Przejdź do treści
Źródło artykułu

Polscy piloci o możliwościach maszyn V generacji po treningach na symulatorach F-35 w USA

Gdy weszliśmy do centrum symulatorowego F-35, czułem się jak bohater „Gwiezdnych wojen” – mówi jeden z ośmiu lotników, którzy polecieli do Stanów Zjednoczonych na tzw. szkolenie zapoznawcze z F-35. Piloci podkreślają, że samolot V generacji jest cięższy od F-16, ale bardzo manewrowy. Ma duże przyspieszenie i ciężko go wyhamować. – Najważniejsza będzie integracja między efami – dodają.

Umowa na zakup samolotów V generacji F-35A Lightning II dotyczy nie tylko 32 myśliwców, zaplecza logistycznego, stacjonarnego systemu szkoleniowego i części zapasowych, lecz także wyszkolenia 24 pilotów oraz 90 osób z personelu inżynieryjno-lotniczego. Piloci uczyć się będą pod okiem amerykańskich instruktorów m.in. w Luke Air Force Base w Arizonie, a inżynierowie w bazie na Florydzie. Nie wytypowano jeszcze konkretnych kandydatów, ale eksperci przyznają, że jest jeszcze na to czas. W resorcie obrony trwają prace nad określeniem wymagań, jakie piloci i technicy będą musieli spełnić, by rozpocząć szkolenie na F-35. Zgodnie z umową podpisaną z koncernem Lockheed Martin polskie samoloty wyprodukowane zostaną w 2024 roku, a szkolenie personelu zakwalifikowanego do programu ruszy rok wcześniej.

Zapoznanie z maszyną

Przygotowujemy koncepcję funkcjonowania F-35 w polskich siłach zbrojnych, uczymy się nowej technologii i dopiero określimy wymagania względem kandydatów. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w przypadku pilotów z pewnością będzie brana pod uwagę odpowiednia liczba godzin nalotu na odrzutowcach i wysoki poziom znajomości języka angielskiego – wyjaśnia gen. bryg. pil. Ireneusz Nowak, dowódca 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego. Sprawdzana ma być także motywacja do pracy i chęć rozwoju zawodowego. – Przed lotnikami trudne, innowacyjne szkolenie, dlatego chciałbym, aby do programu zostali włączeni tylko ludzie z poczuciem misji. Ci, którzy zbudują fundament dla funkcjonowania F-35 w Polsce – dodaje dowódca 2 Skrzydła.

Chociaż jeszcze nie są prowadzone rozmowy kadrowe, to w kwestii szkolenia na F-35 już coś drgnęło. W 2019 roku do Fortu Worth w Teksasie w Stanach Zjednoczonych, gdzie swoją siedzibę ma producent samolotów Lockheed Martin, na zapoznawcze treningi symulatorowe poleciało sześciu pilotów z 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego. Rok później, w grudniu 2020 roku, już w ramach podpisanej umowy z Amerykanami, na to samo szkolenie do USA skierowano kolejnych ośmiu lotników. Oprócz pilotów F-16 znalazł się w tym gronie także jeden instruktor M-346 Bielik z 4 Skrzydła Lotnictwa Szkolnego. – Trening w USA nie był częścią programowego szkolenia na F-35, lecz krótkim zapoznaniem z samolotem – podkreśla gen. Nowak, który uczestniczył w tygodniowym kursie za oceanem.


(fot. Bumble Dee)

Dowódca 2 Skrzydła nie zaprzecza jednak, że wśród pilotów, którzy kilka miesięcy temu szkolili się za oceanem, są prawdopodobni kandydaci do programu F-35. – Decyzje kadrowe nie zapadły, ale rzeczywiście do USA polecieli doświadczeni piloci myśliwców, instruktorzy albo kandydaci na instruktorów. Ludzie, którzy być może będą odpowiadać za właściwe wprowadzenie do naszej armii TTP, czyli taktyki, technik i procedur działania na nowym typie myśliwca – mówi generał i dodaje: – Nie zapominajmy, że F-35 to nowoczesny, ciężki, szybki i skomplikowany samolot, który będzie wykonywał najbardziej kompleksowe misje lotnicze, jakie w tej chwili możemy sobie wyobrazić. Oczekuję więc, że w pierwszej kolejności z zadaniem tym zmierzą się nasi najbardziej doświadczeni lotnicy.

Zgodnie z założeniami programu Amerykanie wyszkolą najpierw instruktorów, którzy później przejmą ciężar szkolenia kolejnych pilotów. W grupie 24 lotników kierowanych za ocean mają być także dowódcy ugrupowań i skrzydłowi.

Jako pierwsi na F-35 szkolić się będą piloci Jastrzębi. To, zdaniem lotników, najlepsze rozwiązanie, bo ze względu na podobieństwo maszyn przesiadka z F-16 na F-35 będzie najłatwiejsza. Nie oznacza to jednak, że w kolejnych latach na samolotach V generacji nie będą szkolić się piloci innych statków powietrznych. Możliwe jest także kierowanie na to szkolenie pilotów MiG-29, Su-22 i M-346 Bielik. Te ostatnie samoloty, stacjonujące w Dęblinie, przeznaczone są właśnie do szkolenia zaawansowanego. Pierwsi piloci wyszkoleni w Polsce na Bielikach latają już na F-16. – Mogę sobie wyobrazić, że w przyszłości do Stanów Zjednoczonych skierujemy pilotów bezpośrednio po M-346, bez doświadczenia w lotach na F-16 – przyznaje gen. Nowak. W USA tego typu rozwiązania są już praktykowane. Ze względu na odejścia ze służby pilotów bojowych i konieczność szybkiego wyszkolenia nowej grupy lotników bojowych zdecydowano, że do lotów na F-35 kierowani będą piloci uprzednio wyszkoleni na T-6 Texan II i T-38 Talon, z pominięciem etapu szkolenia np. na F-16.

Ciężko bestię wyhamować

Piloci, którzy odwiedzili w grudniu siedzibę Lockheeda Martina, mogli nie tylko poćwiczyć na symulatorach F-35, lecz także zobaczyć linię produkcyjną tych maszyn. – Co 50 m stał F-35, a linia produkcyjna miała milę długości. Niesamowite wrażenie – podkreśla M., oficer z 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego (nazwiska niektórych osób z personelu lotniczego nie są podawane do publicznej wiadomości). – Natomiast jak weszliśmy do centrum symulatorowego F-35, czułem się jak bohater ‘Gwiezdnych wojen’ albo uczestnik bardzo zaawansowanej gry komputerowej – dodaje. Pilot niedawno skończył 30 lat i ma na swoim koncie ponad 900 godzin spędzonych w powietrzu. Jest absolwentem liceum lotniczego w Dęblinie i amerykańskiej akademii lotniczej. Szkolenie teoretyczne i praktyczne z pilotowania samolotów bojowych rozpoczął kilka lat temu za oceanem. Latał T-6, T-38C Talon i w końcu wielozadaniowym F-16 w bazie lotniczej Tucson w Arizonie. Obecnie jest dowódcą klucza F-16 i przygotowuje się do roli instruktora. Czy będzie w przyszłości pilotował F-35? – Nie chcę zapeszać! Ale jeśli tylko padnie taka propozycja ze strony przełożonych, to na pewno nie będę się wahał – zapewnia.

W czasie tygodniowego pobytu w Teksasie polscy piloci korzystali z różnego typu symulatorów. Część z nich miała możliwość poćwiczyć w symulatorze „full motion” wiernie oddającym lot myśliwcem. – Przekonałem się, że F-35 niechętnie traci prędkość, mimo wielkości nie tworzy nadmiernego oporu aerodynamicznego, więc ciężko tę bestię w powietrzu wyhamować – podkreśla gen. Nowak. – Przyjemnie się go pilotuje i świetnie radzi sobie w dynamicznych manewrach. Podczas lotu przy dużych kątach natarcia nie traci sterowności i pozwala się w pełni kontrolować – uzupełnia J., przyszły dowódca ugrupowania F-16.

(fot. Lockheed Martin, Anthony Nelsoon)

Wszyscy szkolili się w sali wyposażonej w osiem stanowisk treningowych: cztery z pełnym odwzorowaniem misji i wiernie odtworzonym kokpitem oraz cztery nieznacznie uproszczone, ale również pozwalające ćwiczyć użycie awioniki i pracę w kokpicie. – Każdego dnia mieliśmy po dwie sesje symulatorowe. Jednocześnie loty wykonywało ośmiu pilotów. Trudność misji powietrznych z treningu na trening rosła – podkreślają lotnicy. Na początku prowadzili proste walki powietrzne, odpalali rakiety, zrzucali bomby na cele naziemne. Potem ćwiczyli loty w formacji czterech maszyn, za pomocą radarów samolotu szukali celów na ziemi, następnie je bombardowali. Finalnie wykonali operację powietrzną dwoma kluczami samolotów. W czasie gdy część ugrupowania walczyła z przeciwnikiem w powietrzu, pozostali musieli złamać system obrony przeciwlotniczej. Wszystkie treningi symulatorowe były nagrywane, po czym omawiane w ramach debriefingu. Pomiędzy treningami uczestniczyli także w wykładach, które specjalnie dla nich poprowadzili inżynierowie Lockheeda Martina, piloci z Luke Air Force Base i instruktorzy symulatorowi. Dotyczyły one przede wszystkim zastosowania myśliwców V generacji. Mówili m.in. o wykorzystaniu sensorów, taktyce i planowaniu misji powietrznych. – ‘Wow’!, to moja pierwsza reakcja, gdy wsiadłem do symulatora. W F-16 mamy dwa niewielkie wyświetlacze MFD, które ledwie mieszczą wszystkie wymagane informacje taktyczne, mnóstwo przycisków i przełączników, a tu, w F-35, nie ma nic analogowego. Jeden duży ekran dotykowy o dobrej rozdzielczości, na którym wyświetlane są wszystkie niezbędne informacje. Pilot może dowolnie konfigurować i dzielić wyświetlacz na mniejsze portale stosownie do wymagań misji i własnych preferencji – mówi M.


(fot. USAF, Lockheed Martin)

Dowódca 2 Skrzydła przyznaje, że kokpit rzeczywiście robi wrażenie, ale najważniejsze są możliwości operacyjne F-35. – Samolot oprócz radaru ma wiele sensorów, które pracują na przykład w podczerwieni lub zbierają dane o promieniowaniu elektromagnetycznym z różnych źródeł: zestawów przeciwlotniczych, radarów okrętowych czy naziemnych przeciwnika. Zdobywa też dane rozpoznawcze za pomocą sprzętu elektrooptycznego. Co ważne – dzięki zaawansowanej transmisji danych samoloty na bieżąco i w czasie rzeczywistym dokonują wymiany informacji pomiędzy sobą, nie absorbując uwagi lotnika w tym procesie. Do pilota te pochodzące z kilku źródeł informacje trafiają już wstępnie obrobione i zinterpretowane – dodaje generał.

Lotnicy podkreślają, że jest to niezwykle przydatne, bo F-35 podaje rekomendacje, podpowiada rozwiązania. – Możemy na przykład skierować radar na znajdujący się na ziemi system przeciwlotniczy albo pozwolić, by samolot sam go namierzył i rozpoznał. Tak samo będzie, gdy w powietrzu znajduje się inna maszyna. F-35 nie dość, że informuje nas o innym statku powietrznym, to od razu poda typ samolotu – wyjaśnia pilot F-16. Lotnicy chwalą rozwiązania zastosowane w maszynach V generacji. Jako ciekawostkę zdradzają na przykład, że wokół kadłuba samolot ma zamontowaną całą serię kamer, dzięki którym w nahełmowym wyświetlaczu można zobaczyć, co dzieje się pod samolotem.

Rożne generacje, jeden cel

Dzięki pobytowi w USA zrozumieliśmy, na czym polega rola skrzydłowego samolotu V generacji – mówią lotnicy. Przyjęło się, że skrzydłowy ma przede wszystkim osłaniać swojego dowódcę, lecz tutaj jego zadania są znacznie rozbudowane. Nowoczesne myśliwce nie wykonują zadań w małej odległości, więc zyskuje on większą autonomię i może samodzielnie podejmować decyzje w czasie rzeczywistym.

Lotnicy przyznają, że mimo złożoności systemów F-35 szkolenie było bardzo przyjemne. – Oczywiście, człowiek jest na początku trochę przytłoczony nowymi rzeczami, ale symbolika stosowana w kokpicie obu efów, sposób i logika działania systemu sterowania HOTAS są takie same. Zdobyte w USA doświadczenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że proces szkolenia na F-35 będzie krótszy niż ten na F-16 sprzed kilkunastu lat – podkreśla dowódca 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego.

Żołnierze nie kryją oczekiwań wobec samolotów V generacji. Zwracają uwagę, że dzięki myśliwcom zdolności obronne polskiej armii znacząco wzrosną. – F-35 gromadzi mnóstwo informacji, których nie tylko może używać na swoją korzyść i swojego ugrupowania, lecz także przekazywać je do innych podmiotów na polu walki, np.: okrętów, lądowych stanowisk dowodzenia, innych samolotów, w tym myśliwców IV generacji – mówi gen. Nowak i dodaje: – I właśnie dlatego, wprowadzając F-35 do służby, musimy zadbać o to, by nie stworzyć przepaści pomiędzy samolotami IV i V generacji. Nie chcę w lotnictwie dwóch światów: tego co stare i tego co nowe. Zależy mi na integracji między efami, bo ich współdziałanie będzie miało ogromne znaczenie dla skuteczności polskich sił powietrznych.

Magdalena Kowalska-Sendek

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony