Autobiografia 1000 km
Po dłuższym ochłonięciu chciałbym się podzielić informacją z mojego lotu. 17 czerwca 2010 roku, po starcie z Rudnik k/Częstochowy wykonałem upragniony przelot 1001,5 km!
Z Bielska do Częstochowy wyjechałem o godzinie 6 rano, ażeby po dotarciu na miejsce o godz. 8 natychmiast przystąpić w miejscu startu do montażu mojego Ventusa 2cT. Przy pomocy miejscowego kolegi poskładałem ptaszka, zalałem wodą z baniaków przywiezioną z Bielska (tak na obcych lotniskach najlepiej być niezależnym), zadeklarowałem trasę przygotowaną dzień wcześniej, pomogłem wyciągnąć holówkę, uzgodniłem z miejscowymi start i warunki przewidywane na dzisiaj i o 9:15 nastąpił start zespołu. Pomny moich wcześniejszych doświadczeń, że należy się w ciemno holować bo przecież hol na 1000m trwa 15min, później lot na 30 km trasy kolejnych 15 min i w tym czasie jeżeli jeszcze nie wystąpi termika to nic z długiego przelotu. Start o godzinie 10, czy później odbiera szanse na 1000 km. Zawsze, a było tych prób przynajmniej 8-10, analizy SAT-24, NATO, ICM pozwalały mi przygotować się logistycznie, czyli wybrać 2 warianty trasy - nie trzeba więcej, ażeby nie dostać kręćka przed lotem, który wybrać. Trzeba umówić się z holownikiem na godz. 9, odłożyć sprawy zawodowe, czy prywatne na później bo przecież dla szybownika TEN DZIEŃ jest NAJWAŻNIEJSZY.
Pragnę nadmienić, że już o 8:30 niebo nad Częstochową od południowej strony zaczęło pokrywać się Cu, a już o 9 usiane było szlakami na kierunku NE-E gdzie zamierzałem lecieć i już wiedziałem, że to jest ten dzień. Ten wariant trasy Rudniki-Lublin-353 Rzerzeczyce-Zamość-Rudniki wybrałem ze względu na szlaki, które na tym kierunku miały się układać. Podstawy o tej godzinie były na 700m także hol na 1000m był nad Cu. Po wyczepieniu i odpaleniu silnika dla jego zaakcentowania natychmiast poleciałem na trasę z 1000m linia startu 1km. Pierwsze noszenia, a leciałem pod szlakiem który jeszcze nie pracował napotkałem na 20-25km i było ok. 1 m/sek po wycentrowaniu 1,5 m/sek. Zostawiłem i poleciałem dalej gdzie na 30km było już 2,5 m/sek. Dalej lot przebiegał książkowo - maksymalnie po prostej, niewielkie dokrętki, podnosząca się podstawa przeskakiwanie na inny szlak, który lepiej pasuje do trasy, przyglądanie się martwym jeszcze lotniskom: Kielce, później o 11:30 ciągnące szybowce na start w Lublinie, ja miałem już 220 km za sobą.
Po punkcie Radawiec z wiatrem 15km/h to już była jazda - więcej Cu, może bardziej rozlane. Spadłem na 600m i mam 3,5 m/sek sufit i do przodu. Po kolejnym punkcie zwrotnym niedaleko Częstochowy znowu pod wiatr pod tymi samymi szlakami. Prędkość niezła 110 km/godz i tak do Kielc i koniec super jazdy. Szlaki rozlazłe, nie wiadomo gdzie nosi coraz niżej, ale mam na pocieszenie 3 m/sek... sufit i do przodu. Nad Sandomierzem tragiczny widok zalanych miejscowości, później martwe lotniczo lotnisko w Stalowej Woli i coraz gorzej. KRYZYS. Lasy nie noszą, trzeba patrzeć za polem do lądowania i juz nie po chmurach, ale po ziemi szukam termicznych miejsc. Ręka na zaworach z wodą, ale wiem, że jak zleję to mam z głowy 1000 km. Mam! Nad polaną z piachem pomiędzy lasami 3,5 m/sek i sufit - jak błogo było osiągnąć 1800 m.
Zamość jakiś Juniorek na termice w słabych noszeniach, a tu czas goni żeby zdążyć, a tu chmur coraz mniej może 2/8 Cu za Wisłą. Musze odbić w prawo od trasy (bo po kresce bezchmurna) żeby nie spaść za nisko. Zaczęło się człapanie. Wodę po trochę zlewam, chmury w wałki porozciągane nie wiadomo gdzie nosi jeszcze szukam 2m/sek, ale przyjdzie mi się cieszyć z 1,5 m/sek. Muchołapki często pracują. Jeszcze bardziej w prawo od trasy gdzie są chmury, a tu jeszcze 150 km do domu. Wiatr na szczęście pcha, woda poszła już cała, szkoda będzie znowu zakończyć na 920 km. Mam! słabe, ale jest - 0,5 m/sek bez wody Ventus 80 km/h w krążeniu już lepiej idzie do góry i co za szczęście robi się 1, później 1,5 m/sek. Kłaki na 1600 m i brakuje tylko 300 m. Jeszcze bardziej w prawo od trasy gdzie jeszcze są rozlane chmury-niech mi nikt nie mówi że widział Cu o godzinie 19 - one nie noszą. Kombinuję, szukam w prawo, w lewo, następna chmura. Nie zależy mi na prędkości, tylko te 300 m. GDZIE? Przeleciałem z wiatrem kolejne kilometry w ZERZE, a zero z wiatrem pozwoliło zmniejszyć na 260 m niedolot. No to jadę - przynajmniej będę miał 950 km, bo jeszcze trzeba 200 m na odpalenie silnika. Spokój, cisza i mam do 0,5 m/sek. 60-ty kilometr, dokręcam. Brakuje jeszcze 30 m, ale już idę, bo przede mną jakieś rozmyjce. Podtrzymuje i już dolot jest na plusie 30 m!
Czytaj całość artykułu autorstwa Zdzisława Bednarczuka na stronie szybowce.com
Komentarze