Przejdź do treści
XVI Szybowcowe Mistrzostwa Europy, Nitra 2011 (logo)
Źródło artykułu

Mokre mistrzostwa

Choć lipcowy potop mocno moczył piórka uczestnikom XVI Szybowcowych Mistrzostw Europy, zdołano w Nitrze rozegrać je. Sebastian Kawa wywalczył w nich swój 11-ty złoty medal, a Tomasz Krok rozpoczął kolekcjonowanie mistrzowskich trofeów brązowym krążkiem.

Choć przy dobrej pogodzie z Żaru do grodu kniazia Pribiny to ledwo godzinny spacer szybowcem nad górkami, trudno uwierzyć jak wielka jest różnica klimatu. U nas jeszcze wszystko zielone a nad Dunajem kończą się żniwa i sady pełne są dojrzałych owoców. Także wiosną wcześniej i częściej zagląda tu słońce. Jednak lipiec dość często robi także tu psikusy. Niewielkie niże formujące się przed Alpami zwykle mają krótki żywot i wypełniają się po wejściu na stepy, ale gdy nad Rosją okopie się wyż i przyblokuje wędrówkę wilgotnych wirów nad Niziną Węgirską oraz Bałkanami, wtedy mokre nieszczęścia, zasilane wilgocią z Adriatyku i Morza Czarnego, gnębią nasz region powodziami. Dla takich wielkomasowych zjawisk małe kopce naszych gór nie stwarzają skutecznej przeszkody a przeciwnie - w dni gdy mikroklimat Nitry fundował nam prześwity w zwartej powłoce chmur, było widać jak burze formujące się w strefie zawodów wzmacniają się na górach i przenoszą nad południową Polskę ogromne ilości wody oraz potęgę nawałnic.

Tak parszywa pogoda sprawiła , że uczestnicy zawodów ani razu nie zapuścili się w górki, bo już pierwsze wyższe szczyty kryły chmury, a podstawa anemicznych cumulusów rzadko przekraczała 800m nad poziom gruntu. Rzecz jasna, że w tak wilgotnej masie każdy większy cumulus łączył się z wyższymi chmurami warstwowymi i na długo odcinał dopływ energii słonecznej do ziemi, powodując zanikanie termiki na dużych obszarach. Przy niskich podstawach chmur zasięg szybowców jest ograniczony toteż wszyscy piloci mieli ogromne trudności, a w jednej konkurencji rozległy opad deszczu i cienia posadził wszystkie szybowce klasy światowej na pierwszym odcinku trasy.

Podobnie się stało podczas dogrywki po oficjalnym zakończeniu zawodów i w klasie tej nie rozegrano mistrzostw, gdyż trzeba zaliczyć 4 konkurencje. Zemścił się tu poroniony pomysł nawiedzonych reformatorów, którzy wprowadzili obowiązek rozegrania dwu konkurencji treningowych w oficjalnym czasie mistrzostw a te zabrały jedyne dwa piękne dni mistrzostw. Szkoda, bo Jakub Barszcz miał wielkie szanse na zwycięstwo w tej klasie.

Na dwuosobowym Arcusie latała też bardzo dobrze para Michał Lewczuk i Piotrek Pawłowski, ale pogrzebali swą szansę na dobry wynik już w pierwszej konkurencji, gdy zniecierpliwieni mizernym wznoszeniem w ostatnim tego dnia kominie odpalili silnik dolotowy. Sebastian miał w tych zawodach niezwykle trudną pozycję, bo nie miał szans na wykorzystanie swych umiejętności w lataniu górskim, które sprawiły, że od 2003 roku nie pokonał go nikt w wysokich górach, a tu na Słowacji dały mu już dwa tytuły mistrzostw świata i jeden Europy, oraz parę innych zwycięstw. W niskich i powolnych lotach nad Panonią nie było szans na zawadiackie manewry pozwalające na zgubienie konkurentów, ale wybronił się.

Tomasz Kawa

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony