika.
Walka z szarością
Sami podświadomie koloryzujemy nasze wspomnienia. To taki trick naszego mózgu, abyśmy mogli z większą pewnością podejmować ważne decyzje. Jednak zupełnie inny efekt powstaje w świecie wirtualnym, gdzie każdy kreuje swój awatar. Użytkownik już raz zabłysnął wśród szarych dzióbków swoim heroicznym czynem przystąpienia do czegoś zauważalnego w rzeczywistym świecie. Nie można mieć żadnych wątpliwości, że sława smakuje. Jednak mikrospołeczność przebudowała się w znaczący sposób. Algorytm portalu poodsuwał szaraków, aby za bardzo nie frustrowali się wyczynami bohatera a sparował go z innymi, zajmującymi się skokami spadochronowymi lub innymi aktywnościami.
Znowu zrobiło się szaro, niby kolorowo ale jednak szaro. A smak sukcesu pozostał. Zaczęło się robić bardzo niebezpiecznie. Podobnie jak w rzeczywistości, gdy instruktorzy nie mają czasu patrzeć, co wymyślają niedoświadczeni skoczkowie. A ci niedoświadczeni zaczynają harcować. Przecież na żadnym materiale gladiatorów nie było powiedziane jak długą ścieżką musieli iść ci profesjonaliści, aby dojść tam, gdzie są teraz i być długo już nie pożyją. Wirus gladiatora uaktywnia się, układ odpornościowy jest mocno zahamowany dużą liczbą tandemów i nowych uczniów. Tak użytkownik portalu dochodzi do problemu obecnych czasów.
Rozdęte awatary
Rzeczywistość wirtualna to pokrętna nazwa, bo przecież to nie jest rzeczywistość. Bardziej prawidłowe byłoby więc nierzeczywistość wirtualna czasem zbudowana na kanwie realiów. W tej nierzeczywistości mocno dbamy o to, aby ludzie widzieli nas z najlepszej (naszym zdaniem) strony. Swoje plusy podbijamy, swoje minusy zacieramy. Robimy to, co mózg z naszą własną pamięcią ale nie dla siebie a dla innych. No może dla siebie, poprzez innych. Rozjazd pomiędzy realiami powiększa się, gdyż awatary innych również rosną w siłę, co powoduje, że moglibyśmy czuć się nieswojo. To taki pojedynek na lepszy wizerunek.
Niestety człowiek jest w stanie wiele zrobić dla swojego wizerunku w społeczeństwie, nawet w tym niezbyt realnym. Zaczynają się więc polowania na odbicia rzeczywistości. Sprzyja temu popularność kamer. Pojawiają się więc coraz ciekawsze filmy i zdjęcia. Tu podzieliłbym użytkowników na dwie grupy: jedna pokazuje efekty swojej pracy, czasem długotrwałej, którą można dostrzec jako fachowiec z danej dyscypliny, druga to polujący na cokolwiek głupiego (aczkolwiek przebojowego) efekciarze. Oczywiście ta druga grupa jest bardziej niebezpieczna i bardziej popularna. Mało kto na portalu jest w stanie rzeczowo ocenić czyjeś umiejętności, głupota wygrywa (w tych czasach wieków mrocznych).
Bezpiecznik jest wyłączony
W tym trudnym okresie kariery spadochronowej (którego wypaczony obraz powstaje stale w sieci) można było dawniej liczyć na samoregulację układu. Wymiana doświadczeń, wymiana refleksji, akceptacja grupy prowadziła do ostudzenia gorących głów młodzieńczej fascynacji i nakierowania na bardziej profesjonalny tor. Na drogę dłuższą, nieco bezpieczniejszą, gdzie satysfakcję daje samodoskonalenie i praca zespołowa. Bezpiecznik jednak jest wyłączony, a może bardziej zwatowany gwoździem. Rzadkość to wielka niczym raróg, aby skoczkowie poważnie rozmawiali, aby dzielili się swoimi przemyśleniami. Aby patrzyli i zwracali sobie uwagę, jeśli wchodzi się w niebezpieczeństwo.
Dlaczego tak jest? Znowu przez rozdęte awatary. Szczera rozmowa może doprowadzić do obnażenia prawdy, może okazać się, że użytkownik nie jest takim kozakiem, za jakiego się przedstawia w wirtualnym świecie. To nic, że po drugiej stronie jest ktoś taki sam, z takim samym problemem. Lęk przed utratą swojego wizerunku blokuje. Pozostają więc rozmowy o niczym, takie blablanie o ciuchach spadochronowych, o wyczynach gladiatorów, o planowanej po skokach imprezie, czasem o jakimś epickim skoku, który ma powalić wszystkich przed monitorami.
Pora na porozmawianie. Pora na refleksję
Bo to niebezpieczne czasy, coraz bardziej oderwane od rzeczywistości, czego dobrym obrazem jest to, co widzimy wszyscy dookoła. Ludzie idący do przodu, patrzący na swoje smartfony, zanurzeni w nierzeczywistości, gdy dookoła jest rzeczywistość. Rzeczywistość staje się tylko odskocznią od nierzeczywistości. A to burzy profesjonalizm na rzecz nierealnego sukcesu.
Iwan Grzegorz Kucharczyk
Czytaj inne wpisy z zakresu spadochroniarstwa na blogu www.spadochronoweskoki.blogspot.com
Grzegorz Kucharczyk (44), absolwent AWF Warszawa. Pierwszy skok w 1990 r., uprawnienia instruktora od 1999 r. Obecnie ponad 10 tys. skoków. Przez kilka lat redaktor działu spadochronowego w Przeglądzie Lotniczym, autor poradników spadochronowych. Przez 6 lat właściciel strefy zrzutu w Polsce, obecnie prowadzi całoroczną bazę spadochronową w Hiszpanii. Były egzaminator ULC, egzaminator tandemowych BASIK AIR CONCEPT, współpracował jako ekspert z PKBWL.
Komentarze