Przejdź do treści
Źródło artykułu

Blog Sebastiana Kawy: Działka nad Jeziorem

Przechodzące co godzinę fale deszczu nie zachęcały do latania. Jednak prognozy na kolejne dni nie są rewelacyjne, więc gdy tylko przechodziła kolejna fala deszczu podjechałem zatankować szybowiec i wybrałem się szybko na dwugodzinną trasę przygotowaną przez organizatora. Byłem jednym z niewielu, którzy poderwali sie w powietrze.

Moment startu był już nieco spóźniony, bo kolejne chmury rozlewały sie i zaczynały siąpić deszczem, jednak dało się odlecieć na trasę w kierunku zachodnim.

 
Była to jednak już ostatni wał zdrowych cumulusów tego dnia i przed pierwszym punktem noszenia z trudem pozwalały na przesuwanie się pod wiatr. Musiałem wylać połowę balastu.

Ponieważ na południe przez chmury przedzierało się ciut więcej słońca powoli dryfowałem z kolejnymi kominami w tamtym kierunku. Dawało to szanse dolecenia do drugiego obszaru nawrotów malutkiej trasy ale małe chmurki dawały tylko niewielkie noszenia. Niestety powrót do lotniska był znów pod wielkimi , rozlanymi chmurami ciężkimi od deszczu i musiałem się poddać odwiedzając niewielkie pólko na skraju jeziora. Pomimo 200m zapasu wysokości potrzebnej na dolecenie do lotniska nie odważyłem się oddalić od tej zbawiennej wysepki w środku lasu. Z mojej perspektywy, 12 km od lotniska, w stronę mety było widac tylko las i jeziora. Nie było widać też pasa startowego otoczonego wysokim lasem. Dwie fale chmur ustawiły się obok trasy, więc nic nie dałoby podtrzymania po drodze, czy szansy na zatrzymanie się w najsłabszym noszeniu. W razie pecha pozostawało tylko wodowanie w chłodnym jeziorze, na co nie miałem ochoty w czasie treningu. Niestety od strony południowo – zachodniej nie ma tu miejsc do lądowania i takie dylematy będą codziennością podczas zawodów.
 


 
 

Lądowałem blisko lotniska i ekipa sprawnie zabrała mnie z pola. Takie doświadczenie było potrzebne przed zawodami.

SK

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony