Przejdź do treści
Cameraman
Źródło artykułu

Człowiek nie jest w stanie realnie wyobrazić sobie tego, co spotka go w powietrzu

O procesach zachodzących w głowach skoczków spadochronowych, niebezpiecznych sytuacjach podczas skoków i sposobach radzenia sobie z nimi, a także różnych psychologicznych aspektach tego sportu, z Tomaszem Kozłowskim, psychologiem i doświadczonym skoczkiem spadochronowym, rozmawia Marcin Ziółek.

Pierwsza część wywiadu

 
Marcin Ziółek: Czy często zdarzają się sytuację, że skoczek jest tak podekscytowany i tak przeżywa skok, że sam nie jest w stanie otworzyć spadochronu?
 
Tomasz Kozłowski: Są bardzo często takie sytuacje, zwłaszcza na samym początku przygody z tym sportem. Człowiek nie jest w stanie realnie wyobrazić sobie tego, co spotka go w powietrzu. Najczęściej zderzenie z rzeczywistością jest niezwykle zaskakujące, bo okazuje się, że powietrze jest absolutnie fizyczne. Jest wręcz ,,drewniane", ,,zbudowane z kamieni", bo boli, nie można oddychać spadając z prędkością 200 km/h. To jednak znika po kilku skokach i nie myślimy o tym, żeby oddychać w jakiś szczególny sposób.
 
Nikt nie jest na początku do tego przyzwyczajony i okazuje się, że to wszystko, i ten huk, który temu towarzyszy, bo to jest przecież dźwięk rozrywający uszy, powoduje, że ludzie doznają czasami zjawiska określanego jako brain lock, tj. ,,zablokowanie mózgu". Zapominają wtedy po prostu o tym, żeby otworzyć spadochron i jak to się robi. Jednak proces szkolenia jest tak skonstruowany, że zarówno instruktorzy, jak i kursanci, bardzo dobrze wiedzą o tym, że coś takiego może się zdarzyć. Pierwsze skoki odbywają się z dwoma instruktorami, którzy trzymają ucznia skoczka za taśmę udową od spadochronu i uchwyt na rękawie. Trzymając ucznia-skoczka wyskakują, lecą i obserwują, na ile jest on w stanie spadać swobodnie, bo rzecz polega właśnie na tym, żeby odpuścić każdy mięsień i poddać się strugom powietrza. W momencie, w którym dochodzi do jakiegokolwiek napięcia, które jest rzecz jasna wynikiem napięcia emocjonalnego, skoczek zaczyna się ,,spinać" i usztywnia sylwetkę. Jeżeli usztywnia sylwetkę, co powoduje asymetrię tworzonej przez jego ciało bryły, to wchodzi od razu w jakiś ruch i traci kontrolę. W momencie kiedy spada się luźno i odpuści wszystko, to po prostu spadanie jest stabilne, ale wystarczy, że jedna noga jest wyprostowana, to wtedy wchodzi się w ruch wirowy.
 
Często obserwuję skoczków skaczących w tandemie jak się zachowują pod kątem psychologicznym, czy się boją czy nie, bo to powoduje jaką on przyjmie pozycje w czasie spadania. Rzadko się zdarza, że się ktoś wycofuje. W zeszłym sezonie na moje 270 skoków zrezygnowała tylko jedna osoba. Ale tutaj w grę wchodzą też społeczne aspekty tych zjawisk, bo przyjeżdżają do nas bardzo często np. jakieś grupy na spotkania kawalerskie, czy panieńskie. Jeżeli człowiek się boi i w normalnej sytuacji mógłby się wycofać, to tutaj trzeba zrobić to dla grupy. Poza tym ciężko jest wycofać się, gdy siedzi się już w samolocie, gdzie jest tych tandemów siedem. Jednym słowem, niezwykle istotna jest presja otoczenia, w którym się znajdujemy.

MZ: Jacy zatem ludzie nie powinni wykonywać skoków spadochronowych?
 
TK:
Jeżeli chodzi o sam skok to wiadomo, że skoczek nie może być pod wpływem jakichkolwiek substancji psychoaktywnych, nie może być przeziębiony, chory, czy też zmęczony. To jest też bardzo prosta zależność - jeżeli widzisz kogoś, że ktoś jest chory, niedysponowany lub zmęczony ,,ciężkim wieczorem", to idź i zgłoś to, dla jego i swojego bezpieczeństwa. Osoba, która w wyniku osłabienia organizmu wolniej podejmuje decyzje i źle ocenia sytuację, może zrobić komuś krzywdę np. wpadając na niego lecąc na czaszy w powietrzu. To nie jest jakoś dramatycznie niebezpieczne na dość dużej wysokości, jednak gorzej jest np. 100 m nad ziemi. Musimy się wzajemnie pilnować dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy zmęczeni siadamy za kierownicę.
 
To jest też kwestia tej pożądanej w tym sporcie otwartości. No, ale jeśli spojrzymy na aspekt psychologiczny, to jest to normalne pozycjonowanie hierarchii. Człowiek, który ma 100 skoków ma mniej do powiedzenia, niż człowiek, który ma 1000 skoków. Ale jeżeli człowiek, który ma 100 skoków, ma bardzo wysoką i adekwatną samoocenę, zna swoją wartość i jest w stanie ocenić sytuację pod kątem społecznym, a nie tylko specjalistycznym, to będzie miał siłę do tego, żeby powiedzieć, kolega X nie powinien moim zdaniem skakać. To się bardzo rzadko zdarza, ale warto taką postawę pielęgnować.
 
Pod kątem środowiskowym osoby z niska samooceną mogą spowodować, że ostatecznie ten łańcuch nieprzekazywania sobie informacji zakończy się jakąś tragedią. Więc ta otwartość jest niezwykle ważna.  
 


MZ: Po jakiej liczbie skoków możemy rozróżnić skoczka doświadczonego od niedoświadczonego. Na ile płynna jest to wartość?
 
TK:
To jest płynne. Można przyjąć, że pewne doświadczenie u skoczka spadochronowego zaczyna się po ok. 300 skokach. To zależy oczywiście od tego, czy jest to skoczek, który te 300 skoków wykonał przez 20 lat, czy np. w ciągu 3-4 sezonów. Jest to też okres, który jest związany z dość dużą wypadkowością, ponieważ dotyczy subiektywnego poczucia sprawności posługiwania się sprzętem spadochronowym. Nie jest to jednak jeszcze doświadczenie ugruntowane, ponieważ skoczek dobrze opanował jedynie lądowanie i niektóre figury w powietrzu, tylko te charakterystyczne dla dyscypliny, którą sobie wybrał. Potrafi także latać w formacjach i bardzo dobrze poruszać się w samej przestrzeni w stosunku do innych obiektów z którymi tam lata, czy to jest tandem, czy też formacja spadochronowa. I to jest właśnie ten moment, w którym zapominamy, jak bardzo cienka jest linia pomiędzy zabawą, a tragedią. Jak się już dobrze czujemy, to czasami dochodzi właśnie do wypadków, bo gubi nas poczucie pewności.
 
Jeżeli chodzi o klasyfikację doświadczenia w oparciu o licencje, to 500 skoków to tyle, żeby dostać amerykańskie uprawnienia typu ,,D", które są najwyższą licencją dla skoczków nie-instruktorów.

MZ: Co dzięki niej można zyskać?
 
TK:
Można skakać, na jakiś małych strefach, które położone są w terenie zurbanizowanych lub też górskim, gdzie istnieją obostrzenia co do tego, kto może w takim terenie lądować - spotykałem się z tym np. w Nowej Zelandii, czy Tajlandii. W niektórych można skakać od licencji C, a w niektórych od licencji D. Amerykańskie badania pokazują, że te 200-300-400 skoków to jest moment, w którym traci się czujność. Obserwuję takich skoczków na strefie i to są właśnie ci, którzy latają w dużych formacjach i już widzą, że dużą potrafią, Jednak to czasami jest ten moment, w którym można złamać nogę lub zderzyć się z kimś w powietrzu. To nie są jakieś dramatyczne sytuacje, ale mogą się zdarzyć i te poważne wypadki, które wynikają z tego, że skoczkowie przesiadają się na mniejsze czasze.
 
MZ: Mniejsza czasza to z pewnością lot z większymi prędkościami, ale jest także o wiele bardziej wymagająca dla skoczka. Jak to się przekłada na bezpieczeństwo skoków?
 
TK:
Mniejsza czasza daje większa pionową prędkość opadania, tym samym, żeby wylądować, trzeba nadać całemu układowi większej prędkości poziomej, która wynika z siły nośnej skrzydła. Trzeba wtedy zrobić zakręt, żeby napędzić tę czaszę. Robi się czasami 90, czasami 180, czasami 270 stopni, albo nawet i 360. Trzeba zrobić ten głęboki zakręt i jeżeli zrobi się go za nisko, to może się to skończyć źle. Badania amerykańskie pokazują, że właśnie 31% wypadków, których doświadczają osoby z dużym doświadczeniem, to właśnie wypadki podczas lądowania z niskim zakrętem na małej czaszy. Oczywiście mała czasza to mniejszy plecak, ale też i większy prestiż, bo wiadomo, że cały czas trzeba pamiętać o akcencie społecznym tego sportu, jak i każdego innego. W rzeczywistości lądowania na tych małych czaszach są niezwykle efektowne i to się wszystkim obserwatorom bardzo podoba.
 


MZ: Człowiek nie został stworzony do latania, jednakże dzięki zaawansowanym technologiom nauczył się to robić. Jaki jest najlepszy sposób dla spadochroniarzy aby w pełni, a także bezpiecznie koegzystować ze środowiskiem lotniczym i dzięki temu czerpać z tego sportu maksymalną przyjemność?
 
TK:
Człowiek skacze i lata właśnie dlatego, że nie został stworzony do latania i znajduje sobie tego substytuty. Radość jaką niesie interakcja człowieka z powietrzem jest nie do opisania, to trzeba po prostu przeżyć. W dużym stopniu nieodwracalne błędy popełniane w powietrzu, są najczęściej błędami człowieka, a bardzo rzadko zawodzi sprzęt. I tu się włącza ten czynnik ludzki. Musimy zawsze pamiętać, że skacze człowiek, a nie sprzęt. Jeżeli wiemy, że i tak automat nas otworzy, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przed tym automatem pociągnąć za uchwyt spadochronu zapasowego i otworzyć go samemu na wszelki wypadek, nie czekać. Masz splątany spadochron, oceniasz sytuacje i się po prostu przesiadasz - zamki i zapas. Jest tzw. ,,wysokość decyzji" i koniec!
 
Widać, że im większe ma człowiek doświadczenie, tym ma większa skłonność do wykonywania tych podstawowych rzeczy, których kursanci się wstydzą. Najpierw robią to ze strachu, potem przychodzi ten moment kiedy czują, że są doświadczeni, po 200-300 skokach, a potem jak się przechodzi 500-600 i trochę wyżej kształtuje się pokora do naszych ludzkich ułomności. Wiemy, że możemy popełnić błąd, że możemy mieć słabości i coraz bardziej widać, że nauka z kursu wraca po pewnym czasie. Pożądana przez nas euforia następuje w momencie, kiedy skoczek staje w drzwiach, kiedy spada, kiedy tworzy z przyjaciółmi formacje, kiedy ma otwarty spadochron i bezpiecznie lata przez chmury, ale każdy doświadczony skoczek dobrze wie, że trzeba sobie pozostawić na tę euforię pewien margines. Jednak bez względu na etap skoku, całość naszej aktywności musi być stale zorientowana na przestrzeganiu procedur bezpieczeństwa swojego i innych.

Koniec części drugiej.

W trzeciej, ostaniej cześci wywiadu przeczytacie między innymi o początkach przygody z tym sportem Tomasza Kozłowskiego, o jego sposobach na radzenie sobie ze stresem podczas skoków, o osobach skaczących po raz pierwszy, a także jak z psychologicznego punktu widzenia najlepiej przygotować się do skoku.

Trzecia część wywiadu: W skokach zespołowych plan B musi być zawsze

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony