Angerer Open 2015
Jak co roku o tej porze, odbyły się w Anger/ Bawaria, Międzynarodowe Zawody na doskonałość - Angerer Open. Udział w nich wzięła wyjątkowo liczna ekipa polskich pilotów. Zapraszamy na relację jednego z uczestników - Piotra Adamsa.
"To był przepiękny dzień w moim życiu z udziałem własnej żony i polskojęzycznych Alpinistów. Początki chmurowe, ale po paru godzinach niebo pokazało się przepięknym błękitem. Słońce motywowało do latania.
Kiedy dotarliśmy do Gminy Prasting, gdzie na drodze "Prastinger str." rozłożono Metę, witali już nas pierwsi Organizatorzy tych zimowych zawodów.
Na zawody przybyła moja własna żona Roma, polski Instruktor lotniowy Andrzej Binkowski, Leslaw Chruściel i jako obserwator - Zdzisław Werkowski. Przybyło też wielu kolegów-pilotów z naszego Klubu Lotniowego Hochries. Nie odpuścili koledzy z Tyrolu, jak Sep Salvermoser i inni z Austrii.
Główny Organizator i prezes Delta-Klubu Ruhpolding - Dieter Kamml zapraszał nas do kabiny busika Instruktora szkoły lotniowej, który zobowiązał się za darmo dowieźć nas na startowisko Fürmann Alm (900 m). Zapakowaliśmy się z Andrzejem do busa, a Lesław wjechał już na szczyt swoim Vanem. Po chwili, wraz z innymi kolegami rozpoczęliśmy podróż po ścianie góry ze wzniesieniami powyżej 11%. Kiedy zaczęły się palić opony i swąd gryzł gardło, kierowca zrozumiał, że na tym niewielkim śniegu nie mamy szans. Wysiedliśmy z auta, a Instruktor próbował szczęścia w podjeździe po raz drugi. Bezskuteczny ponowny podjazd dobił nas, bo już wyobrażaliśmy sobie scenariusz Golgoty z dźwiganiem krzyża na ramieniu.
Przygotowania przedstartowe
Na trzeci podjazd dzielny Instruktor zdecydował się tyłem. Byliśmy zdziwieni, jak sprytnie kierowca wykręcał głowę do tyłu i bez zabezpieczenia kamery z całym tym Caravanem wdrapał się po stromej leśnej drodze do celu. Byliśmy zadowoleni, pomimo podchodzenia dobre 500 metrów pod górę. Wyładowaliśmy lotnie i w schronisku Fürmann Alm, Dieter zapisał nasze zgłoszenia na zawody, pobierając wpisowe w wysokości 5 Euro.
Zabraliśmy z Andrzejem lotnie na plecy i pomaszerowaliśmy na szczyt. Tam - widok oszałamiający, w pełnym słońcu. Przywitaliśmy się z Lesławem, zawodnikiem o numerze startowym "1" i oznajmiliśmy mu, że Andrzej otrzymał 14-stkę, a ja - pechową 13-stkę. Pomyślałem: dobrze, że to nie piątek.
Zabraliśmy się do montażu naszych skrzydeł. Nie dało się nie zauważyć całej lotniowej Prominencji DHV. Peter Cronninger - szef wyszkolenia, Regina Glas - kadra narodowa. Pomiędzy nimi - Mistrzowie, albo byli Mistrzowie Świata w lotniarstwie. Felix Rühle A-I-R, Tim Grabowski itd.
Zawodnik z nr startowym "1" - Lesław
Felix, aby wywalczyć najlepszą pozycję, skonstruował aerodynamiczną gondolę do swojego Atosa-VR. Jak wiadomo, takie wynalazki maja stawiać czoła szkodliwemu oporowi aerodynamicznemu sylwetki pilota. Byliśmy cholernie ciekawi wyników tego pomysłu. Na górze, pomimo minusowej temperatury (-7), atmosfera była ciepła i przyjazna. Spotkaliśmy sympatyczną parę polsko-niemiecką. Ona lata od roku glajtem, a on wyczynowa lotnią w Delta-Klubie Ruhpolding.
Na startowisku wrzała polszczyzna. Andrzej odkrył problem swojego profilu od skrzydła Seedwings-Vertigo. Musieliśmy kupować zapasowy pin i przycinać plastikową końcówkę profilu, aby napiąć poszycie. Dzięki pomocy kolegów z Niemiec, Andrzej mógł wystartować i zająć dobrą pozycję. Na drugi raz nie oddam numeru startowego 14, kiedy mogę sam wpisać się na udział w liście zgłoszeniowej!
Po godzinie poszły pierwsze numery startowe na specjalnie uwiązaną rampę z palet drewnianych. Skrzydła świstały i zabrano się ostro do fotografowania i kamerowania. Nie wydarzyła się ani jedna groźna sytuacja. Organizator dbał o bezpieczeństwo i głośno upominał o zachowanie odstępu przy końcówkach startujących skrzydeł. Długo śledziliśmy wzrokiem, czy po przeleceniu autostrady ambitni zawodnicy dociągną do celu.
Lesław odpalił zdecydowanie i niewiele się zastanawiał. Poleciał po dużym łuku, nie trzymając kursu na gminę Prasting. Myśleliśmy już z nowo poznaną polską pilotką, że Lechu zmienił zadanie. Po chwili, tracąc czas, wziął kurs na drogę ze stolikiem sędziowskim.
Start Lesława. Na pierwszym planie - specjalnie przygotowana rampa z palet drewnianych.
Po Lesławie odpalił Andrzej Binkowski. Również miał dobry start i od razu przeszedł do wyścigów. Andrzej latał bez instrumentów, tak jak to robił legendarny czeski Pilot - Tomas Suchanek. Byłem zdziwiony późniejszym wynikiem.
W końcu przyszła kolej na mnie. Włączyłem kamerę, Vario i dopiero dotarło do mnie, że na A2 mam tylko 300 metrów, na długości 3 km. To dawało dokładnie stosunek doskonałości 1:10.
Na górę wjechał ponownie po auto Lesław i poczułem się od razu lepiej. Lechu dopingował mnie do rywalizacji. Wystartowałem bez przygód i kierowałem się na autostradę Salzburg. Po drodze tak bardzo spodobało mi się przekroczenie autostrady, że najchętniej pozaglądałbym dłużej ludziom do aut. Musiałem kierować się w stronę drogi w gminie Prasting. Sondę prędkości od Braunigera miałem umocowaną na zewnątrz linki dziobowej. Odchylało ją to bardzo na bok, że pokazywała mi nieprawdę - 44 km/h, a powinienem trzymać 50 km/h. Ciągnąłem sterownicę chyba za szybko, a Merlin, który przed laty trafił w Metę, topił teraz za szybko. Nie zdemontowałem przed lotem pokładowej elektrowni z lampą stroboskopową , więc kil był zdrowo dociążony.
Namiar na drogę w poprzek. Andrzej prowadził na Vertigo, ale nagle z boku dogonił go Moyes i na mecie minimalnie wyprzedził. Wszystko Roma nagrała na video. To były prawdziwe wyścigi podnoszące ciśnienie w żyłach!!!
No cóż, już nad autostradą wiedziałem, że muszę pożegnać się z miejscem na pudle. Pozostało mi wylądować w śniegu na zboczu i zachować się sportowo, czyli pozostawić sprzęt i resztę trasy dobiec do celu. Tak też się stało.
Bęęęęc w biały puch - wypięcie się z karabinka - kamera stop - Vario stop - odpięcie karabinka Cobra i jazda z buta po śniegu w uprzęży z kaskiem na głowie. Bawiło mnie to ogromnie i sam śmiałem się do siebie.
Kiedy dotarłem do drogi, "Operacyjni" ze Straży Pożarnej byli przerażeni. Miałem takiego powera, że zacząłem biec w całym ekwipunku, waląc plastikowym kufrem Tenaxa o asfalt. Z końca drogi jeszcze pod górę i dalej przez Metę. Podniosłem łapy do góry - okrzyk, a tu cisza... Pomyślałem: co za smuty na tej Mecie. Choćby się zachowali odrobinę po ludzku i pobili brawo... Żona Roma stała obrażona i odwróciła się tyłem!!!! Jedyny Andrzej strzelił parę fot i pogratulował.
Podałem Komisji numer startowy "13" i pokołowałem do auta na śniadanie i ciepłą herbatę. Jak się dowiedziałem, Andrzej zrobił świetny wynik na Vertigo i trafił w cel bez problemu. To mnie uradowało, bo chociaż on jeden uratował twarz polskich zawodników na lotniach Seedwings.
No tak, jak się lata bez ustawionego prędkościomierza - masa startowa Jumbo Jeta itd. itp.
I zapomniałem o wilgotności standard oraz współczynniku przyspieszenia ziemskiego.
Spayder i SkyRuner trafiali bez problemu centrum Mety. Najlepszy był Moyes i przyszedł nad nasze głowy z wysokością ok. 40 metrów. Pilot musiał zakrążyć, aby wytracić wysokość. Atosy latały rozmaicie i nawet Felix w drugim locie nie doleciał do drogi. Tim Grabowski był nie do pobicia i skasował pierwsze miejsce ze średnią prędkością 85 km/h ???
Całość imprezy uczciliśmy ponownie na Fürmann Alm wręczeniem nagród w postaci dyplomów i butelki dobrego bawarskiego piwa. "Sztywniaki" otrzymali butelczyny, a "Mięczaki" - buteleczki i uścisk łapy z życzeniami powodzenia na następnych Międzynarodowych Zawodach w roku 2016.
Ciag Dalszy może na stronie Bawarskiego Klubu Lotniowego Hochries.
Podsumowując ten dzień, to byliśmy wszyscy szczęśliwi z zawodów, dotlenieni, doświetleni słońcem. Andrzej B. wreszcie po wielu latach mojego "ugniatania" doszedł do wniosku, że zrobi takie zimowe zawody w Jeżowie Sudeckim."
Więcej zdjęć na stronie: www.lotnie.pl
Tekst: Piotr Adams.
Zdjęcia: Piotr Adams, Lesław Chruściel, Andrzej Binkowski.
Komentarze