MON o kupnie tureckich dronów: to nie była jedyna rozważana oferta
Tureckie drony Bayraktar TB2 nie były jedyną rozważaną ofertą, zostały wybrane jako najkorzystniejsze z operacyjnego punktu widzenia – zapewnił we wtorek wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz sejmową Komisję Obrony. Poinformował też, że ORP Orzeł może pozostać w służbie jeszcze przez 10 lat.
Posłowie opozycji pytali podczas posiedzenia Komisji o powody zakupy systemu bezzałogowych statków powietrznych od Turcji – także w kontekście wykluczenia jej programu z zakupionego przez Polskę amerykańskiego myśliwca F-35 – i o uwzględnienie polskiego przemysłu. Pytali także, czy bezzałogowce staną się częścią większego systemu pozwalającego wykorzystywać ich możliwości do rozpoznania i niszczenia celów.
Przewodniczący Michał Jach (PiS) nie dopuścił, by w posiedzeniu wziął udział b. dowódca generalny gen. broni w st. spocz. Mirosław Różański, zaproszony jako ekspert przez posłów ruchu Polska 2050, popartych przez Lewicę. Jach uzasadniał to ograniczeniami epidemicznymi.
"Ta decyzja budzi poważne kontrowersje" – powiedział Czesław Mroczek (KO), przypominając, że w 2013 r. "przyjęto kompleksowy program" zakupu bezzałogowców, mających zapewnić rozpoznanie do poziomu dywizji i zdolnych przenosić uzbrojenie. "Program niestety nie został zrealizowany, ostatnie sześć lat to wielki regres" – dodał Mroczek, przypominając unieważnienie postępowań w programach Gryf i Orlik. Mroczek, który w czerwcu złożył w tej sprawi interpelację, pytał o tryb zakupu i udział polskiego przemysłu.
"Czy już zawsze będą państwo omijali tryb zamówień publicznych, wprowadzony, by oszczędzać pieniądze podatnika?" – pytał Andrzej Rozenek (Lewica), który również złożył interpelację w sprawie dronów. "Od sześciu lat prowadzicie konsolidację polskiego przemysłu zbrojeniowego, co roku stawiacie nowego prezesa na czele Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Czemu nie zamówiliśmy tego drona w PGZ?" – pytał.
Wskazywał na opinie ekspertów, według których efektywne wykorzystanie tureckiego aparatu wymaga posiadania systemu satelitarnego, którego Polsce brakuje. Zwrócił też uwagę, że – z powodu embarga nałożonego na Turcję – w dronach nie będzie można stosować przewidzianych głowic optoelektronicznych produkcji kanadyjskiej. Pytał też, jakie wyposażenie zamierza zastosować MON i czy przeprowadziło analizę dronów tego typu utraconych w wojnach w Górnym Karabachu i Libii oraz ryzyka, że któryś dostał się z ręce Rosjan.
Na możliwość rosyjskiego szpiegostwa za pośrednictwem tureckiego systemu wskazywał też Artur Łącki (KO). Przypomniał, że w 2019 r. Stany Zjednoczone wykluczyły Turcję z programu F-35 w reakcji na zakup przez ten kraj rosyjskich zestawów obrony powietrznej S-400, co według USA naraża myśliwiec – wybrany także przez Polskę – na łatwiejsze wykrycie.
"Czy macie badania, że system sprawdzi się w polskich warunkach, będzie odporny na szpiegostwo państw, których nie uznajemy za przyjazne?" – pytał Paweł Poncyljusz (KO). Zwrócił uwagę na szybki zakup tureckiego systemu, podczas gdy opracowywane w Polsce "są testowane latami".
Dowódca operacyjny gen. broni Tomasz Piotrowski powiedział, że "na potrzebę posiadania dobrych systemów rozpoznawczo-uderzeniowych" wskazały konflikty w Górnym Karabachu i na wschodzie Ukrainy, przemawia też za nią agresywna postawa Rosji i Białorusi. "Stąd wniosek o pilnej potrzebie operacyjnej" – dodał.
Skurkiewicz podkreślił, że "została wybrana oferta najkorzystniejsza z operacyjnego punktu widzenia", a sytuacja na Ukrainie, Białorusi i w okręgu kaliningradzkim uzasadnia zakup w ramach pilnej potrzeby operacyjnej. "To nie była jedyna rozważana oferta" – zapewnił, zapowiadając szczegółową odpowiedź na piśmie i argumentując, że wielu informacji nie może przekazać na jawnym posiedzeniu komisji.
Jach wskazywał, że Turcja należy NATO i odgrywa ważną rolę w Sojuszu. "Są ze strony Sojuszu pewne obiekcje co od działań podejmowanych przez stronę turecką, ale to nasz sojusznik" – przekonywał.
Umowa o zakupie systemu bezzałogowych statków powietrznych od Turcji została podpisana od koniec maja podczas wizyty w tym kraju prezydenta Andrzeja Dudy i szefa MON Mariusza Błaszczaka. Za blisko 20 mln dol. Polska ma otrzymać cztery zestawy. Każdy z nich składa się z sześciu dronów, sześciu głowic optoelektronicznych z kamerą termowizyjną, dwóch radarów, trzech stacji kierowania, trzech terminali transmisji danych zwiększających zasięg dronów, sześciu zestawów systemu identyfikacji swój-obcy. Umowa przewiduje także dostawę dwóch symulatorów, części zamiennych i szkolenie personelu. Dostawy mają nastąpić w latach 2022-2024.
Skurkiewicz przedstawił także informację o stanie Dywizjonu Okrętów Podwodnych. "W istocie w tym obszarze nasze zdolności są bardzo ograniczone" – przyznał.
Dodał, że w skład dywizjonu wchodzą poza ORP Orzeł, dwa okręty typu Kobben, które wycofano z eksploatacji 1 stycznia, ale jeszcze nie opuszczono na nich bandery. Według MON Orzeł może pozostawać w służbie do 2031 r., a przeprowadzone na nim remonty i naprawy "pozwalają na bezpieczną realizację zadań na morzu i szkolenie załóg". Wiceminister zapewnił, że każde wyjście okrętu w morze w zanurzeniu odbywa się – zgodnie z procedurami – w asyście jednostki ratowniczej. Zaprzeczył, by dochodziło do naruszenia tej zasady. "Nigdy nie było stanu zagrożenia bezpieczeństwa załogi i okrętu" – powiedział, kwestionując prawdziwość opisanego w maju przez media listu otwartego marynarzy z Orła w sprawie zagrażającego życiu załogi stanu technicznego okrętu.
Komentarze