2 sekundy… – część 2
Morski Klub Seniorów Lotnictwa w Gdyni zrzeszający pilotów wojskowych oraz cywilnych, który propaguje chlubne tradycje Wojska Polskiego, Polskiego Lotnictwa i bohaterstwo polskiego żołnierza, a także gromadzi materiały historyczne z dziedziny lotnictwa, co jakiś czas publikuje historie opowiedziane przez pilotów – członków MKSL.
Dziś Krzysztof Kirschenstein – Kronikarz-Fotograf MKSL przedstawia drugą cześć materiału pt. „2 sek” – kmdr por. pil. Jerzego Kowalskiego, który służył w 15. elr MW Siemirowice. – Przedstawiam je z ogromną przyjemnością, mając świadomość, że ten kolejny artykuł – wzbogaci naszą wiedzę (tym razem) o historii morskich skrzydeł, które są piękną i fascynującą dziedziną wiedzy, która zaraża coraz większe grono naszych odbiorców – mówi Krzysztof Kirschenstein. Ponadto Krzysztof Kirschenstein, zachęca tym samym wszystkich ludzi lotnictwa, o nadsyłanie swoich wspomnień (e-mial: krislaight@wp.pl). Zapraszamy do lektury.
Część 2
"Oto nasze zadanie – rozpoznać i naprowadzić na nieprzyjacielski konwój – grupę uderzeniową lotnictwa szturmowego. Ostatnią pozycję konwoju uzyskacie od porucznika Mocnego. O popatrzcie właśnie kołuje na start, wy startujecie 5 minut po nim. Pięć, pięć… minut po nim – wymamrotał Maj, przecież… Nie ma czasu na dyskusje, czy podejmujecie się wykonać zadanie – szybko zapytał komandor Mułak. Tak jest – krzyknęli prawie jednocześnie. No to powodzenia – usłyszeli głos komandora, kiedy wybiegali z „operation room”. Cholera, oni chyba upadli na głowę, przecież my się nie wyrobimy – rzucił w biegu porucznik Maj. Zdyszani dopadli samolotu. Ale głos technika ostudził ich zapał – panowie wy polecicie na innym ten jest jako zapasowy. A niech to, zaklął szpetnie Maj. Gdzie stoi ten drugi samolot – zapytał. O, tam na trzecim stanowisku, numer boczny 6113, odpowiedział technik.
Maj dopadł kabiny i szamocąc się zaczął wyciągać swój spadochron. Po chwili biegli obaj z nawigatorem w kierunku samolotu. Mechanik już czekał. Maj rzucił na miskę fotela swój spadochron, założył kamizelkę i hełmofon, włączając równocześnie zasilanie. Od dyszy, „patrz płomień” – podał komendę. Jest, „patrz płomień” – odpowiedział mechanik. Włączył szybko niezbędne AZS-y do uruchomienia silnika i nacisnął przycisk rozruchu. Wolniutko zabrzęczała turbina i kiedy na obrotomierzu zobaczył właściwą cyferkę naprzeciw wskazówki zaczął powoli otwierać stop-kran. Martwy do tej pory samolot ożył. Turbina nabierała coraz większych obrotów. Wskazówki przyrządów zaczęły powoli piąć się w górę. Maj patrzył na przyrządy i kiedy wskazania ich osiągnęły właściwe wartości machnął ręką. Mechanik opuścił osłonę kabiny i Maj zablokował zamki. Dając znak mechanikowi ręką, aby wyjął podstawki, nacisnął jednocześnie przycisk radiostacji i powiedział – Koral ja 324 zezwól kołować. – 324 ja Koral kołować zezwalam, pospiesz się – dobiegło ze słuchawek. Podniósł rękę, mechanik zasalutował, był to znak, że można kołować.
Przesunął dźwignię gazu do przodu i samolot wytoczył się na drogę kołowania. Kołując z niebezpieczną prędkością, Maj zapytał jeszcze nawigatora co u niego. U mnie w porządku – usłyszał jego zniekształcony głos. Jeszcze nie dotarł do pasa gdy nacisnął przycisk radiostacji i podał nową komendę – Koral ja 324 uzgodniona, hermetyczna, gotów na start. 324 ja Koral, startować pozwalam – zaskrzeczało SD. No i Maj wkołował na pas, nacisnął stoper i przesunął dźwignię obrotów w przednie skrajne położenie; wskazówka obrotomierza jak oszalała skoczyła do przodu. Samolot z numerem bocznym 6113 rozpoczął swój ostatni lot. Po paru minutach byli już nad brzegiem morskim. Przelot linii brzegowej Maj skwitował krótko – Koral ja 324 minąłem linię. – 324 ja Koral zrozumiałem. – Lecieli na wysokości 1600 metrów. Pod nimi jak okiem sięgnąć ciemna płaszczyzna morza. Jedynie z góry biły oślepiające promienie słońca. Maj wiedział, że czeka ich bardzo trudne zadanie.
Pozycja okrętów musi być podana z zegarmistrzowską dokładnością. Bowiem od tego zależy nie tylko wyjście na cel grupy szturmowców, ale również sposób wykonania uderzenia zgodnie z zasadami taktyki. Ciążyła na nim duża odpowiedzialność. To fakt, że meldunek podawał nawigator, ale od trzymania przez pilota, reżimów lotu zależała dokładność pozycji. On również jako dowódca załogi, był odpowiedzialny za całość wykonania zadania. To obciążało jego psychikę, ale jak w każdym locie tak i teraz myślał o tym – jak to zadanie wykonać najlepiej. Stwierdził, że najwyższy czas by nawiązać łączność z porucznikiem Mocnym. – 221 jak mnie słyszysz – powiedział patrząc na tablicę przyrządów Maj. – 324 ja 221 słyszę cię bardzo dobrze, podaje pozycję konwoju… Nawigator naniósł dane na mapę i po chwili Maj usłyszał jego głos – kurs 321°. Maj pochylił samolot w lewo i kiedy indeks busoli dochodził do 324 wyprowadził z zakrętu, byli na kursie.
– Za 3 min i 20 sek. powinien być cel – powiedział jak gdyby do siebie nawigator. – Ano zobaczymy – odparł Maj. Lecieli teraz prawie w kierunku słońca, które nieprzyjemnie biło im w oczy. Maj w ciemnych, przeciwsłonecznych okularach patrzył, to na powierzchnię morza, to na tablicę przyrządów uważnie kontrolując położenie wskazówek. Kiedy nawigator zameldował, że do celu pozostało 30 sek. Maj oddał lekko drążek i samolot nabierając szybkości, zaczął schodzić w dół. W tym momencie obaj ujrzeli cel. Trzy okręty desantowe i 5 kutrów torpedowych ciągnęło za sobą długi kilwater. Maj przesunął dźwignię obrotów do tyłu i jeszcze bardziej oddał drążek wykonując jednocześnie zakręt w prawo. Zeszli do lotu koszącego. Radiowysokościomierz wskazywał 10 metrów. Muskali skrzydłami białe grzywacze fal. Minęli cały zespół w odległości kilku kilometrów i Maj lekko nabierając wysokości wykonał zakręt na kurs konwoju. Kiedy busola uspokoiła się Maj odczytał kurs i podał nawigatorowi. – Grzesiu 282°, notuj – powiedział – Dobra Georg, nabieraj wysokość, za chwilę podam meldunek – odparł nawigator. Maj dając pełne obroty pociągnął drążek do siebie. Samolot ostro poszedł w niebo. Szybko nabierali wysokość – 1500, 2000, 3000 metrów. Wystarczy – rzekł do siebie. Z tej wysokości okręty konwoju wyglądały jak miniaturowe dziecięce zabawki, znacząc jedynie długą wstęgą piany swój kierunek. Meldunek gotów – usłyszał głos Grzesia w słuchawkach. Maj natychmiast nacisnął przycisk radiostacji i powiedział wyraźnie: – Koral ja 324 jak słyszysz. Chwila przerwy i wreszcie Ziemia odezwała się: – 324 ja Koral słyszę dobrze – Koral ja 324 podaję meldunek – odpowiedział pilot, po czym nacisnął przycisk INTERCOMU i rzekł do nawigatora: – Grzesiu nadawaj…
Nawigator skrupulatnie wykonał swoją czynność. Wtem poleciały długie kolumny cyfr, nad rozszyfrowaniem, których męczył się już zapewne oficer rozpoznawczy. Kiedy nawigator skończył swój monolog, Maj nacisnął przycisk radiostacji i zapytał: – Koral ja 324 jak zrozumiałeś – 324 ja Koral zrozumiałem cię dobrze, mam nowe zadanie – nawiąż łączność z Wierzbą 654 na 9 kanale i podaj mu koordynaty celu, ile masz jeszcze paliwa – zapytała Ziemia. Maj rzucił okiem na paliwomierz i lampkę kontrolną zbiorników podwieszanych. Paliwomierz wskazywał pełno, lampka jeszcze się nie paliła. – Główny – pełny, podwieszane – nie wypracowały – opowiedział. – Zrozumiałem cię 324 – odpowiedział Koral. Pilot przechylając samolot wziął nowy kurs. Busola wskazywała teraz 110°. Lecieli na wschód mijając z lewej strony nieprzyjacielski zespół. Maj wcisnął klawisz z napisem 9 i powiedział w eter: – Wierzba 654, Wierzba 654 ja 324 jak mnie słyszysz. Odpowiedzią było milczenie. Po chwili powtórzył treść, ale również nie otrzymał odpowiedzi. Nagle z prawej strony na powierzchni morza zobaczył przez chwilę maleńki błysk. Co to może być – zastanowił się Grzesiu – schodzimy niżej może zobaczymy coś ciekawego – powiedział przez intercom. Ujął obroty i stromym lotem nurkowym zaczął schodzić w dół. W miejscu gdzie ujrzał przedtem błysk, woda była już ciemną, jednolitą powłoką. Kiedy na wysokościomierzu było 150 metrów, wyprowadził samolot do lotu poziomego i nagle tuż obok na trawersie w odległości 100 metrów, zobaczył obły kształt kiosku. Okręt podwodny. Natychmiast wykonał zakręt w kierunku celu i będąc już bardzo blisko odczytał numer burtowy. To był „Orzeł”. – Grzesiu notuj – powiedział szybko do nawigatora. Maj nie pamiętał czy „Orzeł” jest swój czy obcy. Na wszelki wypadek warto podać jego pozycję na SD – pomyślał. Teraz uświadomił sobie, że ów błysk, to był moment wynurzania się okrętu podwodnego.
c.d.n
Więcej na stronie www.mksl.pl
Komentarze