Przejdź do treści
WGC 2013, fot. Sebastian Kawa
Źródło artykułu

Sebastian Kawa na WGC: Widziałem Cumulusy – nad Atlantykiem, ale jak wysoko!

Większość z nas z niedowierzaniem spoglądała na kartkę z zadaniem dnia na której z uporem znowu pojawiło się zadanie 366 km. Co prawda meteorolog odważnie wpisał na swoim raporcie 4m/s o godzinie 16:00, ale widząc co się dzieje nie mieliśmy wątpliwości , że będzie gorzej. Znowu wiało mocniej niż przewidywała to prognoza, z południa nasuwały się niewielkie łaty cirrusa związane z jet-streamem na dużej wysokości i przy starcie nosiło jak zwykle, czyli kiepsko.

Niemniej udało się uzyskać wysokość około 1300m, więc wszyscy czekali na poprawę pogody, podczas gdy starty pozostałych dwóch klas jeszcze trwały. Nad linią zbił się ogromy peleton wszystkich szybowców klasy standard i zrobiło się dość ciasno. Gdy noszenie spadło do zera udało nam się zamarkować odlot  i sprowokować dużą grupę szybowców do odejścia. Dokręciliśmy jeszcze raz i po pięciu minutach polecieliśmy na trasę, 45 minut wcześniej niż zakładaliśmy to rano po analizie dostępnych prognoz  pogody. Początek nie był budujący , ale paręnaście minut po odejściu wreszcie dopadliśmy lepszego noszenia i to pozwoliło nam dogonić pierwszą grupę. Okazało się że są w niej nasi najgroźniejsi rywale z Mario Kiesslingiem  na czele. Kominy były baaardzo rzadko.

Trudno było trafić i inaczej niż zwykle, nawet przeskakując z około 1500 można było spaść do parteru nie znajdując niczego konkretnego. Nic więc dziwnego, że co jakiś czas widać było szybowce na wysokości kręgu do lądowiska.  W połowie boku byliśmy już z Michałem najwyżej w grupie i skacząc do przodu wpadliśmy na wspaniałe noszenie, nawet momentami do 4m/s, co zdecydowanie podniosło nam poziom latania. Nam i całemu peletonowi. Niestety następne noszenie ominęliśmy i trochę nas przegonili, ale dalej byliśmy w dużej grupie, co przy tych silnych noszeniach oznaczało prawie remis. Trasa w tym miejscu zbliżała się już do wybrzeża Atlantyku i na jego brzegu widać było piękne cumulusy zawieszone na wysokości około 4000m. 



To konwergencja na czole bryzy, której spodziewał się meteorolog. Niestety było to zbyt daleko w bok. Niemniej w dobrych kominach osiągnęliśmy pierwszy punkt krążąc nawet jeden raz pod kłaczkiem! I tu nasze nadzieje na szybkie ukończenie trasy prysnęły.  Gdy tylko odwróciliśmy się w stronę Sierra Ventana / Gór Wietrznych/ wiatr się nasilił.Wyszliśmy spod wpływu konwergencji a noszenia były rzędu 0,7m/s. Przy 40km/h wiatru zatrzymało nas to w miejscu i przez 40 minut posunęliśmy się około 20km w stronę punktu.

Czytaj całość na stronie www.sebastiankawa.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony