Czarne chmury nad bydgoskim lotniskiem
Linie Ryanair żądają spłaty 440 tys. euro długu, To tzw. "opłaty marketingowe", od których przewoźnik uzależnia swoje loty do Bydgoszczy. Potencjalnych dłużników jest wielu, problem jednak w tym, że żaden nie spieszy się z zapłatą należności. Pod znakiem zapytania stoi również, zapowiadane w ubiegłym tygodniu przez Urząd Marszałkowski, uruchomienie w maju lotniczych połączeń do stolicy.
Ryanair żąda i grozi. W najświeższym piśmie domaga się jak najszybszej spłaty ponad 400 tys. euro. Jeśli pieniądze za tzw. opłaty marketingowe nie zostaną uregulowane, samoloty irlandzkiego przewoźnika przestaną latać do Bydgoszczy.
Całej sprawie z niepokojem przygląda się Jan Szopiński. Radny sejmiku województwa pyta o przyszłość portu i domaga się od władz lokalnych pilnej interwencji w sprawie współpracy z Ryanairem. - Przepychanki między marszałkiem województwa a prezydentem Bydgoszczy mogą doprowadzić do tego, że nie będzie trasy S5 i nie będzie międzynarodowych połączeń lotniczych - mówi.
Urząd Marszałkowski twierdzi, że nie będzie spłacał cudzych długów.
Do tej pory połączenia finansowało miasto Bydgoszcz za pośrednictwem Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. To podpisy przedstawicieli tej organizacji widnieją na umowach z Ryanairem. I choć - jak zapewniają urzędnicy bydgoskiego ratusza - pieniądze na zobowiązania wobec linii są, to w ich przekazywaniu nie chce pośredniczyć już fundacja.
Czytaj całość artykułu na stronie TVP Bydgoszcz.
Komentarze