USA: do katastrofy w Waszyngtonie doprowadziły lata zaniedbań w systemie lotnictwa
Przemęczeni kontrolerzy, rosnąca liczba lotów i wzrost "incydentów, w wyniku których niemal doszło do wypadku" - te nierozwiązywane od dekad czynniki mogły przyczynić się do katastrofy lotniczej w Waszyngtonie, skutkującej śmiercią 67 osób - napisał w piątek portal Politico.
W czwartek, kilka godzin po tym, gdy w Waszyngtonie samolot pasażerski z 64 osobami na pokładzie zderzył się w powietrzu z wojskowym śmigłowcem, którym leciało trzech amerykańskich żołnierzy, a obie maszyny spadły do rzeki Potomak, nowy minister transportu USA Sean Duffy zapewnił na konferencji prasowej, że "USA mają najbezpieczniejszą przestrzeń powietrzną na świecie". Eksperci i pracownicy amerykańskiej branży lotniczej mają jednak inne zdanie, wskazując na szereg problemów systemowych i infrastrukturalnych.
Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) rozpoczęła śledztwo, a władze badają m.in. możliwe nadmierne zmęczenie kontrolerów lotu oraz błędy w komunikacji między wieżą kontroli lotów a załogami samolotu i śmigłowca. NTSB zapowiada też szczegółową analizę organizacji pracy na lotnisku im. Reagana, gdzie doszło do katastrofy. Wstępne ustalenia wskazują, że kontrolerzy nakazali załodze śmigłowca zwrócenie uwagi na nadlatujący samolot, ale przyczyny kolizji pozostają niejasne.
Dziennik "New York Times", który uzyskał wstępny raport Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA), podał, że w dniu wypadku na lotnisku jeden kontroler nadzorował zarówno loty helikopterów, jak i samolotów pasażerskich, pełniąc obowiązki dwóch pracowników.
Politico zwróciło uwagę, że przewodnicząca NTSB, Jennifer Homendy, "od miesięcy apelowała o zwiększenie nakładów na kontrolę ruchu lotniczego, ostrzegając przed możliwymi tragediami". Homendy, która w czwartek była na miejscu katastrofy, zapewniła, że po zakończeniu śledztwa "nie zostanie kamień na kamieniu".
Zdaniem ekspertów sygnałem ostrzegawczym dla amerykańskiego lotnictwa powinny być lotnicze incydenty "near-miss", czyli takie, w trakcie których omal nie doszło do wypadku. W 2023 r. takich przypadków było 11, a w 2022 r. - pięć. Większość z nich wynikała z błędów kontrolerów. Politico zauważyło jednak, że ich drugą przyczyną są braki kadrowe w branży lotniczej. FAA, zatrudniająca około 45 tys. osób, szacuje, że w USA brakuje około 3 tys. kontrolerów.
Cytowany przez Politico Jim Hall, były przewodniczący NTSB, zwrócił uwagę, że system lotniczy w USA potrzebuje odbudowy po utracie wielu wykwalifikowanych pracowników, do której doszło zwłaszcza w trakcie pandemii Covid-19. "Straciliśmy mnóstwo wykwalifikowanych pilotów, mechaników i stewardess, i widzieliśmy, jak wpłynęło to na lotnictwo" – mówił Hall już na początku 2023 r. Braki kadrowe wynikają także z przechodzenia kontrolerów na emeryturę oraz długiego czasu szkoleń nowych specjalistów.
Obok braków kadrowych, które mogły przyczynić się do katastrofy, media wskazują też na gwałtowny wzrost liczby lotów w USA. Lotnisko im. Reagana, choć stosunkowo niewielkie, jest jednym z najruchliwszych na wschodnim wybrzeżu. Obsługuje 25 mln pasażerów rocznie, mimo że według pierwotnego projektu miało obsługiwać 15 mln osób. Podobnie wygląda sytuacja na innych lotniskach w kraju.
Senator Demokratów z Wirginii Mark Warner, który wraz z innymi przedstawicielami Kongresu z Wirginii i Marylandu sprzeciwiał się zwiększaniu liczby lotów na zatłoczonym waszyngtońskim lotnisku im. Reagana, powiedział w rozmowie ze stacją CNN, że "będzie zadawał pytania" dotyczące zagęszczenia ruchu lotniczego w rejonie stolicy. "Wielokrotnie poruszaliśmy ten problem. Mamy bardzo ruchliwą przestrzeń powietrzną" – zaznaczył. (PAP)
bst/ szm/
arch.
Komentarze