Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Czekam na wiatr co rozgoni…

Tej jesieni nie zawitał jeszcze prawdziwy halny.

Wiało, ale nie z tego kierunku. Potężne wiatry strumieniowe, które przyniosły zmianę pogody gnały z prędkościa 240 km/h z północneego zachodu. Dla fali nad Tatrami konieczny jest silny wiatr z południa.  Nieco zachodniej czy wschodniej odchyłki nie zaszkodzi, ale do tej pory taki klasyk nie nadszedł. Tymczasem poprószyło i wychłodziło atmosferę.

Poniedziałek 23 listopada. Zmarznięte lotnisko powoli pozbywa się cieniutkiej warstwy śniegu. Głębiej ziemia jest twarda  i nie przepuszcza topniejącej wody. Dla kół nie ma znaczenia czy toczą się w przód, czy bokiem. Na szczęście wiatr na ziemi jest słabiutki i pilot będzie mógł pokierować go przed szybowiec korzystając z tych samych sterów co w powietrzu. Zmontowanie ogromnego, dwuosobowego szybowca zajmuje godzinę, ale dzięki pomocy Bogdana i kolegów z Wirkk przebiega znacznie szybciej niż ostatnio. Andrzej Miciński jest w pracy i po chwili pojawia się Jacek, więc będziemy mieli samolot do holowania.

Żar, otoczony górami ma swój mikroklimat i przy silnym wietrze na lotnisku nie przewraca samolotu i  nadal możliwe są starty oraz lądowania. Fala powstajaca za wyższymi szczytami Beskidu Śląskiego swoimi zawirowaniami często tłumi wiatr do zera i na lotnisku słychać tylko szum wiatru w rejonie wierzchołków, tam, gdzie łamane są drzewa. Dzisiaj nie wieje aż tak mocno, ale przelatujące przed wschodzącym słońcem po grzbiecie Jaworzyny obłoki wyglądają dziwnie w porównaniu do piknikowej atmosfery na dole.

Ostatecznie po zgłoszeniu planu lotu odrywamy się od ziemi około południa. W czasie pierwszych metrów holu bacznie obserwujemy przyrządy, czy wszystko działa jak należy. Jest zaskakująco spokojnie i łatwo. Zimowa aura tłumi kominy termiczne, ale wspomaga falę. Ta zabiera nas nad chmury z wysokości 500m. Tam, gdzie zaczyna się śnieg.



Testujemy transponder i łączność z odległymi lotniskami. Zima, testuje nas, bo pomimo niezbyt wysokiego lotu mamy już minus 20 stopni Celsjusza.

Sprawdzamy na jak długo wystarcza resztka tlenu z jednej butli. Takie doświadczenie jest bezcenne w dalszych lotach.

Kontrola Zbliżania Kraków bardzo sympatycznie kieruje ruchem, w którym znalazł się niezwykły gość. W pobliżu przechodzą ruchliwe drogi lotnicze, ale nie latamy dzisiaj zbyt wysoko więc nie stanowi to większego kłopotu.

Aparatura z nadciśnieniem i kombinezony dzisiaj nie pracują, ale sprawdzamy, czy udaje się ich używać w kabinie. Kabina Nimbusa wydaje się bardzo obszerną, dopóki nie ubrać się do lotów w zimie. Z trudem udaje mi się wcisnąć na głowę hełm i maskę. Nad głowa zostaje centymetr miejsca.





Nad  morzem chmur czujemy się nieco samotnie. Jesteśmy jedynym szybowcem w promieniu setek kilometrów. Mało prawdopodobne, by ktoś na ziemi był w stanie dostrzec małą, bezgłośną kropkę na niebie, która nie ciągnie smugi kondensacyjnej. Widac nas tylko na radarze.

Zimowe słońce powoli znika za chmurami i chyli się ku zachodowi. Przemarznięci na kość również kierujemy się w stronę lotniska. Musimy coś zrobić z wentylacją kabiny, by nie była tak dokuczliwa dla nóg.

Teraz czekamy na wiatr. W międzyczasie Nimbusawi i jego instalacji należy się jeszcze kilka poprawek, które będziemy mogli przetestować na zimowej termice.

SK


Przeczytaj również:
- Sebastian Kawa przygotowuje się do lotów w stratosferę
- Szybowcem na 13500 m n.p.m.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony