Podchody pod szafirową kopułą
Współczesne zawody szybowcowe weszły w ślepy zaułek.
Możliwość bieżącego podglądania i podsłuchiwania poczynań zawodników sprawią, że zasadniczym problemem pilotów aktywnych, walczących o czołowe pozycje nie jest uzyskanie najlepszego wyniku. W podstawowej mierze służy temu optymalny wybór czasu lotu, tak aby „stały element gry” jakim jest odlot na trasę wypadł w momencie ułożenia się warunków dających możliwość szybkiego pokonania pierwszego odcinka trasy.
Bardzo ważne jest, aby lot odbywał się w najlepszych warunkach atmosferycznych, a przylot do mety, nim przed wieczorem zaczną słabnąć wznoszenia. Każda minuta grzebania się w mizernym wznoszeniu, gdy kończy się dzień potęguje ryzyko lądowania w terenie przygodnym.
Zniesienie interwału czasowego podczas odlotów na trasę spowodowało, że znów opłacało się „skubać punkty” opóźniając o parę minut start w stosunku do liderów, lub bezpośrednich konkurentów. Po deszczowych dniach raptownie wyczyściło się niebo i żadne chmurki nie znakowały wznoszeń, toteż tym szczelniejsze będzie pilnowanie tych którzy na ogół przecierają szlaki i oczekiwanie na ich odlot.
W tej sytuacji Sebastian dał jednoznaczny sygnał, że w tym dniu nie ma zamiaru po raz kolejny pełnić roli zająca w wyścigu chartów. Przesunęliśmy na ziemi jego szybowiec na koniec kolejki startowej. Naszym zamysłem było odwrócenie ról w tym biegu. Wiadomo było, że czujny Eric Napoleon nie dopuści, aby jego zespół w kontredansie przedstartowym przekroczył limit czasu pozwalającego na ukończenie konkurencji. Sebastianowi i Łukaszowi udało się przeczekać ich i odlecieć z opóźnieniem. Potem trzeba było tylko dogonić i przegonić konkurentów.
Różnica punktowa wzrosła do przyzwoitych wartości. Sebastian przyleciał na lotnisko jako pierwszy, więc układ wydawał się jasny. Tymczasem Niemiec Jan Omsels przyczaił się gdzieś obok linii startowej odleciał jeszcze 5 minut później. Wszystkich konkurentów, jak gromadki piesków nie upilnujesz. Wydawało się, że nie zdoła zyskać na tym manewrze, ale w końcowej fazie lotu nasza para przecierająca szlaki pod bezchmurnym niebem nie mogła znaleźć wznoszeń gwarantujących szybki dolot, a Jana ogarnął peleton klasy standard. Taka ławica trałowców skutecznie penetruje szeroki pas, więc wymacali pas wznoszeń równoległy do trasy dolotu i uzyskali na finiszu znaczne przyśpieszenie.
Mimo drugiego miejsca, Sebastian musiał się zamienić z Janem miejscami. Rozstrzygający miał być ostatni wyścig, ale o tym potem.
Tomasz K.
Komentarze