Przejdź do treści
Krzysztof Wojtkowiak
Źródło artykułu

Dwie szkoły prowadzenia biznesu

Pierwszy raz odkąd przestałem być prezesem PLB, Express Bydgoski zapytał mnie o opinię na temat jego funkcjonowania, zwłaszcza w kontekście ogłoszonego W KOŃCU przetargu na połączenia lotnicze z Warszawą. Szczegóły znaleźć można na www Urzędu Marszałkowskiego.

Odniosłem się do kilku kwestii. W pierwszej kolejności do wyłonienia nowego przewoźnika lotów do Warszawy. Konia z rzędem temu, kto nie będzie miał grama wątpliwości, że wszystko, co działo się z połączeniami do Warszawy tej wiosny, były to harce polityczne Urzędu Marszałkowskiego. Okazuje się, że nawet 4 miliony PLN może kosztować kujawsko-pomorskich podatników tej jesieni, wyborczej jesieni, to, co można było spokojnie mieć zapewnione za ćwierć tej kwoty już wiosną. Bo dzięki złej woli władz samorządowych, które zobowiązały się do pokrywania ewentualnych kosztów funkcjonowania połączeń, połączenia z Warszawą mogły być spokojnie kontynuowane przez ówczesnego przewoźnika. Ale byłby to wówczas sukces Wojtkowiaka – marszałek podjąłby decyzję według moich sugestii. Dziś sam jest sterem, żeglarzem, okrętem (dodałbym jeszcze parę innych określeń) i skutecznie przesunął – kosztem przecież jednak pasażerów – swój sukces na kampanię wyborczą. Przetarg we wrześniu, loty od października – na kilka tygodni przed wrzutem kart do urn. Brawo. Pół roku połączeń lotniczych straconych.

Żeby port lotniczy zarabiał, musi mieć połączenia. Bez połączeń to tylko budynki, asfaltobeton, sprzęt. Może być muzeum, salą wystawową, pastwiskiem, ale na pewno nie przynoszącym docelowo zysk przedsiębiorstwem. Zarabia się w tym biznesie na połączeniach i odprawieniu pasażerów. Ale nie odprawieniu z kwitkiem. A tak to na razie wygląda. Złe perspektywy na 2010 rok, a przez to katastrofalny spadek pasażerów w 2010 to konsekwencja zaniedbań ze strony tych, którzy do wspierania połączeń się zobowiązali.

Są dwie metody prowadzenia biznesu – publiczna i prywatna. Ta druga opiera się na racjonalności wydatkowania pieniędzy, gdzie terminowość i jakość to najważniejsze kryteria oceny. Racjonalność uwzględnia również gospodarne wykorzystywanie posiadanych zasobów. Zawsze ukierunkowana na zysk. Ale prywatna metoda to też swoboda w podejmowaniu suwerennych decyzji, gdzie czym innym jest ocena decyzji, czym innym jest kompetencja do jej podejmowania. Dlatego spodziewam się wielu, wielu ocen, ale nie niepokoję się – na szczęście PLB miał swój epizod, gdy był prywatny. I to wtedy ilość pasażerów, destynacji, czarterów, rosła. Bo czarterowy 2010 rok był przygotowywany dużo wcześniej. Nie da się tego, chcąc zachować rozsądek, pominąć. „Możesz mówić, że mam wg Ciebie brzydkie buty, ale nie mów mi, jak mam chodzić”.

Publiczna, rzekłbym – w Polsce – to przede wszystkim lęk przed jakąkolwiek odpowiedzialnością i myślenie nie w kategorii racjonalnego gospodarowania, tylko zmieszczenia się z wydatkami w roku budżetowym. To także permanentny lęk przed ocenami – społecznymi, politycznymi. Lęk przed odpowiedzialnością. Dlatego narażony na oceny szuka sposobu, by się przed negatywami osłonić. A fakty będą proste – brak połączeń zagranicznych (połączenia lotnicze nie zwykły wyskakiwać jak królik z kapelusza), opóźnienia inwestycyjne, utrata przychodów, z pewnością zwiększenie zatrudnienia (przy spadku sprzedaży!!!). Co na to nowy właściciel?

Czytaj całość na blogu Krzysztofa Wojtkowiaka.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony