Przejdź do treści
Fala po raz drugi (fot. aeroklub.kielce.pl)
Źródło artykułu

Fala po raz drugi

Piloci Aeroklubu Kieleckiego wybrali się w ubiegłą sobotę do Bielska-Białej, aby po raz kolejny odbyć wysokie loty falowe. Poniżej zamieszczamy krótką relację z wyprawy.

25 listopada 2017 roku, grupką składającą się z szybowników z Aeroklubu Kieleckiego, wraz z kieleckim szybowcem „Puchacz”, udaliśmy się do Bielska Białej, by zasmakować wysokich lotów falowych. Był to już drugi w tym roku wyjazd tego typu, poprzedni odbył się 3 tygodnie wcześniej – 5 listopada.

Ruszyliśmy w piątek po godzinie 17. Na miejscu dotarliśmy około godz. 21. Wszyscy szybko poszli spać, gdyż następnego dnia zaczęliśmy działanie tuż przed 6 rano.

Chwilę po śniadaniu szybowiec już był złożony, a niedługo później byliśmy gotowi do startu. Jeszcze tylko ostatnie sprawdzenie warunków meteorologicznych i nic już nie stało na przeszkodzie, by wzbić się w powietrze. Jako pierwszy polecieli dwaj doświadczeni instruktorzy – Łukasz Godowski wraz z Janem Jawornikiem.

Warunki lotu były bardzo trudne, szczególnie podczas startu i lądowania. Wiał bowiem bardzo silny wiatr tworzący tzw. rotory. Po wyczepieniu natychmiast nawiązali kontakt z falą górską – zjawiskiem, dla którego właściwie tam jechaliśmy. Maksymalna wysokość osiągnięta podczas tego 2,5 godzinnego lotu, to prawie 4100m nad poziomem morza!

Około godziny 12 nastąpiła szybka zmiana pilota. Wsiadłem do przedniej kabiny aby posmakować wysokości, na której należy latać już z instalacją tlenową, ze względu na niższe ciśnienie atmosferyczne. Pół godziny po lądowaniu poprzedników byliśmy już na holu za samolotem.

Natychmiast poczuliśmy, iż wlatujemy w strefę silnej turbulencji. Zyskaliśmy w dość trudnych warunkach wysokość rzędu 1500m nad lotniskiem. Odprostowanie pod wiatr, kilka zakrętów i koniec końców fala odwdzięczyła się niesamowitymi widokami z wysokości 5800m nad poziom morza! Temperatura była wręcz arktyczna, około -25 stopni. Nadszedł jednak moment lądowania. Podczas zniżania do lotniska turbulentne masy powietrza chciały nam powyrywać plomby z zębów, ale w końcu znaleźliśmy się bezpiecznie na ziemi.

Łącznie nasz „Puchacz” spędził w powietrzu ponad 6 godzin. Oby więcej takich pozytywnych dni było w naszym szybowcowym środowisku.

Maciek Kowalski

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony