Przejdź do treści
Adam Cedroński
Źródło artykułu

Na spełnienie marzeń nigdy nie jest za późno…

Adam Cedroński (ur.1939), od września 2011 r. posiadacz licencji turystycznej, nalot ogólny 80h. Główne zamiłowania to narciarstwo, tenis i podróże.

Z Adamem Cedrońskim, o tym, że licencję turystyczną można zdobyć w każdym wieku i o wyzwaniach z tym związanych, rozmawia Marcin Ziółek.

Marcin Ziółek: Na początku chciałbym serdecznie pogratulować uzyskania uprawnień PPL(A). Proszę wybaczyć, ale muszę zapytać. Co się stało, że dopiero w takim wieku rozpoczął Pan starania o uzyskanie licencji turystycznej?

Adam Cedroński:
Oczywiście jak wiele rzeczy, tak i ta była dziełem przypadku. Jedenaście lat temu zaczął latać mój syn, który próbował mnie namówić bym poszedł w jego ślady. Ja jednak poza pracą pasjonowałem się już tenisem, nartami i podróżami po świecie. Przypadek zrządził, że wybrałem się z grupą pilotów z Aeroklubu Warszawskiego na narty do Włoch. Jednym z uczestników był pilot-instruktor Tadeusz Dunowski, który w czasie rozmowy zażartował, że jeśli pokażę mu na stoku kilka skrętów, to on nauczy mnie latać samolotem. Potraktowałem jego ofertę, jako żart, tym niemniej pokazałem mu kilka ewolucji na carwingowych nartach.

Po jakimś czasie ponownie spotkaliśmy się w Aeroklubie Warszawskim i wówczas spytał poważnie, kiedy zaczynamy szkolenie lotnicze. I tu po raz pierwszy pomyślałem, że może jednak spróbuję. Poprosiłem, by syn poleciał ze mną, no i wrażenie było oszałamiające, wręcz wspaniałe. Następnie – zdrowie. Poszedłem na badania i okazało się, że żadnych przeciwwskazań zdrowotnych nie ma. Zacząłem więc intensywny kurs teoretyczny, a potem dzięki niezwykłej cierpliwości i umiejętności Tadeusza Dunowskiego ukończyłem prawie cały cykl szkolenia w powietrzu.

Ostatni etap latania „przeszedłem” pod nadzorem mojego syna – Michała, który traktował mnie bez taryfy ulgowej. Często powtarzał, „Chcę żebyś przeżył – więc ucz się”. Na wszelki wypadek wylatałem więcej godzin niż przewiduje program i w tej sytuacji bez problemu zdałem egzamin teoretyczny i praktyczny oraz uzyskałem licencję pilota turystycznego.

MZ: Wielu, głównie młodych pilotów próbuje iść drogą "na skróty", czyli najpierw sięga po świadectwo kwalifikacji. Pan natomiast od razu po licencję samolotową? Dlaczego?

AC: To wymusił fakt, iż syn namówił mnie, żeby zainwestować w samolot typu Cessna 152, na który potrzebna jest właśnie licencja turystyczna. Dzięki temu będę miał uprawnienia do wykonywania lotów na własnym statku powietrznym. Potem jednak planuję się przeszkolić na Cessnę 172, czy tak jednak się stanie, to życie pokaże.

MZ: Gdzie uzyskał Pan badania lotniczo lekarskie?

AC: Wszystkie badania przechodziłem na warszawskim Ursynowie w przychodni Alergo-Med. przy ul. KEN 56.

MZ: A jaka była reakcja lekarza?

AC: Wydaje mi się, że nie wzbudziłem specjalnego zdziwienia. Generalnie wyniki moich badań wypadły w porządku. To w tym jest pozytywne, że zwykle człowiek tak często się nie bada, a tutaj za każdym razem otrzymuję 100 wyników i w żadnym z nich nie przekraczam normy – to daje pewność, że zdrowie jest w porządku.

MZ: W pewnym sensie dokonał Pan niełatwej rzeczy - myśli Pan, że dzięki temu inni mogą pójść w Pana ślady?

AC: Gdybym komuś w moim wieku miał zaproponować pójście w moje ślady, to najpierw właśnie radziłbym mu iść lekarza, żeby ten się wypowiedział, czy w ogóle jest na to szansa, a potem namówiłbym go na wykonanie lotu demonstracyjnego i próbę np. samodzielnego zatankowania samolotu, bo to wymaga odpowiedniej sprawności fizycznej. Nie jest łatwo przepchnąć samolot lub wejść na skrzydło, aby sprawdzić stan paliwa. Jeden z moich młodszych wiekiem znajomych, próbował to wykonać, ale miał z tym problemy. Ja staram się jednak dbać o kondycję.

MZ: Jest Pan wspaniałym przykładem, że nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń. Skąd czerpie Pan energię?

AC: Chyba z genów, choć trzeba im trochę „pomóc”. Uprawiam intensywnie sporty: tenis, narty i to właśnie pomaga utrzymać kondycję oraz sprawność, ale także zapewnia odstresowanie codziennych problemów. Teraz wiem, że jest jeszcze jeden „odstresacz” – latanie!!

MZ: Jak wyglądał proces Pana szkolenia. Czy miał Pan jakieś przełomowe momenty?

AC: Najprzyjemniejszy był pierwszy lot samodzielny, kiedy leciałem po kręgu i z radości chciało mi się śpiewać. Trochę stresu miałem podczas egzaminów teoretycznych, ale udało mi się je wszystkie zdać w czasie jednej sesji. Najtrudniejsze natomiast były dla mnie loty trasowe, a to dlatego, że używałem starych map, które nie zawsze odzwierciedlały to, co było widać na ziemi. Oczywiście latałem bez wykorzystywania GPS-a. Na lot trasowy wybrałem się na Mazury, gdzie lądowałem na lądowisku w Kikitach, a jako lotnisko kontrolowane wybrałem – Łódź i Bydgoszcz. Obyło się bez większych kłopotów.

MZ: Egzamin praktyczny zdał Pan po dwóch latach od rozpoczęcia szkolenia. Czy było to dużym wyzwaniem?

AC: Egzamin zdawałem u p. Zdzisława Jabłońskiego. Pokrótce wyglądał on tak: na początku kilka pytań teoretycznych sprawdzających wiedzę teoretyczną, następnie przegląd przelotowy, odpalenie, korespondencja z wieżą i start. Kierunek - lądowisko Grądy. Znaleźć lotnisko nie tak łatwo, ale w końcu się udało. A tam mały korkociąg, lądowania z wysokiego i niskiego pułapu, na małych i dużych klapach, konwojer i sporo innych czynności w powietrzu. Na zakończenie – imitacja lądowania bez silnika. W drodze powrotnej – lot „po kresce”, kilka skrętów (kulka w środku!!) i wreszcie lądowanie na EPBC i informacja, że egzamin zdany!

MZ: Jak będzie Pan korzystał ze zdobytych uprawnień?

AC: Będę latał dla własnej przyjemności i poznawał nowe lotniska. Oczywiście wykorzystując każdy lot, jako formę samokształcenia. Dodam, że ostatnio poleciałem na wspaniały lot w Bieszczady z przelotem nad Arłamowem i lądowaniem na przyjaznym lądowisku na Weremieniu oraz emocjonujące lądowanie na Smolniku. Następnego dnia – lot na lotnisko Żar. A po drodze: Nowy Sącz (lotnisko na Łososinie), przełom Dunajca, Czorsztyn, zapora, Zakopane i Nowy Targ.

W tym samym czasie był tam zorganizowany obóz szybowcowy sekcji samolotowej AW. Nasz szef sekcji – Marek Tybura – zabrał mnie na piękny, krótki lot szybowcem. Nowe, fantastyczne wrażenia. Muszę się jednak nacieszyć tym, co już potrafię, czyli lataniem samolotem. Planuje także na takie loty doszkalające zaprosić moich przyjaciół, by mogli ze mną polatać. Ale to nie jest sprawa prosta. Po prostu boją się, albo niedowierzają „młodemu pilotowi”. Jest jednak dwóch odważnych.

MZ: Wziął Pan udział w XXI Ogólnopolskich Warszawskich Zawodach Samolotowych, które rozgrywane były na lotnisku na Bemowie. Czy osobie świeżo po zdobyciu uprawnień trudno było przygotować się i wystartować w takich zawodach?

AC: Powiem szczerze, że to bardzo trudna konkurencja, ale musiałem spróbować. Leciałem z synem, dla którego to nie były pierwsze takie zawody. Po prawdzie – to on dowodził i wykonał większość czynności, ja jednak pilotowałem i pomagałem na trasie. Ostatecznie zajęliśmy miejsce w połowie stawki dla pilotów-amatorów. Jednym słowem była to przednia zabawa. A każdy taki lot – to nowe, kolejne ważne doświadczenia i nauka. Na pewno wystartujemy rodzinnie w przyszłym roku z nadzieją na lepszy wynik.

MZ: Czy lotnictwo było kiedykolwiek ważne w Pana życiu, czy odkrył je Pan dopiero niedawno?

AC: Odkryłem całkowicie przypadkowo, a wcześniej w ogóle o tym nie myślałem. Byłem przekonany, że wszelkie huśtania samolotu powodują u mnie reakcję organizmu i nawet nie brałem pod uwagę, że mogę latać samodzielnie.

MZ: A jak na Pana pomysł zareagowali najbliżsi?

AC: Różnie. Niektórzy powiedzieli, że mi się nie uda, inni, że chyba zwariowałem, a jeszcze inni, że tego można się było po mnie spodziewać.

MZ: Co by Pan radził tym wszystkim, którzy nawet trzydzieści lat od Pana młodsi twierdzą, że na uzyskanie licencji jest już za późno?

AC: Mając 35-40 lat można zrobić dowolną licencję i nie ma z tym żadnego problemu. Jeśli taka osoba raz znajdzie się na górze i poczuje magię tego sportu, to dalej będzie już miała właściwą motywację. Na spełnienie marzeń nigdy nie jest za późno.

MZ: I nasze firmowe pytanie z innej beczki – jakiej muzyki Pan słucha?

AC: Słucham tradycyjnego jazzu, a czasami też muzyki country. Najchętniej jednak włączam radio Złote Przeboje.

MZ: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów!

AC: Dziękuję!

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony