Czy w Mielcu powstanie lotnisko lokalne?
Za portem lotniczym przemawiają tradycje, ale rzeczywistość jest zupełnie inna.
Nieukrywaną ambicją Mielca jest własny port lotniczy. Dążenia w tym kierunku motywuje się głównie wspaniałymi tradycjami i potrzebami firm w Specjalnej Strefy Ekonomicznej, do których zagraniczni interesanci i inwestorzy muszą przebijać się kilkadziesiąt kilometrów z Jasionki przez zatłoczoną Kolbuszową. Problem w tym, że dzisiejsze lotnisko w Mielcu to... pastwisko, po którym beztrosko hasają zające.
Żeby było mało, jego niemały fragment przeznaczono na lokalizację Mieleckiego Parku Przemysłowego. Dla miejscowych pasjonatów lotnictwa oznacza to zagładę lotnictwa.
Fabryki zabudują integralną część lotniska?
- Chcemy, aby w Mielcu powstało lotnisko lokalne, bo regionalne mamy już obok w Rzeszowie - twierdzi Zbigniew Świerczyński - Apelujemy przy tym, aby tutaj nadal zajmowano się szkoleniem i sportem lotniczym. I wcale nie jest to przeszkodą dla lotniska fabrycznego, z którego ma korzystać firma Sikorsky. Nie jesteśmy również w opozycji do Parku Przemysłowego, tylko do zabudowy przez niego integralnej części lotniska.
Mariusz Błędowski, dyrektor Agencji Rozwoju Przemysłu w Mielcu, która zarządza strefą, nie widzi nic złego w realizacji Parku na "obszarze A". - Nasze lotnisko jest jednym z największych w Polsce - uważa. - Obszarowo można go porównać do Balic, które obsługują ponad 2 mln. pasażerów. My, póki co, takim portem lotniczym być nie możemy.
Skąd weźmiemy pasażerów?
Ale póki co, mieleckie lotnisko to olbrzymie pastwisko. - To nie jest tak, że nic tam nie robimy - protestuje prezydent Janusz Chodorowski. - Powoli staje się ono bezpieczne, jest w tej chwili ogradzane. Poza tym, PZL Sikorsky ma zagwarantowane w umowie, że ono musi funkcjonować. I to nie jest tak, że można go sobie zaorać, jak to sobie ktoś wyobraża.
Czytaj całość na stronie Super Nowości.
Komentarze