Przejdź do treści
Pokaz GA Żelazny podczas V Płockiego Pikniku Lotniczego/ fot. Marta Grajper
Źródło artykułu

V Płocki Piknik Lotniczy. Podsumowanie

V Płocki Piknik Lotniczy zakończył się zupełnie nieoczekiwanie nie tylko dla widzów, ale także dla organizatorów, którzy od początku starali się uczynić wszystko, aby dostarczyć widzom niezapomnianych wrażeń. Do pechowego momentu, który z pewnością na długo pozostanie w naszych głowach wszystko przebiegało bez zarzutów, wręcz idealnie. Piknikowa atmosfera udzielała się wszystkim, którzy tego dnia pojawili się pod Wzgórzem Tumskim, a jedyną tego dnia niewiadomą była pogoda. Z drugiej jednak strony na tle pochmurnego nieba wszystkie prezentowane statki powietrzne miały bardziej wyraziste kształty i kolory, dzięki czemu dostarczyć mogły więcej niezapomnianych wrażeń.

Około godziny 10:00 na niebie pojawił się AN-2, z pokładu którego wyskoczyła grupa spadochroniarzy.


fot. Marta Grajper

Tuż po nim w strugach deszczu w solowym występie zaprezentował się członek grupy „Żelazny” Wojciech Krupa na swoim EXTRA 300, który jak zwykle zadziwił brawurowym pokazem. Po krótkiej przerwie możliwości Bell-a 430 zarówno w locie jak i zawisie przedstawił widzom pilotujący go Mieczysław Wyszogrodzki. Do oficjalnej ceremonii otwarcia, czyli godziny 12:00 w powietrzu prezentowały się jeszcze ZLIN 526 w programie akrobacyjnym, wiatrakowce Xenon II i Auto Gyro, grupa samolotów AT-3 oraz przepiękny, kolorowy Curtis Jenny pilotowany przez śp. Marka Szufę.


fot. Paweł Kralewski

Kilka minut po godzinie 12:00 rozpoczęła się ceremonia otwarcia, podczas której organizatorzy przywitali swoich gości, przedstawicieli mediów, sponsorów i wszystkich, którzy tego dnia pojawili się na pikniku. A publika była liczna i iście piknikowa – całe rodziny, grupy znajomych, wszyscy z aparatami i kamerami chcący uwiecznić lotnicze pokazy.

W ceremonii otwarcia swój udział miała także nasza redakcja. Dzięki uprzejmości organizatorów znalazł się czas na uroczyste wręczenie statuetki laureatom tegorocznej edycji plebiscytu na „Człowieka roku General Aviation w Polsce”.


fot. Paweł Kralewski

Dla przypomnienia - w tym roku czytelnicy dlapilota.pl przeważającą liczbą głosów okrzyknęli Człowiekiem roku 2010 General Aviation w Polsce Pana Janusza Jachimowicza – dając mu 38,18% głosów.


fot. Paweł Kralewski

Drugie miejsce zajął Tomasz Antoniewski z wynikiem 31,44%, a trzecie miejsce Krzysztof Radwan z wynikiem 30,38%. Na ceremonię rozdania nagród z przyczyn obiektywnych nie dotarł Krzysztof Radwan, ale zapewniał, że był z nami duchem! To dzięki jego uprzejmości mogliśmy podziwiać w na płockim pikniku jeden z eksponatów krakowskiego Muzeum Lotnictwa - samolot Jak-18, pilotowany także przez śp. Marka Szufę. 

Tuż po ceremonii otwarcia, z niebywałą punktualnością na niebie pojawiły się Biało-Czerwone Iskry, które mimo bardzo niskiej podstawy chmur dały piękny pokaz precyzji i lotniczych umiejętności.

fot. Paweł Kralewski

Po kolejnym już tego dnia zrzucie skoczków spadochronowych do symulowanej akcji wraz z jednostką Straży Pożarnej wkroczył Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego EC-135. Prezentowana akcja była częścią ogólnopolskiego programu szkolenia Straży Pożarnej w zakresie zabezpieczania i przygotowywania miejsca zdarzenia w celu przyjęcia śmigłowca LPR i podejmowania potencjalnych ofiar wypadków. Pokaz był imponujący. Błyskawiczna akcja i sposób działania obu służb były dowodem, że tego typu współpraca jest jak najbardziej uzasadniona, a wręcz konieczna.

 


fot. Marta Grajper

Tuż po pokazie LPR na niebie pojawiła się niezastąpiona i chętnie przez wszystkich oglądana Grupa Akrobacyjna „Żelazny” na Zlinach 50, która przedstawiła jak zwykle mrożący krew w żyłach swój program akrobacji zespołowej.


fot. Marta Grajper

Tory lotów ich statków powietrznych przeplatały się jak warkocz, zakręcili nam w głowach „diabelskim młynem” i okazali sympatię rysując klasycznie dymem na niebie serce przebite strzałą – zyskując sobie tym samym serca zgromadzonych na skarpie widzów.


fot.Marta Grajper

Na imprezie tego formatu nie mogło zabraknąć także, znanych chyba wszystkim bywalcom pokazów lotniczych, oldtimerów - czyli samolotów Piper Cub SP-APW i SP-AFY. Pilotowane przez Marka Masalskiego i Antoniego Nowaka maszyny posiadają tak charakterystyczne i zarazem oryginalne kształty, że zawsze budzą sympatię, podziw i sentyment. Podobnie zresztą jak klasyk gatunku RWD 5, który prezentował swoje wdzięki w chwilę potem.


fot. Marta Grajper

Przez cały czas trwania pikniku otwarte były punkty gastronomiczne, gdzie przybyli goście mogli się posilić, nie tracąc z oczu latających maszyn. Wystawiały się też przeróżne instytucje lotnicze, PAŻP, a także media, ośrodki szkoleniowe oraz inne firmy korzystające z możliwości dotarcia do szerokiego grona odbiorców. Częstym widokiem były dzieci bawiące się zabawkami-samolotami, z pasją fotografujące akcję nad Wisłą i nawet takie, które podchodziły do stoiska ośrodka szkoleniowego (wraz z opiekunami) z pytaniem „Jak zostać pilotem?” – nie było tu rozróżnienia na płeć, wszystkie z taką samą pasją i podziwem uczestniczyły w tym lotniczym świętem.


fot. Marta Grajper

Kolejne maszyny jakie mogliśmy podziwiać podczas Płockiego Pikniku Lotniczego, to pięknie malowany, należący do PAŻP Turbolet „PAPUGA” SP-TPA pilotowany przez Andrzeja Aniszewskiego, przeznaczony do tropienia okrętów podwodnych śmigłowiec Marynarki Wojennej Mi 14, oraz wspomniany wcześniej eksponat Muzeum Lotnictwa w Krakowie samolot szkolno-treningowy Jak 18 SP-YYY pilotowany przez śp. Marka Szufę.


fot. Paweł Kralewski

W popołudniowych prezentacjach mogliśmy oglądać drugi egzemplarz uroczego statku powietrznego o zgrabnej sylwetce przywołującej czasy początków lotnictwa - Curtis Jenny tym razem o znakach SP-SWAR. Samolot wykonał kilka przelotów wzdłuż widocznego dla publiki odcinka Wisły, urzekając także stylowym ubiorem pilota w klasyczny biały, powiewający przy jego szyi, szal.


fot. Marta Grajper

Po nim na niebie ukazali się skoczkowie, a następnie przeloty wykonał żółty De Havilland Tiger Moth, pilotowany przez Jacka Mainka. Swoimi niskimi przelotami i głośnym warkotem silników zadziwiał na niebie także taki mechaniczny ptak jak PZL M28 Skytruck, pilotowany przez pilotów Cenę i Franaszczuka.


fot. Marta Grajper

Po jego występach zupełnie kontrastowy do poprzednika w masie i zwrotności swoje możliwości przedstawił na niebie niewielki SLING ZU-SOL – ten sam, który w kwietniu przebył trasę z Johannesburga do Krakowa. Gdy ten odlatywał, naszym oczom zaczęła ukazywać się kolejna konstrukcja – dość oryginalna pośród dotychczas prezentowanych, bo pływająco – latająca. Była to ultralekka łódź latająca Super Petrel, o której barwnie opowiadał prowadzący przedstawiając jej zalety możliwości lądowania na akwenach wodnych.


fot. Marta Grajper

Innym zgrabnym statkiem powietrznym był prezentowany później wiatrakowiec Calidus firmy AutoGyro, ukazując się jako lekka i zwrotna maszyna – przywołując potencjalnemu widzowi na myśl sprytną ważkę.

Po prezentacji tych przeróżnych maszyn o wielorakich przeznaczeniach i możliwościach, na plan główny wróciły samoloty grupy „Żelazny” - Zliny 50LS, Extra 330LC oraz pilotowany przez Marka Szufę Curtis Eagle II. Nad Wisłę przyleciała cała czwórka wspaniałych akrobatów lotniczych. Przed nimi stało trudne i zarazem niezwykle widowiskowe zadanie – wyścig Air Snake.


fot. Marta Grajper

Każdy z pilotów wykonywał przelot pomiędzy 15 metrowymi pylonami rozstawionymi na Wiśle. Niezwykle niskie przeloty połączone często z dodatkowymi akrobatycznymi popisami trzymały w napięciu. Cały zgromadzony na skarpie wiślanej tłum przyglądał się pilnie każdemu zakrętowi i kibicował z podziwem wyczynom pilotów, którzy po pierwszym przelocie czekali każdy na drugą swoją kolej.



fot. Marta Grajper

W drugiej części wydawało się, że wiadomo już było czego się spodziewać, ale i tu piloci pokazali nowy sposób na skrócenie swojego pierwszego czasu. Między lotami słyszeliśmy też w głośnikach częściową komunikację między nimi, z której można było wnioskować, że dają sobie rady, co do niuansów w przelocie. Moc i energia rozpościerały się w tym czasie znad Wisły. Zacięta, acz zdaje się życzliwa sportowa walka była niesamowitym widowiskiem i zwieńczeniem tego dnia Pikniku!


fot. Marta Grajper

Piloci zadowoleni z efektu jaki osiągnęli nie tylko w powietrzu, ale i w sercach dopingujących ich widzów – odlatywali na lotnisko. Najpierw odleciał jeden "Żelazny", wykonując po drodze kilka figur na „dowidzenia”. Po nim odlatywał Marek Szufa. Przyleciał nad wodę – wzbił się wysoko w niebo, po czym zawrócił ku wodzie… „O Jezu!” – usłyszeliśmy w głośnikach, po czym zapadła niewiarygodna cisza, krzycząca przerażeniem, nadzieją, niezrozumieniem, przepełniona pytaniami kotłującymi się w głowie i pragnąca pozytywnej informacji…

Nie jesteśmy odosobnieni w poczuciu straty, jakie poniosło polskie lotnictwo w postaci odejścia Marka Szufy, ale na pewno też w przekonaniu, że przed katastrofą wszyscy, którzy przybyli otrzymali najwyższej jakości pokaz lotniczych akrobacji, umiejętności oraz przewspaniałą prezentację najróżniejszych statków powietrznych. Cały dzień było słychać znad Wisły cichszy lub głośniejszy warkot silników. Mimo, że pogoda się wahała, to w końcu też ustąpiła i pozwoliła na zrealizowanie programu.

Tu ukłon w stronę Organizatorów, którzy przygotowali bogaty program, przyciągnęli tak wiele widzów i potrafili zapewnić im atrakcje na cały dzień, wśród których każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Gdyby nie tragiczny koniec - wnioskując po tym jednym dniu - piknik zaliczylibyśmy do tych najbardziej udanych imprez lotniczych...

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony