Przejdź do treści
Szybowcem do Namibii
Źródło artykułu

Szybowcowa wyprawa do Namibii - rekordowy lot

REKORD !!! To bardzo miłe słowo, zwłaszcza jeśli samemu jest się jego autorem. Dziś mi się udało. O tym, że pogoda będzie dobra w ostatni dzień starego roku wiedzieliśmy już od 3 dni. Dziś jednak Bernd nie był aż tak ożywiony choć przepowiedział dobra pogodę z możliwością niespodzianek. Szczególnie niebezpieczne miały być deszcz na wschodzie i to już dość wcześnie. Zadeklarowałem sobie trasę trójkąta FAI 1114,5 km. Bardzo pomocny był przy tym LX 9000 z opcją przesuwania punktów na ekranie. Start o 10:30, nad lotniskiem słaba bezchmurna.

Odchodzę o 10:45 z wysokości 600 m i czołgam się na wschód do punktu Duo Discus. Lecę razem z Łukaszem. On i Tomek z Wojtkiem zadeklarowali dziś lot warunkowy na 1000 km. Pierwsze 50 km idzie nam jak krew z nosa. Noszenia słabe i nisko. Od 60 kilometra zaczynają się chmurki. Od razu poprawia się prędkość i po 153 kilometrach mam na punkcie zwrotnym 90 km/h. Teraz jazda na południe wzdłuż granicy z Botswaną. Chmury dość szybko się rozbudowuję i następnie rozlewają – praktycznie za moimi plecami.

Na ok. 100 km przed drugim punktem w Kalahari Game Longe dopadaj mnie ta tendencja do rozmywania. Całe szczęście na ostatniej rozmytej chmurze wykręcam dobrą wysokość i wpadam w inny obszar – raj szybowcowy: chmurki i błękit. Dojeżdżam do drugiego punktu z średnią prędkością ok. 120 km/h (prędkość tego boku to już 150 km/h !). Następnie przecinam Namibię od południa. Cały czas LX pokazuje dolot na godzinę 19:20. Jest więc dobrze. Po 30 km spotykam Wojtka Mackiewicza. Przez pewien czas lecimy w kontakcie wzrokowym. Doskonałe noszenia zachęcają do szybkiej jazdy. W pewnym momencie krążę nawet w 9 m/sek (!!!!). Podstawa też się podnosi. Poprawia się też oczekiwany czas dolotu na 19:05. Gonię więc Antaresa 200 km/h. Więcej się boję bo a nuż skrzydła mu odpadną ? Wszak to konstrukcja eksperymentalna z ograniczeniem prędkości.

Na dodatek na wysokości powietrze jest rzadsze i prędkość nominalna jest mniejsza od rzeczywistej. Kolejny punkt – Tsauchab River camp znajduje się w samym środku masywu górskiego Kante. Niestety ostatnia chmura lokuje się 80 km przed punktem. Jeszcze przed nią wykręcam 5300 m i rzucam się w otchłań gór i błękitu. Ale mam nadzieję, że na bezchmurnej coś tam ponosi. O dziwo wpadam w zupełnie inną masę. Całkowita cisza termiczna. Szybowiec opada 0,5 – 1,0 m/sek. Sunę więc majestatycznie na prędkości 140 km/h. Kalkuluję czy uda mi się wrócić do chmur. Zaliczam punkt na wysokości 3200 m (oczywiście nad poziom morza). Powrót też w masełku. Całe szczęście z wiatrem. Tym czasem wysokość maleje i widać, że do chmur nie dojdę. Jednak na wysokości 2200 m łapię słaby meterek. Potem jest nawet półtora. Podkręcam trochę i ruszam do chmur. Czas przecież płynie i do zachodu słońca coraz bliżej. Przede mną ogromna chmura, niestety lekko rozpadająca się.


Obok stoi nieco mniejsza. Wybieram tę mniejsza i z 600 m nad poziom zaczynam kręcić w 1,5 – 2,0 m/sek. Po dokręceniu 400 metrów zauważam, że ta wielka chmura jakby dostała drugiej młodości. Trudno powiedzieć komu to zawdzięczam, ale moja chmura tak ładnie się do mnie zaleca, że nie wytrzymuję. Opuszczam moje pewne półtora metra i wskakuję pod tę wielką. A tam miła niespodzianka 4-5 m/sek. Teraz już wiem że będzie rekord. Do domu około 120 km. Wykręcam dolot z zapasem i sunę do mety. Najpierw 170 potem 200km/h. Każdemu koledze życzę takich doznań jakie się ma na pewnym dolocie. Ja też się cieszę, bo lot był ciekawy i nie pozbawiony emocji. Choć powiem, że bardzo dużo daje mi to, że latam w Namibii już kilka lat. Przecinam metę z prędkością 131 km/h. Za mną pozostało 1114,5 km trasy po regularnym trójkącie.

Przyjmuję gratulację bezpośrednio i przez telefon. Przed kolacją otwieramy szampana i z całym gronem pilotów świętujemy ten rekordowy lot.

Cieszę się, że tak zakończyłem ten szybowcowy rok. W styczniu także tu osiągnąłem rekordową prędkość na trójkącie 1000 km – 146 km/h (niestety z braku certyfikowanego rejestratora nie może to być rekord), asystowałem Michałowi Lewczukowi przy jego pierwszym tysiączku, latem w Polsce z Łukaszem Wójcikiem obleciałem trasę 1000 km, teraz rekordowa odległość. Do był dobry szybowcowy rok. Wszystkim kolegom szybownikom życzę, by podobnie mogli powiedzieć za rok. A tym, którzy mnie wspierali teraz bardzo dziękuję i życzę Wszystkiego Co Najlepsze w Nowym 2015 roku.

Jurek

Więcej informacji można znaleźć na stronie www.gliding-team.pl

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony