Ratujmy Mi-2 !!!
W historii naszego polskiego lotnictwa popełniono wiele błędów. W tej chwili nieważne jest kto za to odpowiadał, kto podejmował decyzję, ważne jest, że ponieśliśmy bardzo duże i nieodwracalne straty. Wyciągnijmy wnioski z przeszłości i spróbujmy więcej ich nie popełniać!
Jakie to błędy i zaniedbania? A więc:
-
w Turcji do dzisiaj można zobaczyć pięknie zachowane myśliwce P-24, my w Polsce mamy jednego P-11C (w Muzeum Lotnictwa w Krakowie);
-
po kampanii wrześniowej 1939 roku polskie bombowce (chluba ówczesnego polskiego przemysłu lotniczego) PZL-37 „Łoś” były ewakuowane do Rumunii. Latały tam jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku! Potem zostały złomowane. W Polsce możemy teraz oglądać rysunki, zdjęcia i modele – samolotów nie ma, zostały bezpowrotnie stracone;
-
gdzie można zobaczyć „Karasia”, Lublina R XIII, samoloty z rodziny RWD? Nigdzie! Nie zachowały się. O wielu innych nawet mało kto pamięta, że w ogóle istniały (jak np. PWS-26);
Można na to odpowiedzieć: wojna, okupacja, okres stalinowski – nie nasza wina. Zgoda, ale już po wojnie:
-
gdzie jest jakiś latający „Junak”, Aero 45, „Morawa”, SM-1, SM-2, Mi-4? wszystkie „Biesy” trafiły na złom albo na pomniki, a przecież był to swego czasu w wojsku (ale i w aeroklubach) podstawowy sprzęt do szkolenia pilotów. Te z pomników zostały zdjęte (3 sztuki) i wyremontowane (dwa latają, jeden się rozbił pod Góraszką). Odbyło się to jednak olbrzymim nakładem kosztów finansowych (prywatnych) dzięki grupom zapaleńców;
-
latają jeszcze 2 samoloty CSS-13 (polska wersja radzieckiego Po-2), ale to tylko dzięki zapaleńcom z Dęblina i Góraszki, jeden Jak-18 – dzięki Fundacji „Polskie Orły”;
-
tylko dzięki paru „maniakom”, z prywatnych i składkowych funduszy powstała replika RWD-5, tylko dzięki „maniakom” latają pojedyncze egzemplarze „Piper Cub”!;
-
a szybowce – „Muchy”, „Foki”, „Zefiry” i wiele, wiele innych ?;
-
a samoloty bojowe ? Kto jeszcze pamięta o Jak-23, MiG-19, MiG-23, SU-7, SU-20 ? Można powiedzieć, że było ich niewiele – Jak-23 pojawił się „na chwilę” w latach 50-tych XX wieku, pozostałe samoloty występowały tylko w pojedynczych pułkach – „a przecież mi żal …” jak śpiewał niezapomniany Okudżawa. Najgorszy los spotkał chyba samoloty Jak-23 – parę egzemplarzy stoi w różnych muzeach, kilka wraków straszyło jeszcze kilkanaście-dwadzieścia lat temu po różnych pomnikach i placach zabaw dla dzieci. Dzisiaj wszystkie są już dawno złomowane. Przez wiele lat jeden Jak-23 stał na pomniku przed koszarami jednostki śmigłowcowej w Inowrocławiu. W latach 80-tych XX wieku stwierdzono, że postępująca korozja grozi zrzuceniem samolotu z pomnika przez silniejszy wiatr – zdjęto go więc, a następnie spalono i pocięto ! w ramach ćwiczeń bydgoskiej Straży Pożarnej!
-
jeszcze kilkanaście lat temu na naszym niebie panowały samoloty MiG-15/17 (cała rodzina samolotów „Lim” produkowanych w Polsce przez WSK Mielec) i samoloty MiG-21. Dzisiaj żeby je zobaczyć trzeba lecieć z „wielką wodę” do USA. Tam one latają w różnych prywatnych kolekcjach, na niektórych są jeszcze biało-czerwone szachownice. U nas w Polsce kilka trafiło na pomniki i do muzeów, a reszta na złom – może były „wrogie ideologicznie”? w końcu to konstrukcje ZSRR ! W 2010 roku odrestaurowano jednego „Lim”-a i to do stanu zdatnego do lotu! Dokonali tego mechanicy z Góraszki ze środków Fundacji „Polskie Orły”. Była to naprawdę tytaniczna praca – dzięki Wam za to.
To tylko kilka przykładów, to co tak „na szybko” wpadło mi do głowy – każdy lotnik, każdy entuzjasta lotnictwa w każdej chwili jest w stanie dorzucić jeszcze więcej faktów.
Szanujmy swoją historię! Ratujmy wszystko co jeszcze da się uratować. Czy naprawdę chcemy żeby za parę lat z lotnictwem polskim kojarzyły się tylko „Cessny”, „Robinsony” i F-16 ?
Napisałem „Ratujmy Mi-2” – muszę więc wytłumaczyć dlaczego.
Lotnicze Pogotowie Ratunkowe zakupiło nowe śmigłowce – i dobrze - potrzebny jest nowoczesny sprzęt ratunkowy i nie ma tu o czym dyskutować. Trzeba jednak zauważyć, że wiąże się to z likwidacją całej floty ratowniczych Mi-2. Śmigłowce te będą pewnie sprzedane. Zgodnie z polskim prawem musi być ogłoszony na nie przetarg. Nie ma więc pewności, że zostaną one w Polsce – może „wylądują” na Ukrainie, Białorusi albo gdzieś w Afryce ? Jak nie będzie chętnych pewnie skończą na złomowisku. Nawet gdyby kupiło je Wojsko Polskie lub ludzie prywatni to tylko będzie to odroczeniem wyroku złomowania.
Kilka sztuk Mi-2 lata jeszcze w Świdniku i w firmach prywatnych, ale ich dni są policzone! Resursy dobiegają kresu, brakuje części zamiennych, Świdnik nie bardzo ma ochotę bawić się w remonty. Nie ma się co oszukiwać: widać już napis „KONIEC DROGI” i kierunkowskaz „ZŁOMOWISKO”! Trochę Mi-2 ma jeszcze Lotnictwo Wojsk Lądowych, Policja i Straż Graniczna. Nie ratuje to jednak sytuacji. Kłopoty z resursami, częściami i remontami dotyczą ich w takim samym stopniu. Oni też wcześniej czy później (raczej wcześniej) będą chcieli (a właściwie – musieli) przejść na nowy, nowocześniejszy sprzęt.
Era Mi-2 dobiega końca. Myślę, że za 5-10 lat (może wcześniej) widok lecącej „dwójki” będzie budził taką samą sensację jak dzisiaj widok „góraszkowego” „Lim”-a.
Warto przypomnieć sobie co to takiego Mi-2.
Śmigłowiec konstrukcji radzieckiej oblatany w 1961 roku. Od 1965 roku produkowany w Polsce przez WSK PZL Świdnik. Wyprodukowano ich kilka tysięcy sztuk – z wyjątkiem prototypów wszystkie w Polsce! Występuje w ponad 20 wersjach: transportowych, pasażerskich, rolniczych, sanitarnych, fotogrametrycznych, SAR-owskich, uzbrojonych itd. itp. Latała poczciwa „dwójeczka” w dzień i w nocy, przy pięknej pogodzie i w skrajnie trudnych warunkach atmosferycznych, nad wielkimi miastami i nad syberyjską tajgą, w upałach Afryki i mrozach Antarktydy, ratowała ludzi na lądzie i na morzu, woziła VIP-ów i rosyjskich kołchoźników, gasiła pożary, nawoziła i chroniła uprawy rolnicze i walczyła z czołgami. Nie ma chyba na całym Świecie bardziej wszechstronnego śmigłowca.
Dzięki Mi-2 powstała „Kania” (praktycznie wersja rozwojowa Mi-2), umiejętności dzięki Mi-2 zdobyte pozwoliły na skonstruowanie i zbudowanie W-3 i SW-4. Prawie wszyscy polscy piloci śmigłowcowi, a na pewno wszyscy starsi, latali na Mi-2 – „Bell”-e, „Robinson”-y i „Eurocopter”-y to zaledwie kilka-kilkanaście ostatnich lat polskiego lotnictwa śmigłowcowego! Bez przesady można powiedzieć, że dotychczasowa historia śmigłowców w Polsce to głównie Mi-2 - SM-y, Mi-4, Mi-8, Mi-17, Mi-24 i inne to tylko dodatek, i to mniej znaczący. Czy mamy pozwolić, aby ten śmigłowiec już niedługo zniknął na zawsze z polskiego nieba, żeby zostały tylko pojedyncze, niszczejące w kilku muzeach egzemplarze?
Nie wiem jak ratować Mi-2 i dlatego piszę ten list. Może rozwiązaniem byłaby jakaś fundacja, może latający oddział Muzeum Lotnictwa, zespół pokazowy? Nie wiem. Dlatego chciałbym zainteresować tym całe polskie środowisko lotnicze, może ktoś ma jakiś pomysł? Potrzebne na zakup, utrzymanie i eksploatację środki przerastają możliwości pojedynczego, prywatnego człowieka, a nawet chyba instytucji typu Muzeum Lotnictwa. Trzeba by chyba zainteresować tym szerokie forum – entuzjastów, lotników, Muzeum Lotnictwa w Krakowie (a więc i Ministerstwo Kultury), Dowództwo Sił Powietrznych, Szefostwo Wojsk Aeromobilnych Dowództwa Wojsk Lądowych, Muzeum Wojska Polskiego i Pułki Śmigłowców Bojowych (a więc Ministerstwo Obrony Narodowej), producenta śmigłowców – Świdnik i silników – Rzeszów , Urząd Lotnictwa Cywilnego (Ministerstwo Infrastruktury), Lotnicze Pogotowie Ratunkowe (Ministerstwo Zdrowia) i w ogóle każdego kogo się tylko da.
Entuzjaści lotnictwa to potężna i różnorodna grupa ludzi. Myślę, że bez problemu znajdą się piloci i mechanicy, ludzie którzy będą pracować, bo po prostu to lubią i tacy, którzy mogą to wesprzeć finansowo, prawnicy, którzy będą wiedzieli jak to zrobić i biznesmeni umiejący na tym zarobić chociaż na częściowe pokrycie kosztów, a już na pewno znajdą się ludzie, pełni zapału i wspaniałych pomysłów.
Może „ratowanie” Mi-2 to „marzenia ściętej głowy”, może to mało realne. Może. Ale przecież bracia Wright spełnili swoje marzenia chociaż przez wielu uważanych było za wariatów.
Pomarzę więc sobie dalej:
-
niedługo wylądują ostatnie w Polsce „Mewy”, są jeszcze latające „Gawrony” i Jak-12, „Wilgi” i An-2 też będą miały swój kres;
-
wojsko „dożyna” ostatnie Mi-8 i Mi-14, Mi-24 też mają coraz bliżej do końca kariery;
-
aeroklub w Gliwicach ma piękną kolekcję starych szybowców – może trzeba by ich wspomóc?;
-
niedługo będą kończyły się TS-11;
-
w hangarze w Góraszce są SM-1, SM-2 i Mi-4 – niby wraki, ale nadające się do remontu. Opiekuje się nimi Fundacja „Polskie Orły”, która czerpała dochody z corocznych „Międzynarodowych Pikników Lotniczych”. Niestety, zeszłoroczny „XV Piknik….” był ostatnim, przynajmniej na jakiś czas, trzeba się będzie chyba też pożegnać z lotniskiem w Góraszce, a więc z finansami może być nie wesoło;
Jeżeli się postaramy, zainteresujemy odpowiednich ludzi i instytucje to może uda się uratować ten sprzęt. Może uda się stworzyć coś typu „eskadry historycznej”? Jak już pisałem, nie bardzo wiem jak się do tego zabrać? Od czego zacząć? Jak dotrzeć do władz i decydentów (także tych na najwyższych, państwowych stanowiskach) ? Dlatego piszę ten list.
Podyskutujmy, wymieńmy poglądy, może ktoś będzie miał pomysł, dobrą propozycję, może ktoś podpowie lub będzie umiał to zacząć.
Z lotniczym pozdrowieniem,
Arkadiusz Choiński
O SOBIE: Urodziłem się w Warszawie w 1957 roku. Przygodę z lotnictwem zacząłem na początku lat 70-tych w Aeroklubie Warszawskim. W 1976 roku dostałem się do Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, którą ukończyłem w 1980 roku jako podporucznik, pilot śmigłowcowy.
Służyłem w 56 Kujawskim Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu (z przerwą na studia w Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego) zajmując stanowiska od pilota śmigłowca do zastępcy dowódcy pułku do spraw liniowych. W 1998 roku przeszedłem do Dowództwa Wojsk Lądowych do Szefostwa Wojsk Aeromobilnych. W 2003 roku w stopniu podpułkownika odszedłem do rezerwy. Nalatałem ponad 3000 godzin na śmigłowcach SM-1, Mi-2, Mi-8, Mi-24 i W-3 (na Mi-2 około 1500 godzin).
Po przejściu „do cywila” zatrudniłem się w SP ZOZ Lotnicze Pogotowie Ratunkowe jako pilot śmigłowca ratowniczego (HEMS), gdzie latam do dzisiaj. Przez wiele lat współpracowałem z Fundacją „Polskie Orły” przy organizacji „Międzynarodowych Pikników Lotniczych”, a po rezygnacji Andrzeja Osowskiego przejąłem dyrektorowanie tą imprezą. Organizowałem pokazy lotnicze dla „Red Bull”-a, Estrady Warszawskiej i aeroklubów regionalnych. Od zeszłego roku, wspólnie z Aeroklubem Ziemi Mazowieckiej organizuję „Płocki Piknik Lotniczy”.
Komentarze