Wojsko i rozwój bezzałogowych statków powietrznych
Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że programy uzbrojonych bezzałogowców klasy MALE i taktycznych średniego zasięgu będą realizowane w drodze umowy międzyrządowej. W ramach rozwoju całego programu powstanie także 12 Baza Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu.
Z punktu widzenia rozwoju bezzałogowych statków powietrznych w wojsku można by się cieszyć. Zapoczątkowany prawie 10 lat temu program rozwoju zdolności do rozpoznania z powietrza, czyli także wprowadzenia do użytku BSP przynosi rezultaty. Dywizjon rozpoznania powietrznego przekształci się w 12 Bazę BSP, co samo w sobie będzie znaczącym krokiem do przodu. Idzie za tym inwestycja zarówno w sprzęt latający, jak również w procedury i ogólnie rzecz biorąc kulturę lotniczą personelu latającego i technicznego BSP. Stworzenie Bazy jest także szansą na zagospodarowanie lotniska, którego przydatność w tradycyjnym kontekście była cokolwiek dyskusyjna.
To także wyjście naprzeciw argumentom najbardziej wrogiej bezzałogowcom kasty wojskowej tj. części kadr dawnych Sił Powietrznych. Ludzie ci przespali wprowadzenie do Sił Zbrojnych nowej jakości jaką są BSP. Trudno mieć do nich pretensje. „Parszywy wygląd” i osiągi plastikowego latadła zmylił niejednego. Gorzej, że starając się nadrobić stracony czas, usiłują pogodzić ogień z wodą, ignorując prawie dekadę istnienia kolejnego rodzaju lotnictwa. I to na dodatek tworzonego także na bazie typowo lotniczej jednostki.
O ile bowiem piloci Lotnictwa Wojsk Lądowych, zmuszeni do współpracy na misjach w Iraku, Afganistanie czy Czadzie, rozumieją, że nawet mały Orbiterek jest statkiem powietrznym. O tyle u wyższych przełożonych pokutuje tradycyjne rozumowanie „lotnictwo jest wtedy gdy siedzisz w kokpicie na wysokości ileśtam”. No i oczywiście „rozmiar ma znaczenie” – duży to lotnictwo, mały to nie wiadomo co. Najlepszy przykład? Mówi się o tym, że wojskowi piloci BSP będą musieli mieć licencję PPL. Jest to w oczywisty sposób niepotrzebne z jednego, zasadniczego, powodu: żadna z umiejętności pilotażu załogowego statku powietrznego nie jest przydatna w pilotażu BSP. Tym samym cały proces związany ze uzyskaniem PPL jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. I pomyśleć, że robią to ludzie lotnictwa, znający przecież historyczne skutki podciągania lotnictwa na siłę do reguł piechoty lub kawalerii.
Co by nie mówić powstanie Bazy BSP to kolejny krok milowy w rozwoju systemów rozpoznania z powietrza z użyciem lotnictwa. Pamiętajmy, że dotychczas opierało się ono głównie na historii i życzeniach. Historią są śmigłowce rozpoznawcze Mi-2R, a życzeniami zasobniki DB-110. Czyli powód do radości jest.
Natomiast z punktu widzenia operacyjnej przydatności…Tutaj sprawa nie jest jednoznaczna. 10 lat temu kierunek na duże bezzałogowce wydawał się zasadny i potrzebny. Na dalekim horyzoncie zakupów widniał uzbrojony bezzałogowiec. 10 lat to długi okres zbierania doświadczeń. Dość powiedzieć, że przez ten czas potrafi wybuchnąć i zakończyć się wojna światowa. Tym samym, to czym kierowaliśmy się w kiedyś, dziś może być nieaktualne. Albo aktualne jeszcze bardziej. Grunt…, że potrafi się zmienić. Przykład? Porównajmy pojmowanie roli kawalerii na polu walki w roku 1937 i w 1947.
Przydatność uzbrojonych bezzałogowców (UCAV/UBSP) trwała kiedy trzeba było zrzucać bomby na ludzi – w konflikcie asymetrycznym. Jest to sprawa jasna i udowodniona. Środki przeciwlotnicze jakimi dysponował przeciwnik, nie potrafiły sięgnąć naszych samolotów bezzałogowych. Natomiast potrafiły sięgnąć załogowy statek powietrzny działający w rejonie misji. Tym samym zasadnym było przesunięcie części zadań (uderzenia) na BSP. Dzięki temu zabiegowi uzyskano zmniejszenie wysiłku załogowców, w pewnych obszarach. Co oczywiście przełożyło się na koszty operacji – w tym polityczne. Przeciwnik nie był nawet w stanie wykryć naszych samolotów. Sytuacja wręcz komfortowa: niewidoczni – niesłyszalni – a przecież działający. I dotyczy to wszystkich klas BSP. Myślicie, że skąd się wzięło zawołanie polskich bezzałogowców: „Znamy Cię tylko z widzenia”. My Was widzimy, a Wy nas…mniejsza z tym. No i po zdaniu zmiany szedł sobie człowiek do domu, robiąc po drodze zakupy (o ile oczywiście specjalność pozwalała siedzieć w kraju).
W konflikcie tradycyjnym sytuacja przedstawia się cokolwiek inaczej. Naprzeciw mamy równorzędnego przeciwnika. A ten przeciwnik jest po zęby uzbrojony. Ma on środki które nas wykryją, zidentyfikują i porażą. Przeciwko nam jest także dotychczasowa historia konfliktów zbrojnych, która wykształciła priorytety rażenia celów. Nie wdając się w szczegóły, najwyższy priorytet to ośrodki dowodzenia. Ma to głęboki sens – najszybciej wgrasz walkę waląc w łeb. Nawiasem mówiąc, ciekawe jak się czuje gen. Tomaszycki, kiedy został wszem i wobec przedstawiony jako najbardziej prawdopodobny naczelny ośrodek dowodzenia.
A co jest drugie w kolejności? Oczywiście oczy, czyli system rozpoznania. A jeśli w ramach rozpoznania istnieje narzędzie o możliwościach uderzeniowych, to gwałtownie zwyżkuje w notowaniach. Szczególnie u przeciwlotników.
I tak, z wiszącego na niebie sokolego oka i pazura, UCAV/UBSP staje się przemierzającym przestrzeń dyliżansem wystawionym na strzały przyczajonego w zasadzce plemienia. Rodzi się podstawowe pytanie: czy MALE UCAV/UBSP dla Sił Zbrojnych RP to rzeczywiście właściwy kierunek na przyszłość?
Komentarze