Paweł Faron – srebrny medalista PMP 2017 w Serbii – relacjonuje udział w zawodach
W dniach 14-19 sierpnia 2017 r., w Serbii w rejonie masywu Kopaonik na granicy z Kosowem, rozegrane zostały Paralotniowe Mistrzostwa Polski 2017. W zawodach wzięło dział 72 pilotów. Zapraszamy do przeczytania relacji Pawła Farona z tej imprezy, zdobywcy srebnego medalu.
Mistrzostwa Polski na „chłodno”
Spojrzałem w górę, gdyż zdawało mi się, że coś mnie znosi w lewo – pomyślałem mała klapka, a tam ktoś pakuje mi się w glajta od góry. Zdążyłem tylko wypowiedzieć pierwsze słowo, jakie nasuwa się w trudnej sytuacji. Dostrzegłem Jacka Montanę (kolegę teamowego), który zaplątał się w liny mojego glajta. Nogi miał wysoko na czaszy, a głowę w dół, odchyloną do tyłu, próbował odplątać rękę z lin. Szybko pomyślałem, że nie mogę nic zrobić, mamy 2600 m wysokości, więc nie ma tragedii. To on musi zahamować skrzydło, a ja ruszyć do przodu. W pierwszej chwili odruchowo pociągnąłem za hamulce, ale zaraz odpuściłem i czekałem, co będzie dalej. Jacek niczym jaszczurka zwinka odplątał się z lin. Moja paralotnia skoczyła do przodu z klapą, szybką reakcją zatrzymałem czaszę, która już chciała ruszyć do spirali. Rzut okiem na stan glajta – nawet jedna linka nie zerwana, no to walczymy dalej. Po chwili usłyszałem tylko sorki od Jaca. Po kilku minutach już dawaliśmy w kominie do chmury.
Tak bawiliśmy się ostatniego dnia.
Latałem w Serbii w Kopaoniku już na Mistrzostwach świata 3 lata temu. Miejsce całkiem przyjemne i tanie. Jeśli jest pogoda, kominy są mocne, ale nie turbulentne. Nawet pierwszego dnia robiąc dolot do mety nisko nad graniami przy silnym wietrze nie rzucało zbytnio. Pierwszego taska zrobiło tylko kilku zawodników na szybkich skrzydłach. Organizator przerwał taska zaraz po lądowaniu naszej 5-osobowej grupy, z uwagi właśnie na silny przeciwny wiatr na dolocie. Czy decyzja trafna – nie wiadomo. Choć lepiej dmuchać na zimne. W zawodach było trochę ludzi z niezbyt dużym doświadczeniem, a latanie pod silny wiatr przez kilka grani jest na pewno ryzykowne. Pierwszego taska wygrywa Spajki, drugi Mario, trzeci Napięty 4 ja. Wszyscy byliśmy blisko siebie. Task pierwszy 65 km. Po lądowaniu na mecie, wracaliśmy pustym autobusem zwózkowym. Dopiero po chyba 30 km dosiadali się następni piloci. Oczywiście trafiliśmy po drodze do wiejskiego sklepu. Ceny zbiły nas z tropu. Pośpiewaliśmy trochę góralskich piosenek i było wesoło.
Następnego dnia nie było latania z uwagi na zła pogodę. Drugiego taska rozegraliśmy po 2 dniowej przerwie – warunki już super, podstawy na 2600 czy nawet wyżej. Task zapowiadał się dla mnie całkiem dobrze, od początku w czołówce i wysoko niestety po kilkunastu km oderwało mi się kółeczko od speeda. Na szczęście linka w tej uprzęży jest przeprowadzona jeszcze za taśmą i miałem dostępną połowę speeda. przy mocno trzeszczącej uprzęży. Każde wciśniecie speeda przecierało szew taśm, ale co było robić. Sprawdziłem tylko, czy jeśli taśma się przetnie, uprząż dalej będzie się trzymać kupy – na szczęście tak. Troszkę chłopaki mi odskakiwali, ale ja lecąc za nimi po prostej w znaleziony komin miałem uproszczoną sytuację. Dzięki temu nie traciłem do nich. Wbijałem w komin trochę później, ale za to wyżej. Wiedziałem, że na końcu na dolocie mi odejdą. Koniec taska to dolot po plateau, położonym mniej więcej na wys. 1000 m. Przed dolotem trzeba było zrobić wysokość, ale jakoś nie szło za szybko. Kominy słabe. W końcu po mozolnym dokręcaniu pierwszy odszedł Preczmek. Za nim Spajk i ja. Niestety miałem ograniczoną prędkość i chłopaki odeszli mi na 2 min. Po dwóch taskach wylądowałem na 2 miejscu za Spajkiem, mając ok 30 pkt. straty. To naprawdę niewiele. Wszystko miało się rozegrać w ostatniej konkurencji.
Ostatni dzień zawodów to task 91 km start z Jadownika – super termiczne miejsce, ale tego dnia szybko się przycieniło i połowa zawodników startowała mając wiatr w plecy. Odpaliłem ok. 30 min. przed otwarciem okna z wiatrem w plecy – sprint był niezły :). Z wykrętką oczywiście nie było problemów, ale ze startem tak. W trudnej sytuacji znalazł się Spajk, który miał problem i wystartował dopiero tuż przed otwarciem okna. Szybko ukształtowała się prowadząca, ok. 10 os. grupa. Ja, Maniek, Jacek, Vlajko, Preczmek, Krzysiek, Napięty, Bogdan, Kum. Leciało się fajnie, gdyż większości z nas zależało na czasie. Co chwila ktoś wyskakiwał do przodu, co ułatwiało lot. Wszystko szło dobrze do momentu gdy ok, 25 km przed meta zczepiliśmy się z Jacem. Po akcji byliśmy po prawej strony doliny (na stokach E). Chmury przed nami wyglądały dobrze, wiec odbiłem pod nie, rozejrzałem się, ale wszyscy oprócz Vlajko skręcili na drugą stronę doliny. Po minucie Vlajko również odbił na drugą stronę. Miałem trudny orzech do zgryzienia czy zostać samemu po tej stronie, czy lecieć z grupą. Rozejrzałem się w koło nikogo nie zauważyłem, cała grupa odbiła na drugą stronę doliny, wszyscy moi konkurenci mnie opuścili. Przekalkulowałem sprawę i stwierdziłem, że lepiej nie ryzykować lotu samemu, jeśli polecę z grupą do mety, mam złoto. Niestety nie zauważyłem Bogdana, który został trochę z tylu (miał dość dużą stratę punktową do czołówki i on zaryzykował i poleciał pod chmury z lewej strony, jak się potem okazało wydało mu niesamowicie i doleciał przed następnym, Vlajko o 5 min. wcześniej.
Na mecie okazało się że Spajki jest ok 5 min. po mnie. Miałem 36 pkt. straty, więc wszyscy mówili, że wygrałem, choć w głębi duszy czułem, że nie podejmując tego ryzyka, przegrałem zawody. Na ogłoszenie wyników czekaliśmy długo, ale po wywieszeniu kartki z wynikami z taska widzę, że Spajki ma 90 mniej – to już utwierdziło mnie, że wygrałem, ale tylko na chwilę, później wywieszono wyniki overall i o kazało się, że jestem drugi, a w generalce 3. Bogdan dzięki swojej decyzji przeskoczył chyba z poza pierwszej dziesiątki na drugie miejsce. Tak to bywa z kalkulacjami. Szczęście też trzeba mieć, a ja, mimo że jednego dnia straciłem speeda, to jednak drugiego po kolizji w powietrzu wszystko skończyło się bez strat, a tak bywa rzadko. Następnym razem, jeśli będzie okazja, będę atakował. Człowiek uczy się ciągle.
Podium drużynowe
Wyniki:
Mistrzem Polski Michał Gierlach, wicemistrzem ja, trzecie miejsce Mariusz Wiśniowski.
Drużynowo też było ciekawie – od 3 lat pierwsze miejsce zajmował Ufo Team, ale tym razem po zacieklej walce zepchnęliśmy ich na drugie miejsce:
Mistrzem Polski Żywiec Air Team, drugie miejsce Ufo Team, trzecie Grupa 303.
Po wielu latach mamy zmianę na stanowisku kobiet.
Mistrzynią Polski została Dominika Kasieczko, drugie miejsce Anna Latko, trzecie Magda Pawlak
Bardzo dobrze na zawodach latał Grzegorz Fiema i wywalczył w klasie sport 1 miejsce, drugie Walter Wojciechowski, trzecie Janek Rentowski.
Pełne wyniki na stronie www.airtribune.com
Zdjęcia: Paweł Faron i Krzysztof Ziółkowski
Więcej informacji na stronie www.flylite.pl
Komentarze