Sebastian Kawa z lotniczym wykladem w Nowym Sączu
27 marca byliśmy w zacnym grodzie nad Dunajcem, Nowym Sączu.
Nad wzgórzami pięknej Sądecczyzny nabierałem umiejętności właściwych ptakom, toteż z radością przyjąłem zaproszenie do uczestniczenia w spotkaniu z Sebastianem zorganizowanym przez Aeroklub Podhalańskim we współpracy z prezydentem Nowego Sącza w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej.
Dawno nie odwiedzałem tych stron, toteż łapczywie chłonąłem zmiany i wrażenia.
Niewątpliwym pozytywem jest stan dróg w porównaniu do tych jakie mamy na Żywiecczyźnie, która po aneksji do Śląska stała się Berdyczowem współczesnej Rzeczypospolitej. A przecież Ziemia Sądecka była tak biedna, że w czasach centralnego zarządzania - nie znajdując sposobu na poprawę sytuacji - zdecydowano się na „eksperyment sądecki” i oddanie władzy w ręce samorządu. Przymykano nawet oko na łamanie monopolu państwowego i domową produkcję odmiany napoju z pysznych tutejszych śliwek, który powszechnie warzono dla poprawy spojrzenia na swój los.
Z biegiem lat ten napitek stał się swego rodzaju biletem ułatwiającym negocjacje i wejście na różne salony. Wkrótce dunajcowy żwir ulic i placów, które często wyglądały jak topieliska rozmarzającej tundry, pokryły asfalty, a walące się budowle miasta zaczęły odzyskiwać piękny wygląd. Nie ma jednak możliwości odbudowania piastowskiego zamku, który wysadzili Niemcy. Nowa fabryka elektrod dała mocny impuls dla rozwoju miasta. Rozbudzone inicjatywy sprawiły, że powstała słynna szkoła biznesu, a produkty „OPTIMUS” znakomicie przyśpieszyły rozwój komputeryzacji Polski, nim specjaliści od nakładania milionowych kar za dodawanie przypraw do barowych potraw nie zniszczyli świetnie rozwijającego się przedsiębiorstwa.
Podczas spotkania miło było patrzeć na dorodną młódź, która szczelnie wypełniła rozległą aulę PWSZ i z uwagą śledziła wywody Sebastiana na temat lotnictwa, oraz latania w różnych stronach świata.
Dyskretną łezkę wyciskały spotkania z przyjaciółmi, których nie widziałem dziesiątki lat.
Zobacz też: Sądeckie Konwersatorium Naukowe (IT)
Wizyta na resztach lotniska w Kurowie ocalonych przez modelarzy, przywołała rozrzewniające obrazy z czasów, gdy „młode polskie orły” wirowały na wzgórzami Białej Wody, Jodłowca i Chełmu,
(Leopol Kwiatkowski z żoną. Kto zgadnie jaki to samolot ?)
ciesząc oczy Kwiatkowskiego, Iszkowskiego, Lupy, Połomskiego,Bajdo, oraz innych pionierów, którzy z wielkim entuzjazmem tworzyli i rozwijali tutejsze lotnictwo.
Po Winnej Górze, Jodłowcu, którego hangary już przed wojną chroniły ponad 30 szybowców, Kurowie, Łososina jest obecnie przytuliskiem pilotów.
Sytuacja Aeroklubu Podhalańskiego kierowanego sprawnie przez prezesa zarządu Andrzeja Saratę, oraz dyrektora Romana Matyjewicza bardzo pozytywnie odbiega od tego co obserwujemy obecnie na wielu innych lotniskach. Niezwykle serdeczni gospodarze z dumą zaprezentowali nam pachnący farbami, odnowiony, budyneczek administracyjny, oraz zasobne hangary.
Znalazł w nim miejsce dostojny AN-2 , historyczny RWD 5 i Jak 18, Wabią świeżymi kolorami Zliny i dwa akrobacyjne Extra 300, turystyczna Cessna o wdzięcznym imieniu Zuzia.
Czeka w gotowości na szerokie otwarcie wrót wiele innych samolotów i szybowców, a wśród nich wypieszczony Tulak Kołodzieja, który swoją łupinkę wyposażył nawet w automatycznego pilota.
Estetycznych wrażeń dopełnia obszerna nowa płyta przed hangarami, okazała estrada dla imprez masowych, alejki spacerowe, oraz altanka dla publiczności. Poradzono sobie nawet z radosną twórczością celników i poborców podatkowych. Nowoczesna stacja paliw ma tylko jeden zbiornik, lecz specjalny program komputerowy wylicza korekty wagi i objętości z uwzględnieniem aktualnej temperatury, toteż podatek nie gryzie się z akcyzą, a paliwo dla użytkowników prywatnych samolotów zmieści się w jednej bani z tym, które ma błogosławione dobrodziejstwo ulg dla uprzywilejowanych odbiorców.
Więcej zdjęć na stronie: www.sebastiankawa.pl
Tomasz
Komentarze