Przejdź do treści
Źródło artykułu

Gen. Ireneusz Nowak: Wojna umacnia mnie w przekonaniu, że zakup FA-50 to była dobra decyzja

Pierwszy samolot FA-50 jest już testowany w powietrzu, drugi zyskuje właśnie polskie malowania – mówi gen. bryg. pil. Ireneusz Nowak, pełniący obowiązki inspektor sił powietrznych. Kilka dni temu generał spotkał się z polskimi lotnikami, którzy w Korei Południowej przechodzą szkolenie i wkrótce zostaną pilotami FA-50.

Kilka dni temu wrócił pan z Korei. Obserwował pan szkolenie przyszłych pilotów FA-50?

Gen. bryg. pil. Ireneusz Nowak : Spotkałem się z pierwszymi czterema pilotami, którzy wyjechali na szkolenie 8 stycznia. Idzie im bardzo dobrze, co było do przewidzenia, bo postawiliśmy na świetnych ludzi. Koreańczycy są z kolei pod wrażeniem ambicji Polaków, a przecież w tej kwestii trudno im zaimponować. W każdym razie byli wyraźnie zdziwieni, gdy nasi piloci poprosili o możliwość korzystania z centrum symulatorowego również w weekendy.

Czy to piloci MiG-29?

Trzech z nich tak, czwarty zaś jest pilotem Orlika. Na początku kwietnia do Korei poleci kolejna czwórka, tym razem będą to piloci MiG-29, Orlika i Su-22. Z przyjemnością informuję, a wiem, że pani czeka na taką wiadomość: będzie wśród nich kobieta. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że wytypowanie kobiety do szkolenia na tak zaawansowanej maszynie powinno wydarzyć się wcześniej, że pewne rzeczy przegapiliśmy.

O tak, pod tym względem daleko nam do poziomu, na którym od dawna są inne armie natowskie, ale lepiej późno niż wcale.

Podejmując tę decyzję, nie kierowałem się płcią kandydatów na pilotów FA-50, tylko ich kompetencjami, nie będę jednak ukrywał, że zależało mi na tym, by polskie siły powietrzne weszły w stu procentach w rodzinę natowską. Nie tylko technologicznie, lecz także mentalnie i kulturowo. I to się już dzieje.

Mocno trzymam kciuki, żeby udało się nadrobić zaległości. Wróćmy do Korei Południowej. Proszę powiedzieć, na jakim etapie nauki jest pierwsza czwórka pilotów. Szkolą się u producenta FA-50?

Przez około miesiąc mieli tzw. ground school w Korea Aerospace Industries. Poznawali teorię, a więc budowę samolotu, instalacji, systemów itd. Teraz przechodzą drugi etap szkolenia w 1 Skrzydle Sił Powietrznych Korei Południowej w Gwangju. Trenują na symulatorach i na samolocie szkolnym KAI T-50 Golden Eagle. Ostatni etap będzie prowadzony już na samolotach bojowych FA-50. Widziałem szkolenie w KAI i nie mam najmniejszych zastrzeżeń co do tego, w jaki sposób było prowadzone. To poziom, który nie odbiega od amerykańskiego. Program szkolenia spełnia nasze założenia, oprócz tego ośrodek jest świetnie wyposażony, wykładowcy są profesjonalistami, piloci mają do dyspozycji system CBT (Computer Based Training), a także symulatory. Oddaliśmy naszych lotników w dobre ręce i to daje świetne perspektywy dla programu FA-50.

Pierwsi piloci szkolą się już w Korei Południowej (fot. KAI)

Kiedy wrócą do domu?

W lipcu wróci pierwsza grupa, w listopadzie – druga. W tym czasie odbędzie się również kilka szkoleń dla personelu technicznego, one jednak będą znacznie krótsze – potrwają kilka tygodni.

A nasze samoloty?

Ich produkcja idzie zgodnie z planem, spodziewamy się, że do końca roku dostaniemy 12 FA-50. Widziałem dwa z nich, jeden jest testowany w powietrzu, drugi znajdował się w malarni. Na dniach miał otrzymać polskie oznaczenia.

Mówi pan o samolotach w koreańskiej wersji. A co z polską?

W Korei otrzymałem ostateczną informację o tym, jak będzie wyglądała awionika wersji PL, czyli w jakie sensory i urządzenia zostanie wyposażony „spolonizowany” FA-50. Zatem cała specyfika jest już nam znana, poza jedną rzeczą. Chodzi o radar, on interesuje nas najbardziej. Wybór firmy, która wyprodukuje urządzenie, nastąpi jeszcze w lutym. Wiem, że pod uwagę bierze się dwóch dostawców, których produkty spełniają wymagania polskiej strony. Zależy nam przede wszystkim na tym, aby był to radar ze skanowaniem fazowym AESA oraz funkcją SAR (Synthetic Aperture Radar) oraz żeby był zintegrowany z rakietą AMRAAM. Myślimy też nad dodatkowym uzbrojeniem.

(fot. KAI)

Jakim?

KGGB (Korean GPS Guided Bomb). To system uzbrojenia montowany na bombie, w naszym przypadku na Mark 82, których mamy spory zapas w magazynach. Będzie to specjalny moduł szybujący z układem sterowania za pomocą GPS-u. Jest to uzbrojenie o wiele tańsze niż amerykańskie JDAM-ER, a ma bardzo podobne właściwości. Takimi kierowanymi bombami można w prosty sposób i niskim kosztem nasycić przestrzeń powietrzną przeciwnika, tak by jego obrona przeciwlotnicza nie była w stanie neutralizować zagrożenia, a także skutecznie prowadzić izolację lotniczą stand-off. Przy okazji kolejny raz chcę zdementować informację o zakupie samolotów szkolno-bojowych: kupujemy samoloty bojowe z opcją wykorzystania ich do szkolenia!

À propos szkolenia. Czy Lotnicza Akademia Wojskowa jest włączona w projekt FA-50?

Jak najbardziej. W Korei Południowej był ze mną rektor-komendant LAW-u gen. bryg. pil. Krzysztof Cur. Są plany, by w Korea Aerospace Industries szkolić wykładowców ze Szkoły Orląt. Muszą wiedzieć, w jakim kierunku idzie program i jak sprostać wymaganiom sił powietrznych. Ale otwiera się także bardzo dużo innych możliwości. Nie mówię tylko o zakupach, lecz o wysyłaniu naszych ludzi na praktyki, stypendia, naukę. I gen. Cur, i ja jesteśmy zdania, że LAW jest skazany na współpracę międzynarodową, nie może zamykać się w Polsce.

Panie generale, pan od początku podkreślał pozytywne strony zakupu FA-50. Czy to, co dziś obserwujemy w Ukrainie, a wojna trwa już rok, w jakikolwiek sposób wpływa na pana zdanie w tym temacie? Czy nadal pan uważa, że to dobry pomysł?

Wojna za naszą wschodnią granicą tylko umacnia mnie w przekonaniu, że zakup koreańskich samolotów to była dobra decyzja. 48 myśliwców F-16, którymi dysponujemy, to za mało, by prowadzić skuteczną walkę w powietrzu. Musieliśmy uzupełnić naszą flotę i postawiliśmy na FA-50. Proszę zobaczyć, jak szybko to idzie, dziś szkolimy już naszych pilotów. W sytuacji, która ma miejsce, nie mogliśmy wybrać lepiej. W efekcie będziemy mieli zróżnicowaną flotę samolotów bojowych, która z jednej strony pozwoli obniżyć koszty szkolenia w czasie pokoju, a w czasie wojny da możliwość alokacji odpowiednich maszyn do określonych typów misji oraz odpowiednio nasyci domenę powietrzną samolotami bojowymi. Mam na myśli koncepcję, w której zadania bezpośredniego wsparcia walczących wojsk lądowych (CAS) czy izolacji lotniczej w domenie lądowej (AI) będą najwyższym priorytetem dla FA-50, a najniższym dla F-35.

Rozmawiała: Ewa Korsak

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony