Od redaktora: Rozbudowa lotnisk – tak. Budowa nowych lotnisk – nie
– Słowa prezydent Łodzi, iż rozbudowa lotniska w Lublinie jest przerostem formy nad treścią, to dowód, że czym innym jest ogólna potrzeba rozwoju transportu lotniczego, a czym innym budowa (bądź rozbudowa) lotnisk na potęgę, bez głębszej refleksji – uważa Paweł Rydzyński, dziennikarz portalu "RynekInfrastruktury.pl".
Polacy chcą latać. Tu nie ma żadnych wątpliwości i nie zmienią tego ani rewelacje ministra Sienkiewicza o rzekomym dotowaniu regionalnych lotnisk, ani też niechlubne doświadczenia z OLT Express. Pasażerów nie interesują zakulisowe fundamenty działań przewoźników czy zarządców infrastruktury: jeśli dostają dobry i tani produkt, to go wybierają nie zastanawiając się nad okolicznościami. Życie nie znosi próżni, w transporcie zbiorowym też.
W 2013 r. w polskich portach lotniczych zabrakło 17 tys. odpraw, by łączna liczba pasażerów przekroczyła 25 mln osób. Liczba odpraw była o 550 tys. wyższa niż w 2012 r. (kiedy to na wskaźniki ruchu lotniczego w istotny sposób wpływało przecież Euro 2012!) i o ponad 3 mln wyższa niż w 2011 r. 10 lat temu (gdy wchodziły na nasz rynek tanie linie lotnicze) odprawiało się w polskich portach 8 mln osób rocznie, 20 lat temu – 2,5 mln. Czyli tyle, ile obecnie odprawia się rocznie w samym tylko porcie w Pyrzowicach!
Prognoza ULC (z 2011 r.) mówi, że w 2030 r. z polskich lotnisk będzie korzystać 59 mln osób rocznie. Nawet jeśli są to przewidywania zawyżone i liczba pasażerów za 1,5 dekady wyniesie np. 50 mln osób, to i tak będzie to podwojenie obecnych wskaźników. Na początku ubiegłej dekady Komisja Europejska szacowała, iż mobilność mieszkańców państw „nowej” UE w perspektywie, rozumiana poprzez liczbę odbywanych podróży, do 2030 r. wzrośnie blisko trzykrotnie.
Rozwój transportu lotniczego zarówno ułatwia podejmowanie pracy z dala od miejsca zamieszkania, jak i zwiększa atrakcyjność – tak gospodarczą (biznesową), jak i turystyczną – danego regionu. Rynek lotniczy w Polsce nie jest jeszcze nasycony. To nie ulega wątpliwości. Ale nie ma też żadnych wątpliwości, że kolejne lotniska pasażerskie nie powinny wyrastać jak grzyby po deszczu.
O ile bowiem np. budowa lotniska w Lublinie – abstrahując od tego, że odprawienie w 2013 r. niespełna 200 tys. osób nie rzuca na kolana – ma silne uzasadnienie społeczne („zbliża” do Europy jeden z najbiedniejszych regionów UE), o tyle kilka innych inwestycji w infrastrukturę lotniskową zrealizowanych w ostatnim czasie budzi wiele wątpliwości. Akurat nie mam na myśli Łodzi (choć połączenie doprowadzenie do Łodzi A2 i modernizacja linii kolejowej w naturalny sposób pogarsza konkurencyjność wspomnianego na początku tekstu Lublinka), lecz przede wszystkim Radom i Gdynię-Kosakowo.
Dlatego też w tym momencie niezbędne jest skupienie się na rozwijaniu istniejącej już infrastruktury. W pierwszej kolejności – Okęcia i najsilniejszych lotnisk regionalnych: Rębiechowa, Balic, Pyrzowic, Strachowic, Ławicy, w drugiej kolejności – mniejszych lotnisk. Pojawiające się co pewien czas szalone pomysły w rodzaju budowy „pełnowartościowych” lotnisk w Koszalinie, Kielcach czy Toruniu należy odłożyć ad acta. Co najmniej do momentu, w którym 50-60 milionów odpraw rocznie pojawi się na horyzoncie. Inaczej czeka nas „model hiszpański”, czyli zamykanie krańcowo nierentownych lotnisk.
Paweł Rydzyński
Komentarze