Reportaż z przelotu EPBA-LFMP
Wielu pilotów często zastanawia się nad następującymi kwestiami: Czy da się wykonać długą międzynarodową trasę samolotem ultralekkim, jak wyglądają przygotowania do takiego przelotu oraz sam jego przebieg. Chcąc odpowiedzieć na część tych pytań zamieszczamy krótką relację z przelotu VFR na trasie Bielsko-Biała - Perpignan samolotem ultralekkim Pipistrel Alpha Trainer.
Latanie VFR charakteryzuje się tym, że nie musimy być w danym miejscu o danym czasie. Mając na uwadze właśnie tą zasadę zaczęliśmy z Tomkiem planować przebazowanie samolotu ultralekkiego Pipistrel Alpha Trainer (SP-SWAT) do nowego właściciela mieszkającego we Francji. Plan zakładał, że w terminie 18-25 maja trafi się okno pogodowe na przelot po trasie Bielsko-Biała (EPBA) - Perpignan (LFMP). Całkowita długość przelotu to prawie 1800km.
Trasa przelotu EPBA-LFMP
Nie był to wariant "po prostej", ponieważ chcieliśmy zminimalizować ryzyko złej pogody nad Alpami. Trasę rozplanowaliśmy przez Słowację, Węgry, Słowenię, a następnie wzdłuż wybrzeża Adriatyku i Morza Liguryjskiego przez Włochy i dalej Zatoką Lwią na terenie Francji, aż do samego Perpignan przy granicy Hiszpanii. Ze względu na 50 litrowy zbiornik paliwa trasę podzieliliśmy na 6 odcinków, po ok. 250-300km i założyliśmy, że po każdym zatrzymamy się na krótki postój oraz dotankowanie samolotu.
Lotnisko LHFM (Węgry)
Przelot rozpoczęliśmy z Bielska-Białej 18 maja. Chcieliśmy wystartować z samego rana, ale niska podstawa chmur uziemiła nas do godziny 11. Po analizie pogody okazało się, że trasę pierwszego założonego odcinka musimy rozplanować na nowo. Korzystając z dobrodziejstw "podniebnego demona" i "łatwego VFR" zmieniliśmy trasę omijając obszar złej pogody w okolicy masywu Małej Fatry. Postanowiliśmy polecieć przez Czechy, Bramą Morawską w kierunku Ostrawy, a następnie przez Karpaty Zachodnie dolecieliśmy na Słowację do CTR'u Piestan. Dalej kontynuowaliśmy przelot standardową, dobrze mi znaną trasą z przelotów na Słowenię, tj. przez TMA Bratysławy i Węgry.
Lotnisko LHFM (Węgry)
Kawałeczek za granicą węgierską, na lotnisku LHFM (Fertoszentmiklos) zakończyliśmy z sukcesem pierwszy odcinek naszej wyprawy. Na LHFM krótki postój na dotankowanie samolotu (dostępne paliwo: AVGAS, JET i MOGAS), złożenie planu lotu, chwilę odpoczynku i ruszyliśmy w kierunku malowniczych terenów Słowenii. FIS Budapest na nasz meldunek pozycyjny odpowiedział krótko i treściwie "report exit point" i tak bez problemów przelecieliśmy przez całe Węgry. Na Słowenii FIS Ljubljana nakazał nam przelot do Portoroz po zadanej trasie VFR, zwaną potocznie "recommended VFR route"
Słowenia - punkt RAZDR
Im bardziej na południe tym wskaźnik temperatury zewnętrznej pokazywał coraz to wyższe wskazania, a pokrycie chmur malało z każdą przebytą milą. Mijając charakterystyczny słoweński punkt RAZDR mieliśmy już kontakt wzrokowy z Adriatykem. Kilkanaście minut później wykonując podejście z nad gór wylądowaliśmy bez problemów na lotnisku Portoroz (LJPZ). Na miejscu zorganizowaliśmy paliwo, wysłaliśmy plan lotu, przeanalizowaliśmy pogodę i po godzinie ruszyliśmy na trzeci zaplanowany odcinek do miejscowości Reggio Emilia (LIDE) we Włoszech. Po starcie zgłosiliśmy przelot wzdłuż linii brzegowej Adriatyku. Włoski FIS prowadził nas wg punktów VFR wzdłuż wybrzeża, z prośbą żebyśmy omijali strefę lotniska w Wenecji.
Lotnisko Portoroz (Słowenia)
Lot wzdłuż linii brzegowej był o tyle atrakcyjny, że prowadził przez wszystkie znane włoskie kurorty nadmorskie oraz, że zalecana wysokość lotu na tym odcinku to 500ft AMSL. Dolatując do półwyspu Apenińskiego otrzymaliśmy komunikat "direct LIDE". Tym sposobem, przelatując przez niewielki opad deszczu dotarliśmy na malowniczo położone lotnisko Reggio Emilia (LIDE), kończąc tym samym trzeci odcinek zaplanowany na ten dzień.
Trasa LJPZ-LIDE (Włochy)
Na miejscu przywitał nas dyżurny portu, który zorganizował nam paliwo, wskazał miejsce do zakotwiczenia samolotu na noc oraz powiedział, że najbliższy hotel jest niecałe 100m od lotniska. Po załatwieniu wszelkich formalności udaliśmy się do centrum miasta, żeby posilić się włoską pizzą, którą jak się później okazało zjedliśmy w restauracji należącej do Polaków (świat jest jednak bardzo mały).
Lotnisko Reggio Emilia (Włochy)
19 maja był dniem, gdzie już na etapie planowania przelotu i analizy pogody, nastawialiśmy się, że będzie dniem nielotnym. Rzeczywistość potwierdziła prognozy pogody - cały dzień niskie chmury i deszcz. Na całe szczęście Reggio Emilia jest dość dobrze skomunikowaną miejscowością i już po 1.5h byliśmy w niedaleko położonej miejscowości Maranello, gdzie odwiedziliśmy muzeum czerwonych samochodów z czarnym koniem na masce.
Maranello - Muzeum Ferrari
20 maja chcieliśmy rozpocząć przelot z samego rana, ale okazało się, że lotnisko czynne jest dopiero od godziny 9. Przed 9 wpuszczono nas na teren lotniska i pozwolono przygotować samolot do lotu, otrzymaliśmy również zgodę na kołowanie pod warunkiem, że wystartujemy dopiero o godzinie 9. Tak więc w chwili gdy na naszych zegarkach pojawiła się 9:00 zgłosiliśmy zajęcie pasa, wystartowaliśmy i rozpoczęliśmy lot do Albengi (LIMG).
Apeniny Liguryjskie
Odcinek prowadził przez piękne krajobrazy Apenin Liguryjskich, a później wzdłuż linii brzegowej Morza Liguryjskiego. Bez problemów przelecieliśmy wzdłuż ruchliwego lotniska kontrolowanego w Genui i dotarliśmy do schowanego wśród górskich zboczy lotniska Albenga. Po lądowaniu przystąpiliśmy do realizacji standardowego planu tj. tankowania i złożenia planu lotu na kolejny odcinek do francuskiego Castellet (LFMQ) i pozwoliliśmy sobie na krótką przerwę.
Genua (Włochy)
Drugi odcinek realizowany 20 maja był chyba najciekawszym etapem podróży. Po starcie z Albengi obraliśmy kurs w kierunku Monaco, po trasie VFR prowadzącej wzdłuż linii brzegowej. Od lokalnych służb informacji powietrznej otrzymaliśmy informację, że mamy lecieć na 500ft AMSL. Na zapytanie o typ statku powietrznego odpowiedzieliśmy, że oznaczenie wg ICAO to PIAT (Pipistrel Alpha Trainer). Kolejnym pytaniem było czy jesteśmy śmigłowcem, czy samolotem.. Okazało się, że wcale nie było to pytanie nie na miejscu, ponieważ na tym odcinku do Cannes spotykaliśmy wyłącznie śmigłowce.
Monaco
Co 3-5 min otrzymywaliśmy traffic information, że z kursem przeciwnym na tej samej wysokości wykonuje lot śmigłowiec. Minęliśmy ich chyba 5 lub więcej. Bardzo przydatne okazało się urządzenie antykolizyjne, które w uzupełnieniu do służb radiowych, na bieżąco ostrzegało nas o innym ruchu. Ciekawym zaskoczeniem podczas tego odcinka okazały się częstotliwości radiowe, na które byliśmy przekierowani, a których nie było ani w "podniebnym demonie", ani w "łatwym VFR". Cóż, bywa i tak.. Najważniejsze, że ktoś się na nich zgłaszał i zapewniał nam służbę informacji.
Lotnisko Le Castellet (Francja)
Po minięciu Cannes, zatoki Saint Tropez obraliśmy kurs wzdłuż linii brzegowej na Tulon i dalej na Le Castellet (LFMQ). Le Castellet to lotnisko położone na płaskowyżu, na wysokości 1400ft AMSL w bezpośrednim sąsiedztwie byłego toru wyścigowego Paul Ricard, gdzie do 1990 roku odbywał się wyścig GP Francji Formuły 1. Po wylądowaniu zauważyliśmy, że nasz ultralekki Pipistrel jest najmniejszym statkiem powietrznym na tym lotnisku. Zaparkowaliśmy na płycie postojowej obok kilku Socat TBM oraz business jetów. Lotnisko okazało się bardzo luksusowe. Co kilka minut lądował turboprop, a wysiadający z niego pasażerowie zabierali swoje kije golfowe i udawali się na pobliskie pola celem rozegrania partyjki golfa.
Lotnisko Le Castellet (Francja)
Po raz pierwszy mieliśmy uczucie, że dżinsy, trampki i T-shirt są tu trochę nie na miejscu.. I tu zaskoczenie.. Lotnisko miało najtańszy AVGAS na całej trasie przelotu i standardową opłatę lotniskową w wysokości 15EUR . Do tego w budynku terminalu kawiarenka, nieopodal restauracja.. Aż nie chcieliśmy wierzyć, że tak ekskluzywne lotnisko nie zabije nas opłatami. Po dotankowaniu, ponownym sprawdzeniu dalszej trasy i krótkiej przerwie, rozpoczęliśmy ostatni lotny odcinek naszej wyprawy w kierunku Perpignan.
Trasa LFMQ-LFMP (Francja)
Prognozy pogody jednoznacznie pokazywały, że na odcinku pomiędzy Marsylią i Montpelier, od strony doliny Rodanu możemy spodziewać się silnego wiatru i turbulencji. Tak też było. Zatoka Lwia pokazała nam, że potrafi trochę porzucać małym samolocikiem. Ze względu na problemy z wykonaniem zdjęć na tym odcinku, nie dysponujemy zbyt dużą dokumentacją fotograficzną. Po niecałych 2h lotu linią brzegową rozpoczęliśmy procedurę podejścia VFR do lotniska kontrolowanego w Perpigan (LFMP), gdzie bezpiecznie wylądowaliśmy kończąc z sukcesem lotniczą część naszej wyprawy. W Perpignan czekał na nas Giles, który odebrał od nas samolot wraz z dokumentami i zawiózł nas na dworzec kolejowy.
Szczęśliwa załoga w Perpignan
Dalej z prędkością 300km/h, pociągiem TGV przemieściliśmy się do Barcelony, gdzie wieczorem wyskoczyliśmy na tapas i unas copas de vino tinto. Następnego dnia rano z lotniska El Prat linowym, różowym samolotem, wróciłem do Katowic. Urok Barcelony sprawił, że Tomek postanowił zostać w mieście Gaudiego jeszcze kilka dni i wrócił do Polski "różowym" dopiero po weekendzie.
TGV dct BCN
W ciągu 3 dni zaliczyliśmy ultralekkim samolotem 8 krajów, przelecieliśmy ponad 1800km i spaliliśmy niecałe 140l paliwa. W ciągu 2 dni lotnych spędziliśmy w powietrzu 10h 30m i przemieszczaliśmy się ze średnią prędkością 175km/h. Zebraliśmy mnóstwo ciekawych doświadczeń i ponownie potwierdziliśmy, że lot VFR samolotem ultralekkim po Europie, z krajowymi uprawnieniami nie stanowi problemu. Gdzie kolejna wyprawa? Lotnicze życie zawodowe pewnie samo ją zaplanuje.
Krzysztof Będkowski
Komentarze