Blog Piotra Lipińskiego: Coś nowego - coś starego. Czerwiec 2011
Od 17 grudnia 1903 r., kiedy miał miejsce pierwszy lot braci Wright, minęło sporo lat. Co roku w lotnictwie pojawiają się nowinki i ułatwienia. Niektórzy mówią, że teraz latanie to pikuś. Ja jednak myślę, że nadal to jest Pan Pikuś. Wcześniej łatwo nie było, ale i teraz problemy są tak samo prawdziwe, jak wiele lat temu.
Od małego fascynowało mnie lotnictwo z okresu II Wojny Światowej. Nowoczesne samoloty pasażerskie i "general aviation" nie robiły na mnie żadnego wrażenia, dobrze jednak, że każda "era" w lotnictwie ma swoich miłośników. Dzięki takim osobom można jeszcze zobaczyć latające "Oldimery", a przy odrobinie szczęścia nawet się nimi przelecieć. Miałem przyjemność polatania prawdziwymi klasykami. Nieco twarde stery CSS13, zapach oleju Tiger Motha, prawdziwe poczucie wolności w kokpicie Boeinga Stearmana, czy też brak widoczności do przodu w AT-6 Texan... Ach wspomnienia - wtedy człowiek wie, że ma już swoje lata na karku, a tu tyle jeszcze samolotów do "oblatania". Może Jungman albo RWD? Marzenia trzeba mieć zawsze.
Ale czas leci do przodu i jest też wiele osób, które patrzą na lotnictwo, jako na wyznacznik przyszłości. Co chwilę powstają bardziej lub mniej udane konstrukcje, od tych bardzo lekkich po naprawdę ciężkie. I tu też jest dużo ciekawostek. A piloci? Kto nie chciałby usiąść za sterami czegoś pachnącego nowością i jeszcze nie za bardzo poznanego? Dreszczyk emocji jest całkiem spory, niezależnie czym się ma lecieć. Pamiętam swoje pierwsze loty nowiutkim Pittsem S2B. Sam samolot był już latającą legendą, ale to była nowa jego wersja, a ja z takimi samolotami nie miałem wcześniej nic wspólnego. Jak tylko przypomnę sobie pierwszy piorunujący start, to od razu pocą mi się dłonie. Miłe zaskoczenie właściwościami 3Xtrima, czy też istotnym skokiem technicznym do przodu Cirrusa. Każdy nowy samolot to inne wyzwanie i duży uśmiech na twarzy.
Przychodząc do linii lotniczych też miałem dużo szczęścia. ATR-y były w miarę nowe, ale udało mi się też polatać na dopiero co wprowadzanej wersji -500, która jest o niebo lepsza od starszych modeli i to zarówno w osiągach, jak i komforcie dla pasażera. EMB145 też były nowością w Europie, a pierwszy lot po odbiorze od producenta - bezcenny. Ale i tak to nic w porównaniu do kolegów z EMB170. Oni byli pierwsi na świecie w lataniu liniowym na nowym typie. Ostatnio ponownie miałem przyjemność oglądać parę nowości. Pierwszy w kraju Embraer 500 - model bardziej znany pod nazwa Phenom 100. To moje pierwsze zetkniecie z VLJ - Very Light Jet. I jak? Super!!! Nowoczesny kokpit...
www.airplane-pictures.net
Dużo miejsca dla pasażerów, duże szyby i cicho w środku...
airfoto.pl
Na zewnątrz i wewnątrz ciekawe rozwiązania techniczne, jak BBW czy SBW- Brake By Wire i Steer By Wire, czyli hamowanie i sterowanie na ziemi elektryczne, a nie za pomocą linek.
Pierwszy lot odbyłem dookoła Poznania. Szybkie wznoszenie, łatwy pilotaż. Po drodze podziwiamy latające pod nami F-16 z Powidza. ILS to pryszcz z taką awioniką, a podwozie prawie z każdego pilota może zrobić mistrza lądowania.
www.airplane-pictures.net
Na dłuższe trasy też jest fajny. Można polecieć nisko lub bardzo wysoko, bo aż do FL410. Prędkość przelotowa może nie jest najmocniejszą stroną tego samolotu, ale już prędkość podejścia niewiele różni się od Cirrusa, a to już jest coś. Radar, jak na taki mały talerz też pokazywał bez zarzutu i łatwo wpasowaliśmy się w nocne podejście z widocznością do pasa 15 w WAW. Zresztą innego wyjścia nie było, bo burze dookoła były solidne i aby wylądować z KTW podejście wykonaliśmy od strony Mińska Mazowieckiego. W każdym razie samolot bardzo udany i nawet po całym dniu w kokpicie dużego zmęczenia nie było.
I wreszcie przyszedł czas na zobaczenie samolotu snu... po raz pierwszy pojawił się w Polsce Boeing 787 Dreamliner. Dzięki pomocy znajomego dostałem zaproszenie na uroczystą prezentację pierwszego prototypu, ale do ostatniego momentu nie wiedziałem czy uda mi się na nią zdążyć. Planowanie co chwila coś zmieniało. Początkowo miało się udać. Potem jednak była zmiana. I jeszcze jedna zmiana, ale tym razem los się do mnie uśmiechnął. Z wolnego poleciałem na Teneryfę. Dopiero co wróciłem z dalekiej Azji, a teraz w drugą stronę. Meldowanie o 3.30 nad ranem, ale przynajmniej o tej porze trudno załapać opóźnienie. Pogoda na trasie nie rozpieszczała, ale za to nad wyspą żadnej chmury! ATC już z daleka oferuje visuala, którego chętnie bierzemy. Po lewej stronie wielki wulkan Teide. Najwyższy szczyt Hiszpanii, który ma 12,200 stop (3,718 metrów). Robi wrażenie z daleka, podobnie, jak i z bliska.
Szybko do hotelu na odrobinę odpoczynku. Na zewnątrz 37°C, ale w pokoju grubo ponad 40, bo nie działa klimatyzacja. Najlepiej schłodzić się w basenie. Kilkanaście godzin później jesteśmy z powrotem na lotnisku. Czas wracać. Jeszcze ostatnie przepychanki z bagażami i wypychamy sie o zmroku. Dookoła ciemno. Dopiero nad południem Hiszpanii trochę jaśniej. Na początek to za sprawą świateł pod chmurami, a potem wschodzącego księżyca. Burze, które mijaliśmy dzień wcześniej się rozmyły, ale nad Polską nadal było sporo CB-ków. W Warszawie ILS do pasa 33 i mam trochę czasu na zobaczenie co w trawie piszczy. Internet to wspaniała rzecz nawet o godz. 5 nad ranem.
Jeszcze szybki przejazd na drugą stronę lotniska i już jestem przed budynkiem LOT-u. Wszędzie pełno znajomych i zanim człowiek się nie obejrzał, to już był czas na przejazd autobusem do hangaru. Sądząc po ilości kamer i śmigłowców czekających na przylot 787, to szykowała się duża impreza. W oddali kolega na żywo prowadził pogodę dla porannego programu telewizyjnego, a w tle wypychał się 737, którym nie tak dawno wylądowałem.
Część zebranych w swoich telefonach miała podgląd z radaru. Już jest nad Polską! A teraz nad Kutnem. Coraz bliżej... I wreszcie pojawił się... gdzieś wysoko, na południowy zachód od lotniska. Po paru minutach ponownie go zobaczyliśmy w oddali na podejściu, po czym zniknął za terminalem i za chwilę wyskoczył już znacznie bliżej. Jednak do oglądania niskiego przelotu to miejsce się nie nadawało. Wodny salut, wywieszanie flag i Dreamliner jest coraz bliżej. Majestatycznie jest podciągnięty pod hangar przez traktor, bo przepisy zabraniają kołowania w tym miejscu...
lotnictwo.net.pl
Fotografowie przepychają sie nawzajem, ale najbardziej dostaje się ochronie, która zasłaniała widok samolotu.
Wreszcie otwierają się drzwi i zaczyna się impreza. Po paru minutach każdy mógł podejść do samolotu i przyjrzeć mu się z bliska. Nie będę opisywał, jak bardzo ta maszyna różni się od starszych modeli Boeinga, bo ostatnio tylko o tym się mówiło, ale jeżeli wszystko wyjdzie tak jak powinno, to naprawdę ten samolot zrobi wszystkim dobrze... od paxów przez linie lotnicze, no i załoga też będzie zadowolona :)
Boeing zadbał też, aby był ktoś, kto mógł podać więcej detali na temat 787. Ciekawe naprawdę.
W środku widać było, że to prototyp. Wszędzie aparatura badawcza. Do kokpitu można było zerknąć tylko z daleka, ale i tak robił pozytywne wrażenie.
lotnictwo.net.pl
Pod samolotem spotkań ze znajomymi ciąg dalszy. Było też sporo dziennikarzy i dużo pytań. Czy chciałbym tym polatać? Tak. A czy będę tym kiedyś latał? To się okaże za parę lat, ale przy takiej ilości zamówionych maszyn szanse na to są dosyć duże.
Wreszcie czas do domu. Dowiaduje się, że następnego dnia skasowali mi lot. Dobrze nawet wyszło, bo zmęczenie dało o sobie znać i na dwa dni powaliło mnie z nóg. Wiele czasu na odpoczynek nie ma, bowiem czas na kolejna przygodę, tym razem w Rumunii pod nazwą Blue Air...
Komentarze