GSS Żar: Jak w ukropie
Zawody Grand Prix nie mają długiej historii a wyścigi kwalifikacyjne do światowego finału rozegrane w minionym tygodniu na Żarze też są nowością w Polsce.
Przygotowano je w warunkach pośpiechu, niepewności i absolutnej improwizacji, gdyż pomysł narodził się dopiero wtedy, gdy z powodu złej pogody nie rozegrano takich zawodów w Prievidzy. Bogiem a prawdą tych zawodów nie powinno być, gdyż szkoła nie ma ludzi, ani środków do przeprowadzenia tak specyficznej imprezy, a obecne zawirowania wokół niej stanowią morderczy czynnik demotywujący. To nie Santiago z potencjałem kilku milionów ludzi ani CSS Leszno z prężnym aeroklubem na jednym trawniku. Ubolewam, że Szkoła nie ma ciągle możliwości zrzeszania ludzi, którzy są jej życzliwi. Należy się więc uznanie Bogdanowi Drendzie, że w tej sytuacji podjął się trudnego zadania, potrafił zmobilizować do pomocy paru ludzi, oraz zdobyć konieczne środki. Podkreślić też trzeba dbałość personelu Szkoły o to by impreza przebiegała jak najlepiej.
Sympatyczne było to, że udało się wprowadzić niemal familijną atmosferę do poważnych przecież rozgrywek, w których stawką była kwalifikacja do światowego finału Grand Prix.
Układ lotniska i niewielka ilość zawodników pozwalały na odejście od sztywnego stosowania uciążliwych procedur związanych z organizacją lotów, a ulokowanie mety nad szczytem góry Żar było atrakcją dla licznych turystów i chroniło pilotów przed niebezpieczeństwem przymusowego lądowania podczas dolotu do lotniska.
Stwarzało też warunki do bezpiecznego sadowienia szybowców na naszym maleńkim lądowisku, bo w razie grupowych przylotów można było rozłożyć w czasie manewry poszczególnych szybowców. Codzienne serwowanie uczestnikom zawodów świeżego ciasta, owoców i napojów w sali odpraw nie jest powszechnym zwyczajem, a poczęstunek świeżym plastrem miodu zaskoczył wszystkich. Byli tacy którzy tkwili dotąd w przekonaniu, że miód zbiera się od razu do szklanych pojemników.
Brak doświadczenia, deficyt czasu ,oraz środków sprawiły, iż zdarzały się czasem potknięcia i ujawniały niedostatki. Nie zdołano też w pełni zrealizować eksperymentalnego systemu wizualizacji lotów, ale zdobyte doświadczenia pozwolą na dokończenie projektu.
Wszelkie te niedogodności rekompensowała wspaniała, choć upalna, pogoda. Siedem konkurencji w tydzień to w warunkach europejskich ewenement. Oddzielne słowa wdzięczności za udzielone wsparcie należą się władzom Żywca, Euroregionu Beskidy, naszej gminy Czernichów, oraz Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej i Polskim Kolejom Linowym-Zakopane SA.
Wierzymy,że do grona tych którzy dodają sił dołączy wkrótce Warter Aviation. Ciepłym podsumowaniem i podziękowaniem dla wszystkich którzy przyczynili się do przygotowania i przeprowadzenia imprezy niech będą słowa jakie podczas ceremonii zakończenia wygłosił w imieniu pilotów Zdzisław Bednarczuk.: - Niechaj żałują ci którzy mogli tu być a nie byli...
Sebastian Kawa nie dał się pokonać konkurentom w żadnej konkurencji. On, oraz czeski pilot Roman Mraczek i Dider Hauss z Francji wywalczyli prawo do udziału w światowych finałach Grand Prix jakie zostaną rozegrane wiosną przyszłego roku w Sisterone.
Dociekliwym polecam stronę Sebastiana oraz grandprixzar.pl
Tomasz Kawa
Komentarze