Przejdź do treści
Alpy Kotyjskie z lotu ptaka, fot. Sebastian Kawa
Źródło artykułu

Blog Sebastiana Kawy: Dziś znów ścigała się tylko jedna klasa

Opuszczone do połowy flagi po katastrofie, bardzo nieprzyjazna wietrzna i zaskakująca niespodziankami pogoda, oraz nieszablonowe decyzje organizatorów, to duże obciążenie dla uczestników mistrzostw. W poprzednich dwu dniach miała swoje okienko klasa otwarta, wczoraj piloci szybowców 15- metrowych, natomiast dziś organizatorzy postanowili zorganizować krótki wyścig dla klasy 18-metrowej.

Prognozy były fatalne. Znajdowaliśmy się niemal w centrum niżu. Rano przechodził nad nami anemiczny front chłodny. Zrosił trochę wysychającą trawę, lecz nie miał ochoty na wspinaczkę przez góry i ciągle po wschodniej stronie lotniska szpeciła horyzont jego brudna krawędź. Z kolei wir nad Hiszpanią tak się zakręcił w tańcu, że to co było frontem ciepłym okrążyło Europę zachodnią i na nowo wciskało się nad Prowansję wysyłając do przodu zwarte fortpoczty cirrusa. (...)

(…) Niewielka przewaga Didiera Hauss’a nad Sebastianem podpowiadała, iż tym razem nasz zawodnik powinien zabawić się w charta. Udało się. Manewrowali, pozorowali odejście, ale Mirek trzymał się jak rzep psiego ogona. Jednak odlecieli nie chcąc stracić najdogodniejszego momentu, gdy prześwit w chmurach wysokich nasunął się na pierwszy odcinek trasy, która miała kształt podwojonej litery V. Sebastian odmeldował się z 4 minutowym opóźnieniem i dopadł rywali nad Mt. de Lure. Za tym regularnym i wysokim fałdem ziemi, będącym Śnieżką tego obszaru, weszli na rotory fali. (…)

 

Powyżej opublikowaliśmy tylko fragmenty tekstu, wpis w całości znajdziesz na blogu Sebastiana Kawy

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony