Przejdź do treści
Źródło artykułu

Świętokrzyski Konkurs Wiedzy o Lotnictwie - wspomnienia zwycięzcy I edycji

Aeroklub Kielecki przypomina, że jeszcze do piątku (19 lutego) można nadsyłać zgłoszenia na II Świętokrzyski Konkurs Wiedzy o Lotnictwie! Drugi etap konkursu, dla 30 najlepszych osób, odbędzie się w siedzibie Aeroklubu Kieleckiego 27 lutego 2016 r. Jest to niepowtarzalna okazja aby zdobyć główną nagrodę jaką jest Voucher na teoretyczne szkolenie szybowcowe!

A tymczasem aeroklub zachęca do lektury artykułu "Moje początki w awiacji" autorstwa Juliana Kowalczyka, który w 2015 roku wygrał pierwszą edycję Konkursu Wiedzy o Lotnictwie a następnie z powodzeniem ukończył szkolenie szybowcowe.

"Wspomnienia zwycięzcy pierwszej edycji Świętokrzyskiego Konkursu Wiedzy o Lotnictwie

Początek niezwykłej przygody

Moja aktywna przygoda z lotnictwem zaczęła się zimą 2015 roku, kiedy to przemierzając szkolny korytarz kątem oka dostrzegłem błękitny plakat z widniejącym na nim białym szybowcem. Wtedy pomyślałem sobie: „A co mi tam, wezmę udział, może będzie fajnie”, jak powiedziałem tak zrobiłem i po kilku dniach zalogowałem się jako uczestnik konkursu i zacząłem rozwiązywać zadania konkursowe zamieszczone na stronie Aeroklubu. Niektóre z nich wydawały się śmieszne inne przysporzyły mi sporo problemów. I etap konkursu dobiegł końca, wtedy czekałem tylko na wiadomość o zakwalifikowaniu się do II etapu. Po kilku dniach dowiedziałem się, że czeka mnie długo oczekiwany finał, miał on odbyć się na początku marca w siedzibie AKi.

Wczesnym rankiem przyjechałem na miejsce, jak się okazało poza mną było 20 innych uczestników, którzy sprawiali wrażenie równie zdeterminowanych jak ja. Obcy jeszcze wtedy dla mnie piloci powitali nas na lotnisku i krótko po tym zaczęliśmy zwiedzać zakamarki lotniska, nikogo zapewne nie dziwi, że największe wrażenie wywarły na mnie śnieżno-białe, rozpięte na 15 metrów lub więcej szybowce. Miałem okazję wsiąść do wyczynowego Jantara, przymierzyłem się również do nowoczesnego Tecnama, już wtedy Ci sympatyczni ludzie uświadomili mi, że latanie to świetna sprawa. Kiedy na sali zebrali się wszyscy uczestnicy konkursu, rozdano nam arkusze z pytaniami, to był moment kiedy dopadł mnie lekki stres. Minęło nieco ponad pół godziny i musiałem oddać swoją pracę, wtedy ogłoszono przerwę w trakcie której rozmawiałem z innymi uczestnikami konkursu, wśród nich były osoby z którymi kilka miesięcy później ukończyłem szybowcowe szkolenie podstawowe.

Nagle na sali pojawili się uśmiechnięci członkowie Aeroklubu, po krótkim przemówieniu zaczęto wyczytywać nazwiska osób, które uzyskały najniższe wyniki. W pewnym momencie zamyśliłem się, kiedy się ocknąłem wybrzmiały słowa: „ II miejsce – Kacper Banachowski”, ogarnęło mnie zdziwienie i zacząłem podejrzewać, że najzwyczajniej przegapiłem moment kiedy wyczytano moje nazwisko. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili wyczytano mnie jako zwycięzce, zaproszono na środek sali. Tam wymieniłem uściski dłoni z prowadzącymi konkurs członkami Aeroklubu po czym wręczono mi dyplom wraz z nagrodą główną – voucherem, który gwarantował darmowe Szkolenie Teoretyczne do licencji szybowcowej.

Droga ku marzeniom

Kilka tygodni po finale konkursu zaczęły się wykłady z wielu przedmiotów, m.in. meteorologii, nawigacji, prawa lotniczego czy zasad lotu. W maju nadszedł czas na składający się z 110 pytań egzamin teoretyczny. Brzmi to przerażająco jednak w praktyce wszyscy kandydaci na pilotów całkiem dobrze się z nim uporali.  Kolejnym etapem było uzyskanie orzeczenia lotniczo-lekarskiego klasy II. To był moment kiedy pojawiły się kłopoty… będąc u okulisty, lekarka badała mój wzrok, zabieg ten określa się jako „pole widzenia”, wynik okazał się negatywny. Kilka dni później przeszedłem badania jeszcze raz, zniecierpliwiony czekałem na rezultat, który okazał się być tym razem pozytywny.

2 lipca 2015 roku zebraliśmy się wczesnym rankiem na lotnisku w Masłowie, oprowadzono nas po lotniku raz jeszcze, pokazano skąd mamy pobierać spadochrony, akumulatory, PDTy i inne niezbędne rzeczy, to właśnie wtedy mieliśmy okazję poznać instruktora, który przez następne tygodnie miał wprowadzić nas na lotniczą ścieżkę. Od następnego dnia rozpoczęło się regularne wstawanie o wczesnej porze, zazwyczaj była to 4.30, gdyż o godzinie 5.00 spotykaliśmy się na lotnisku. W szybkim tempie zabieraliśmy wszystkie niezbędne rzeczy i następnie białym Fordem Transitem kierowaliśmy się w stronę hangaru. Nasza pięcioosobowa ekipa przystępowała do wyhangarowania samolotów, które utrudniały dostęp do naszego szybowca. Kiedy już Bocian stał bezpiecznie na płycie lotniska mogliśmy zacząć go myć. Jest to niezwykle ważne, ponieważ podczas postoju w hangarze osadza się na powierzchni skrzydeł warstwa kurzu, która obniża osiągi szybowca, poza tym chcieliśmy i wymagano od nas by maszyna zawsze była czysta i przygotowana do lotu. Kilka minut po godzinie 6 miał miejsce pierwszy lot szkolny, byłem zaskoczony jak stromy kąt wznoszenia utrzymuje szybowiec podczas startu za wyciągarką, w mgnieniu oka osiągnęliśmy wysokość nieco ponad 300 metrów po czym instruktor wyrównał lot i wyczepił linę.

Trudno opisać jak się wtedy czułem, ale z tego co pamiętam byłem niezwykle podekscytowany, choć nie ukrywam, chwilami zastanawiałem się czy kiedykolwiek będę w stanie samodzielnie utrzymać szybowiec w locie i jeszcze na dodatek bezpiecznie wylądować. Moje rozterki egzystencjalne zostały przerwane w momencie kiedy znaleźliśmy się na podejściu do pasa 11,  poczułem wibracje… całe szczęście instruktor wyjaśnij mi, że to naturalne gdy używa się hamulców aerodynamicznych. Lądowanie było „miękkie” a przyziemienie regulaminowo na wysokości znaków, wypiąłem się z pasów i otworzyłem owiewkę, wysiadając pomyślałem sobie: „to jest to”. Staraliśmy się latać codziennie, jednak wyjątkowo upalne lato sprawiało, że loty musieliśmy przerywać jeszcze przed południem, gdyż temperatura przekraczało 29 stopni Celsjusza.

Najciekawsze były tzw. „Sytuacje niebezpieczne” kiedy to wraz z instruktorem wykonywaliśmy dwa wysokie loty na szybowcu „Puchacz”, w ich trakcie uczyliśmy się jak wyprowadzić maszynę z korkociągu, spirali czy też pokazano nam sposób w jaki statek powietrzny sygnalizuje wcześniej wspomniane elementy lotu. 25 lipca odbyłem 3 loty egzaminacyjne z Szefem Szkolenia, podczas których  miałem wykazać się umiejętnością pilotażu, szybkiego podejmowania decyzji i tym samym pokazać,  iż potrafię zapewnić sobie bezpieczeństwo w locie.

Moje starania się opłaciły, gdyż zdałem egzamin praktyczny i dzięki temu zostałem dopuszczony do lotów samodzielnych. Zająłem miejsce w pierwszej kabinie (przedniej) „Bociana”, poczekałem aż kolega ze szkolenia podczepi linę wyciągarkową  po czym chwyci za drewnianą końcówkę skrzydła. Wtedy uniosłem rękę na znak gotowości do lotu, w tym samym momencie zgłosiłem: „Bocian 58 gotów. Chwilę później zobaczyłem, że lina jest napięta po czym  w radiu wybrzmiały słowa: „Naprężona! Start!”, w mgnieniu oka szybowiec ruszył i po niespełna 3 sekundach oderwałem się od ziemi, z początku utrzymywałem łagodne wznoszenie, starając się nie przekraczać 100km/h, kiedy przeszedłem do stromego wznoszenia porównałem nachylenie końcówek skrzydeł względem ziemi, spojrzałem również szybko na chyłomierz poprzeczny zwany „kulką”, wniosek był jeden – wnosiłem się mając lewy zwis, na co należało zadziałać zsynchronizowanym ruchem lotek i steru kierunku. Osiągając wysokość nieco ponad 300 metrów  „oddałem” (wyrównałem lot) i wykonując trzy pociągnięcia żółtej gałki wyczepiłem linę.

Nieco zestresowany ustawiłem trymer na właściwym położeniu i zająłem się  budową kręgu, w myślach przypominałem sobie wysokości jakie powinien utrzymywać szybowiec w kolejnych zakrętach.  Kilka minut później wykonałem ostatni już zakręt, po którym leciałem na wprost do pasa startowego, rzuciłem okiem na przyrządy, prędkość 100, wysokość 140, więc stale obserwując zbliżające się lotnisko wysunąłem hamulce, maska uniosła się nieznaczne, ale prędkość wciąż utrzymywała się na poziomie 100km/h. Kilkanaście metrów nad ziemią wyrównałem lot i zacząłem ściągać drążek „na siebie”, dopiero wtedy odczułem skutek za dużej prędkości na podejściu, gdyż w momencie przyziemienia szybowiec „odbił” się od pasa i przeleciał kilka metrów po czym znowu przyziemił już nie tracą kontaktu z podłożem, najprościej mówiąc zrobiłem tzw. „kangura”. Mimo, że w trakcie swojego pierwszego samodzielnego lotu popełniłem kilka błędów to i tak  było to znakomite doświadczenie i pewnego rodzaju kolejny krok w życiu szybownika.

Przez następnie dni dalej lataliśmy, kolejne osoby  zasiadały samodzielnie za sterami, w końcu przyszedł czas kiedy wraz z Natanem mieliśmy okazję wylaszować jednoosobowy szybowiec typu „Pirat”, jest on bardziej wymagający ale za to ma lepsze osiągi. Kończąc szkolenie podstawowe średnio wykonaliśmy  po ok. 55 lotów, nie był to jednak koniec szkolenia do licencji SPL, kolejnym etapem był loty podczas których doskonaliliśmy lądowania, niektórzy z nas rozpoczęli już szkolenie termiczne połączone z nauką lotu za samolotem. Wydaje mi się, że nawiązałem do wszystkich szczególnie ważnych momentów w trakcie szkolenia, oczywiście ostatni sezon przyniósł wiele innych ciekawych doświadczeń.

Doskonale pamiętam dzień kiedy Janek Jawornik startując kilka godzin przed południem, wykonał lot trwający ponad 560 minut podczas których pokonał niemalże 750 km. Często wspominam liczne wieczorne wyjazdy po kolegów, którzy z powodu słabnących warunków byli zmuszeni do lądowania w terenie przygodnym.  Znając moje szczęście w najbliższym sezonie sam znajdę się w identycznej sytuacji.  Zaczynając szkolenie nie przewidywałem, że poznam tak wiele osób, które mimo różnicy wieku okażą się niezwykle pomocne i sympatyczne. Z czasem pojawiałem się na lotnisku  coraz częściej, nawet gdy nie było warunków do wykonywania lotów, po prostu dobrze się tam czuję.

Ciągle piszę o poprzednim sezonie, ale może warto napisać kilka słów o tym co planuję a przynajmniej chciałbym zrobić w nadchodzących miesiącach.  Wypadałoby najpierw zdać egzamin teoretyczny do licencji SPL w ULC, wraz z kolegą zamierzamy wypełnić wszystkie formalności na przełomie stycznia i lutego 2016, kolejnym krokiem będzie dokończenie szkolenia termicznego i nauki lotu na holu. A co dalej? Jeśli nie będzie większych przeszkód, spróbuje wykonać przelot do licencji, kto wie, może uda się przy pierwszej próbie. W każdym razie, po uzyskaniu upragnionego dokumentu chciałbym zyskać doświadczenie latając w stożku dolotowym lotniska, potem może uda się wykonać przelot, tzn. pokonać deklarowaną wcześniej trasę.

W ostatnim czasie ogłoszono, że na początku sierpnia w pod kieleckim Masłowie odbędą się zawody szybowcowe RZS Scyzoryk Cup 2016, oczywiste jest, że nie będę w nich uczestniczył, jednak tak samo jak wszyscy koledzy z sekcji wyraziłem chęć pomocy przy ich organizacji. Czasem zastanawiam się czy moja przygoda z lotnictwem potoczyłaby się tak samo gdyby nie udział w I Świętokrzyskim Konkursie Wiedzy o Lotnictwie. Prawdę mówiąc teraz to nie istotne,  po prostu cieszę  się, że spełniam swoje marzenia i robię to o czym  od wieków marzyli mieszkańcy ziemi."

Julian Kowalczyk
zwycięzca I Świętokrzyskiego Konkursu Wiedzy o Lotnictwie
uczeń I LO im. Stefana Żeromskiego w Kielcach


Przeczytaj również:
II Świętokrzyski Konkurs Wiedzy o Lotnictwie

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony