Przejdź do treści
Bartosz Bera – fotograf z charakterem (fot. archiwa prywatne Bartosza Bery)
Źródło artykułu

Lotniczy fotograf laureatem Buzdygana

Z entuzjazmem fotografuje polskie wojsko, szczególnie lotnictwo, nie ustaje też w poszukiwaniu tego jedynego i najlepszego ujęcia. O kim mowa? O kolejnym tegorocznym laureacie Buzdygana. W tym roku czytelnicy „Polski Zbrojnej” w internetowym głosowaniu zdecydowali, że wyróżnienie powędruje do fotografa Bartosza Bery.

Bartek Bera to profesjonalista. Doskonale przygotowany do pracy, zdeterminowany. Bardzo komunikatywny i otwarty na nowe wyzwania. Ma niezbędną specjalistyczną lotniczą wiedzę. Podczas sesji zdjęciowych z powietrza tworzy z pilotami zgraną, w pełni odpowiedzialną załogę”, opisuje ppłk pil. Krzysztof Zwoliński, dowódca grupy działań lotniczych w 49 Bazie Lotniczej w Pruszczu Gdańskim. „Wielokrotnie lataliśmy razem w Afganistanie i podczas treningów w Polsce. Nie boi się żadnych wyzwań. Lotnictwo to jego pasja. Może dlatego tak dobrze się dogadujemy. Dla mnie to zaszczyt, że mogłem z nim współpracować”, dodaje por. pil. Sławomir Kalbarczyk z 49 Bazy. Ma 32 lata. Pochodzi z Częstochowy, ale od 13 lat mieszka w Krakowie. Jest absolwentem handlu zagranicznego i pracuje w szwajcarskim banku inwestycyjnym. Kiedyś chciał zostać pilotem wojskowym, ale ze względu na wadę wzroku porzucił marzenia o mundurze. Dziś przyznaje, że byłby kiepskim żołnierzem. Klnie jak szewc, bywa krnąbrny i pyskaty.

Zdjęcia najczęściej robi „po godzinach”. Na hobby poświęca wszystkie wolne dni i urlopy. Fotografować zaczął w 2005 roku. Początkowo jako spotter „polował” na samoloty cywilne, później wrócił do pasji z dzieciństwa i zajął się wojskiem. „Jeździłem na pokazy lotnicze, zacząłem odwiedzać bazy wojskowe. Przełomowym momentem była wizyta w 32 Bazie Lotniczej w Łasku. Wtedy zrozumiałem, że nie chcę już fotografować niczego innego”, wspomina Bera.

Zainteresowani wojskowością doskonale znają jego zdjęcia. Można je zobaczyć w polskich i zagranicznych magazynach. Bera jest pierwszym polskim fotografem, którego praca znalazła się na okładce prestiżowego pisma „Combat Aircraft”. Sam jednak przyznaje, że dla niego miarą sukcesu jest to, że fotografie jego autorstwa zdobią ściany większości jednostek lotniczych w Polsce. W domowych archiwach ma dziesiątki tysięcy zdjęć, głównie lotniczych. Specjalizuje się w sesjach „air to air”, czyli utrwalaniu aparatem jednego samolotu lub śmigłowca z pokładu drugiego. Latał nad Bałtykiem, Zatoką Gdańską, Kujawami, Drawskiem Pomorskim, Nadarzycami, Wędrzynem, zaporą w Niedzicy i klasztorem w Kalwarii Zebrzydowskiej. Śmigłowce i samoloty uwiecznił nad Krakowem, Warszawą. Fotografował także na Litwie i w Afganistanie. Spod Hindukuszu przywiózł jedno ze swoich najlepszych zdjęć. Na tle wschodzącego słońca nad afgańską pustynią złapał w kadrze dwa Mi-24.

„To pozytywnie zakręcony człowiek. Jak się dowiedział, że latamy na poligonie na północy Polski, wsiadł w samochód i gnał kilkaset kilometrów w jedną stronę. I to wszystko dla jednego dobrego ujęcia. Nie da się ukryć, że ma talent i dobre oko”, przyznaje kpt. pil. Jacek Janowski, pilot Mi-24 z 56 Bazy Lotniczej w Inowrocławiu. „Lubię jego zdjęcia. Wiele wisi u mnie w domu. Wśród nich jest jedno dla mnie wyjątkowe, zrobione podczas zajęć poligonowych w Nadarzycach. Bartek złapał w kadrze dwa śmigłowce. Mi-24 są gotowe do ataku i otwierają ogień”, przyznaje kpt. Janowski. Najczęściej fotografuje śmigłowce. „To wdzięczne modele, bo mają piękną sylwetkę. Ładnie wyglądają w szyku, a do tego szybko startują i lądują. Fotografując je, trzeba jednak uważać, by osiągnąć kompromis między rozmyciem wirnika a ostrością całej sylwetki”, wyjaśnia. Nic zatem dziwnego, że robił zdjęcia dla wszystkich jednostek śmigłowcowych w Polsce. W kadrze uwiecznił także niemal każdy typ samolotu, który jest w wyposażeniu polskiego wojska. Fotografował z pokładu Mi-24, Mi-17, Mi-2, casy, turboleta, spartana oraz amerykańskiego samolotu tankowca. Jego niespełnionym marzeniem jest zrobienie w powietrzu sesji Su-22 i polskiego F-16. Najbardziej cieszą go zdjęcia wykonane właśnie w taki sposób: „Z powietrza fotografowałem już wiele razy. Szczególnie wymagające są jednak sesje przygotowywane specjalnie dla fotografów. Wówczas nie ma miejsca na pomyłki i przypadkowość. Praca musi być starannie zaplanowana i co do minuty przemyślana. Trzeba zwrócić uwagę na położenie samolotu względem słońca, ważne są też manewry, które w locie wykonuje samolot nosiciel. W takich sytuacjach główną przeszkodą są spaliny i bardzo niska temperatura”, opowiada fotograf.

„Żeby zrobić dobre zdjęcie, najpierw trzeba poznać śmigłowce i samoloty, bo fotografowanie na pokładzie jest wymagające”, dodaje. I tak, jego ulubionym Mi-24 lata się bardzo przyjemnie, ale zdjęcia robi dość ciężko, tylko przez okienka, co ogranicza pole widzenia, a żeby widok był lepszy, trzeba klęczeć. Nieco lepiej jest w W-3, bo fotograf przypina się specjalną uprzężą i może usiąść w drzwiach. W przypadku Mi-2 ta praca może być wyzwaniem. „Większe okienko jest tylko z prawej strony śmigłowca. Przy wolniejszym locie spaliny układają się niekorzystnie, a poza tym mocno trzęsie”, opisuje Bera. Nie ma za to problemów na pokładzie Mi-17. Zdjęcia można zrobić przez okienka dla strzelców lub przez otwartą rampę.

W 2013 roku zaczął fotografować polskie wojska specjalne. Był współautorem kampanii promującej „Wojsko Polskie – Twoja armi@”. Robił wówczas zdjęcia wszystkim naszym jednostkom specjalnym. Zachwycił się GROM-em i Formozą. „Operatorów Formozy łapałem w kadrze, kiedy pędziliśmy łodzią po Zatoce Gdańskiej. Emocje były ogromne. Płynęliśmy kilkadziesiąt kilometrów na godzinę. Istniało spore ryzyko, że wpadnę do wody albo w najlepszym wypadku zamoczę aparaty”, wspomina. Łatwiej nie było także podczas sesji z jednostką GROM. Bera dołączył do szkolenia operatorów w tzw. killing house. „Strzelali ostrą amunicją, więc pewnie trochę ryzykowałem. W którymś momencie postanowiłem wejść do środka budynku i od wewnątrz złapać w kadrze moment, kiedy operatorzy wysadzają drzwi. Takich emocji jeszcze nigdy nie przeżyłem”, przyznaje.

„Bartek na planie jest niezmordowany. Nigdy nie robi przerw w pracy, cały czas szuka nowego ujęcia. Ma pełno pomysłów, a przy tym zaraża energią innych ludzi”, opisuje fotografa Norbert Rudaś, reżyser i scenarzysta. Z kolei ppłk Krzysztof Plażuk, rzecznik prasowy Centrum Operacji Specjalnych, ceni w Berze przede wszystkim profesjonalne przygotowanie do każdego zadania. „Niezmiennie taktowny, spokojny i pełen zapału do roboty. Jestem przekonany, że nasze ograniczenia związane ze specyfiką wojsk specjalnych nie wzbudzały jego entuzjazmu, ale nie dał tego po sobie poznać”, mówi ppłk Plażuk. „I nigdy nie gwiazdorzył. Widać, że kocha to, co robi. A robi naprawdę dobre zdjęcia”.

MKS
autor zdjęć: archiwa prywatne Bartosza Bery

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony