Przejdź do treści
Źródło artykułu

Polskie „Efy” atakowały przeciwnika nad Holandią

Około 70 statków powietrznych i 1,5 tysiąca lotników z 10 krajów NATO zakończyło ćwiczenia „Frisian Flag 16” w Holandii. W tych najważniejszych manewrach powietrznych w Europie uczestniczyło także kilkudziesięciu żołnierzy z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach. Piloci mieli do dyspozycji sześć wielozadaniowych samolotów F-16.

W piątek wieczorem 77 żołnierzy (piloci i personel zabezpieczający) z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego i sześć wielozadaniowych F-16 wylądowało w Krzesinach. Wrócili z Holandii, gdzie odbywały się jedne z największych manewrów powietrznych NATO organizowanych w Europie. W bazie Leeuwarden pojawiły się bowiem m.in. holenderskie, belgijskie i polskie F-16, fińskie F-18, niemieckie Eurofightery, francuskie Mirage 2000, angielskie Tornado, F-15 ze Stanów Zjednoczonych, samolot wczesnego ostrzegania AWACS, transportowce C-130 Hercules oraz latające tankowce. W sumie we „Frisian Flag 2016” brało udział około 1,5 tysiąca żołnierzy z 10 państw członkowskich Paktu Północnoatlantyckiego i blisko 70 samolotów.

Piloci wykonywali zadania w przestrzeni powietrznej Niemiec, Holandii i Danii. W większości poruszali się nad Morzem Północnym. – Misje nad terenami zabudowanymi nakładają na nas pewne ograniczenia, związane choćby z wysokością wykonywanych lotów. W przypadku lotów nad morzem takich ograniczeń nie ma. Mieliśmy do dyspozycji ogromną przestrzeń powietrzną i wykorzystaliśmy ją zarówno podczas misji bojowych, jak i na przykład do tankowania myśliwców – opowiada mjr Paweł Kowalczyk, dowódca polskiego komponentu w Holandii. Oficer na co dzień jest szefem sekcji szkolenia lotniczego w 31 Bazie w Krzesinach.

Każdy dzień szkolenia zaczynał się od planowania lotu. Piloci brali udział w czterogodzinnych, międzynarodowych briefingach, później już w składzie narodowym przechodzili odprawy przed lotem. Na wykonanie zadania w powietrzu mieli około 2,5 godziny. Po wylądowaniu ponownie spotykali się na odprawach, zbierali informację po lotach i przygotowywali się do następnych zadań. Codziennie musieli zaliczyć dwie misje w powietrzu. Podczas dziesięciodniowego treningu polskie „Efy” w powietrzu spędziły w sumie 170 godzin.

Manewry rozgrywano na podstawie scenariusza, który zakładał, że na państwo będące członkiem NATO przeprowadzano atak. Agresor chciał pozyskać nowe ziemie i przez to zapewnić sobie dostęp do złóż energetycznych. W takiej sytuacji Sojusz, powołując się na artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego (stanowi, że napaść na jednego z członków NATO zostanie potraktowana jak agresja wymierzona w całą organizację), zdecydował o aktywowaniu swoich sił. – Od tego momentu rozpoczęliśmy swoje działanie. Scenariusz był bardzo ciekawy, a jego ogromną zaletą była elastyczność. Zmieniał się zgodnie z tym co wojsku udało się osiągnąć każdego dnia ćwiczenia – relacjonuje mjr Kowalczyk.

Podczas manewrów polscy piloci odgrywali rolę sił tzw. blue (własne) i red (przeciwnika). – Tego ćwiczenia nie dało się zorganizować inaczej. By szkolić się w warunkach maksymalnie zbliżonych do realnych, musieliśmy się dzielić zadaniami. Każda nacja wykonywała 70 procent misji „blue” i 30 procent „red” – tłumaczą lotnicy.

Piloci wykonywali loty defensywne i ofensywne. Ćwiczyli walkę powietrzną w różnych konfiguracjach. Przeprowadzili przechwytywania samolotów przeciwnika, misje bezpośredniego wsparcia CAS (close air support) i tankowanie w powietrzu. – Wykonywaliśmy wszystkie zadania, jakie robimy na co dzień, czyli ofensywne i defensywne działania w powietrzu przeciwko przeciwnikowi powietrznemu i naziemnemu. Najciekawsze było to, że scenariusz działań z każdym dniem robił się coraz bardziej skomplikowany – mówi mjr Kowalczyk. – W szkoleniu o takim rozmachu docenić trzeba także jego organizację. Sposób zarządzania ruchem powietrznym przy startach i lądowaniach był perfekcyjny – dodaje.

Wszystkie misje lotnicy wykonywali w zgrupowaniach kilkudziesięciu samolotów. Zdarzało się, że tylko po jednej stronie do walki powietrznej stawało aż 30 maszyn. Piloci „Jastrzębi” wspominają, że w czasie najtrudniejszej misji musieli prowadzić działania defensywne, broniąc swojego lotniska, i jednocześnie przeprowadzić kontruderzenie na przeciwnika. – To było wymagające na etapie planowania, a później równie trudne w wykonaniu tych działań – oceniają.

„Frisian Flag 16” był sprawdzianem także dla specjalistów Służby Inżynieryjno-Lotniczej (SIL). Inżynierowie i technicy podczas ćwiczenia o takiej intensywności musieli szybko reagować na wszelkie usterki i utrzymywać samoloty w jak najlepszej sprawności. W tym roku inżynierowie musieli sobie poradzić nawet z wymianą silnika, ponieważ w jednym z „efów” stwierdzono uszkodzenie.

Manewry „Frisian Flag” odbywają się w Europie od końca lat 90-tych. Polscy lotnicy regularnie trenują w Holandii od kilku lat. W ćwiczeniach biorą udział żołnierze z 31 i 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego.

Magdalena Kowalska-Sendek

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony