Blog Sebastiana Kawy: Wczoraj Styks, dzisiaj fala
Wczorajszą złą pogodę wykorzystaliśmy na zwiedzanie miasta. Dotarliśmy do przedziwnego miejsca nad rzeką, w którym odbywały się smutne uroczystości pogrzebowe. Palenie zwłok.Po drugiej stronie rzeki biedni ludzie przesiewają piasek i wynoszą w koszach na plecach do wywrotek. Mieszkańcy urwiska toczą w tym miejscu normalne i wesołe życie. Kawałek dalej w centrum miasta życie toczy się szybko jak rozsypane pomarańcze. Poziom życia podnosi się w niekiełznany sposób, często na śmieciach, a hydranty nadal zostają zostają na swoim poziomie.
Dzisiaj, szczęśliwego trzynastego, postanowiliśmy ubiec przeciwnika i wytoczyliśmy szybowiec na asfalt jeszcze zanim pierwszy Buddah Air zgłosił MANKA na dolocie do Pokhary. Udało się i zanim powstały cumulusy już z nadzieją wisieliśmy na fali. Jednak później pogoda rozwinęła się we wspaniałą termikę z podstawami na 4200m a wiatr osłabł i fala zniknęła. Pogoda pozwalała na uwiecznienie całego łańcucha gór. Odwiedziliśy trochę dalsze zakątki tęsknie spoglądając na Tybet. Wygląda na to, że TU można latać codziennie. Nie jest łatwo, ale świadomość faktu, iż uczestniczymy w czymś niezwykłym dodaje sił i otuchy, poprawia nastrój. Dlatego dziś lecąc nad szczytami wywiesiliśmy za oknem nasz biało - czerwony znak narodowy.
SK
Więcej wpisów Sebastiana Kawy oraz zdjęć znajdziesz na jego blogu.
Komentarze