Przejdź do treści
Na podium od lewej: Vladas Motuza (LT), Sebastian Kawa (PL), Petr Krejcirik (CZ) (fot. sebastiankawa.pl)
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Żal odlatywać

W kolejnych zawodach szybowcowych – Sailplane Grand Prix, które rozgrywane były w dniach 28.04–08.05.2016 r. w Usman w Rosji, Sebastian Kawa odniósł zwycięstwo.

To co miłe szybko upływa.

Rywalizacja podczas zawodów szybowcowych to długotrwała mobilizacja i wielowymiarowe, wyczerpujące  obciążenia. Zawsze są czynniki które powodują brak satysfakcji z wyników, albo obawę o utratę uzyskanej pozycji. Sebastian przywykł do tego, że zawsze jest na celowniku. W zawodach nie jest ważne w jakim stylu osiągnie się sukces – liczy się efekt, toteż często jest stosowana taktyka rzepa na ogonie. Lecąc za dobrym zawodnikiem, uzyskuje się duże szanse na dobry wynik, a nawet łatwą wygraną, bo uzyskuje się uwolnienie od podejmowania decyzji, wyłapania szansy gdy lider przeoczył dobre wznoszenie, lub popełnił błąd. W Usman na ogół nie było takiej sytuacji. Piloci latali bardzo aktywnie, rzadko w „gęsim szyku” więc w zróżnicowanych i zaskakujących warunkach termicznych. Sebastian bardzo musiał baczyć na to co robi, aby ktoś mu nie wymknął się spod kontroli. Udało się. Uzyskana przewaga gwarantowała mu wysokie zwycięstwo z zawodach, nawet gdyby nie uczestniczył  w ostatnim wyścigu. Pogoda była cudowna.

Na nieskalanym błękicie poranka jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiły białe chmurki dobrej pogody o podstawach ponad 2000m. Pod nimi dobre wznoszenia, dla oceny których niezbędny był wariometr o skali wyższej niż 5 m/sek. Czarnoziem sprzyja nie tylko rolnikom. Zawodnicy szybko pokonywali trasę. Ładne widowisko zafundował obserwatorom Vladas Matuza i Wojtek Puławski. Wykorzystując dobrą pozycję obaj rzucili się do wyścigu o bonusowy punkt jaki można było uzyskać za pierwszą pozycję na drugim punkcie zwrotnym. Ścigali się z dużej wysokości lecąc pod koniec z prędkością bliskią maksymalnej. O koński łeb wygrał Litwin. Sebastian potraktował ten lot jako okazję do dobrej zabawy i robienia psikusów zawodnikom. To markował dobre wznoszenie między szlakami, to opuścił przedwcześnie dobre 4 m/sek prowokując do szaleńczego wyscigu po bonusowy punkt, albo odwiódł na manowce tych, którzy próbowali zarzucić na niego arkan. Ale także on dostał w tym locie wartościową lekcję. Mocne wznoszenia wynosiły w atmosferę sporą ilość wody odparowanej z nasączonego wodą gruntu.

Na ogromnych przestrzeniach Rosji nawet potężne chmury nie wydają się wielkie, toteż gdy ich popołudniowy rozwój osiągnął punkt krytyczny, w ciągu dosłownie kilkunastu minut, w wielu obszarach powstały bardzo rozległe i grube ławice odcinające dopływ niezbędnej energii słonecznej, a nawet pojawiły się lokalne przecieki z tej powłoki. Ciemne i nieprzeźroczyste zasłony pod podstawami, które niżej topiły się w deszcz zasłaniały widok na trasę. A ponieważ zasłona powstała ze szlaku cumulusowego nie było innej drogi jak w poprzek. Spod chmur w oddali widać było słońce, ale to co rysowało się na niebie było zagadką. Należało wykonać skok długości kilkadziesięciu kilometrów w kierunku miejsc dających szansę na wznoszenie.

Krajobraz po burzy. Kilkadziesiąt minut wystarczyło, by woda opadła na ziemię i na niebie pozostały już tylko resztki scenerii, która spowodowała tyle kłopotów na trasie. Już po zawodach. Uratowany przed polem, można wracać do lotniska.

Najpierw w cieniu parasola burzy, potem przez deszcz w końcu długi przeskok przez słoneczny już obszar, ale wygaszony silniejszym wiatrem opadającego podmuchu katabatycznego. Sebastian wytracił 2000 m nim dotarł pod chmurkę dającą szansę na „patok”. Nasi sympatyczni i sprawni juniorzy wyliczyli, że wygrzebał się z wysokości 70 metrów. Jak na ironię szybowce lecące nieco później trafiły z tyłu w komin dnia. Był wśród nich Marek Niewiadomy. Brakło mu 67 sekund, aby awansował do finału światowego w RPA.


Na zdjęciu: Marek Niewiadomy, Sebastian Kawa, z tyłu Tomasz Kawa, po prawej Jakub Puławski

Uroczyste zakończenie zawodów jak balanga na carskim dworze. Nagrody zgromadzone przez Sebastiana spowodowały znaczny pjerjegruz (nadbagaż), z którego tak się śmiała „mateczka” Marina.

My musieliśmy już o 3-ciej  odjechać do Woroneża, bo Sebastian miał lecieć do Londynu, ale zafundowano nam wielogodzinne zwiedzanie zakamarków potężnego portu Szeremietiewo, gdyż z powodu parady kończącej cykl obchodów Dnia Zwycięstwa odwołano loty do godzin popołudniowych. Na dodatek jesteśmy lżejsi o 60 kilogramów, bo zaginęły obie nasze walizy. Mimo tej przygody z pewnością będziemy bardzo miło wspominać pobyt w pobliżu Dzikich Pól.

Wyniki Sailplane Grand Prix w Usman w Rosji

Więcej zdjęć na stronie: www.sebastiankawa.pl

TK

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony