Przejdź do treści
Samolot na wysokości przelotowej
Źródło artykułu

Nieufność, a badanie wypadków lotniczych... książka dlapilota.pl

Jeśli Juan Trippe, przy wszystkich swoich koneksjach politycznych, wiedział, że Hawaii Clipper został w 1938 roku porwany przez Japończyków, podzielenie się tą informacją podczas rozmowy z szefem do spraw public relations w 1970 roku było bardzo powściągliwym sposobem na rozjaśnienie sytuacji. Tak więc chociaż jego zadziwiające potwierdzenie tej starej teorii na temat Hawaii Clippera dodało do całej historii kolejny ciekawy element, nie wystarczyło, by mieć pewność. Ach, ta pewność. Zanim zaczęłam pisać tę książkę, nie miałam pojęcia, jak ulotna może być w dochodzeniach dotyczących katastrof lotniczych. Jednak im większej liczbie wypadków się przyglądałam, tym więcej znajdowałam dziwacznych elementów.

Sprawa lotu Helios nr 522 wydawała się prosta aż do 2011 roku, kiedy konsultanci wynajęci przez mechanika linii Helios i trzech jej dyrektorów, którym postawiono związane z tym wypadkiem zarzuty kryminalne, w ramach swojej obrony dokonali ponownej analizy wraku i doszli do wniosku, który różnił się od oficjalnego raportu. Korzystając z pomocy Rona Schleede i Caja Frostella, obecnie emerytowanych członków Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), poprosili o ponowne otwarcie śledztwa.

Schleede i Frostell zakwestionowali to, że piloci nie zapewnili odpowiedniego ciśnienia w samolocie, opierając się częściowo na zbadaniu pokrętła systemowego, które na miejscu wypadku znaleziono w pozycji Off. Kiedy konsultanci zbadali je, doszli do wniosku, że zadrapanie z tyłu świadczy, że mogło zostać przesunięte w to położenie w chwili uderzenia samolotu w ziemię, a nie w wyniku zapomnienia przez pilotów włączenia ciśnienia po starcie. Oznaczałoby to usterkę mechaniczną, a nie błąd pilota. Firma Boeing nie zgodziła się z tym, Grecy i Amerykanie postanowili nie otwierać sprawy. Oficjalny raport opublikowano, uwaga opinii publicznej skierowała się w inną stronę.

Katastrofa lotnicza dominuje w wiadomościach, dopóki nie pojawi się kolejna historia. Jednak dla uczestniczących osób dochodzenie, ze wszystkimi drobnymi, nudnymi szczegółami, jest niezwykle ważne. Ludziom może grozić więzienie, tak jak w przypadku pracowników linii Helios. Linie lotnicze i producenci mogą zostać pozwani do sądu i ukarani, mogą też dostać nakaz wprowadzenia drogich poprawek projektowych czy operacyjnych albo zostać objęci nowymi przepisami. Władze odpowiedzialne za lotnictwo mogą zostać zdemaskowane jako niekompetentne, na światło dzienne mogą też wyjść rządowe sekrety.

W prowadzonych w niektórych krajach dochodzeniach dotyczących wypadków lotniczych, w przeciwieństwie do spraw kryminalnych, uczestniczą ludzie zainteresowani ich wynikiem. Linia lotnicza, piloci, pracownicy warsztatowi, kontrolerzy ruchu lotniczego, członkowie załogi, producenci oraz urzędnicy rządowi pracują wspólnie. Chodzi o to, by sprzeczne interesy trzymały ich nawzajem w szachu.

Występuje tu jednak oczywista dysproporcja, jeśli chodzi o wiedzę. Na przykład, kiedy firma Inmarsat dotarła do Malezji z informacją, że do lokalizacji samolotu można wykorzystać dane satelitarne, jej obliczenia wskazywały, że Boeing 777 poleciał nad południowy Ocean Indyjski. Wiadomość tę przyjęto ze sceptycyzmem.

Wiceprezes Inmarsat do spraw lotnictwa, David Coiley, bronił badań przeprowadzonych przez spółkę, mówiąc mi, że obliczenia i wnioski zostały zweryfikowane przez strony trzecie. Ale tak poważnie, kim miały być te trzecie strony? To była dla wszystkich nowość. Coiley powiedział, że nawet jego ludzie nie rozumieli tego do końca. „Na podstawie prostego potwierdzenia czy zalogowania mogliśmy wywnioskować tylko tyle, ile się dało”.

„Doświadczony badacz wypadków dysponuje wiedzą ogólną – na milę szeroką, na pół cala głęboką. W przeciwieństwie do niego projektant mikroprocesora lub systemu komunikacji satelitarnej to specjalista – na pół cala wszerz i na milę w głąb. Przy prowadzonych w przyszłości dochodzeniach trendem będzie korzystanie z bardziej zaawansowanych, niszowych obszarów specjalizacji, jak twierdzi Robert MacIntosh, były kierownik NTSB do spraw lotnic¬twa międzynarodowego. Będziemy musieli w coraz większym stopniu opierać się na wiedzy technicznej uzyskiwanej od producentów”.

Trzeba by tu teraz puścić przerażający temat muzyczny z filmu Szczęki, ponieważ takie podejście wymaga zaufania tym, którzy tego zaufania nie są godni, tym, którzy mają swój interes w konkretnym wyniku śledztwa, jak ujął to profesor Lance deHaven-Smith. Będąc zaciekłym oponentem, powiedział, że ludzie, którzy będą podejrzewać udział obcych rządów, raczej nie będą wątpić we własny, chociaż powinni. „Znamy dostatecznie wiele zdarzeń, w których rząd nie przekazuje nam odpowiednich informacji” – powiedział. Gdy zdarzają się wypadki korzystne dla potężnych albo też następują one z częstotliwością urągającą prawdopodobieństwu, odrobina nieufności może się przydać.

Istniało wiele powodów, by kwestionować przyczynę wypadku, w wyniku którego w 1972 roku zginęła Dorothy Hunt, żona załatwiacza z Białego Domu, E. Howarda Hunta. Pani Hunt była wcześniej pracownicą operacyjną CIA, mówiono o niej, że w tajemnicy dostarczyła pieniądze ludziom, którzy włamali się do budynku Watergate, wywołując skandal, który doprowadził do rezygnacji prezydenta Richarda Nixona.

Chmurnym popołudniem w grudniu tego roku leciała na pokładzie lotu nr 553 United z Waszyngtonu do Chicago.

Padał śnieg i marznący deszcz, gdy podczas podchodzenia do miejskiego portu lotniczego Midway w Boeningu 737 nastąpiło przeciągnięcie i maszyna runęła na dzielnicę mieszkaniową. NTSB w swoim raporcie końcowym stwierdziła, że nie znalazła dowodów na „jakiekolwiek zaburzenia medyczne, które mogłyby zakłócić pracę załogi, ani też jakiekolwiek zakłócenia w wykonywaniu przez załogę obowiązków” – co w skrócie oznacza brak dowodów zbrodni. Istniało tu jednak kilka zadziwiających szczegółów. Hunt miała ze sobą 10 tys. dolarów, a przed wejściem na pokład wykupiła ubezpieczenie lotnicze na sumę 250 tys. dolarów (...) 


Powyższy fragment pochodzi z książki "Na tropie niewyjaśnionych katastrof lotniczych" autorstwa Christine Negrowi. Pozycja ta jest już dostępna w sklepie dlapilota.pl (LINK)


O książce i autorce:

Już nigdy latanie nie będzie takie samo! Wszyscy to znamy: niby nie możesz doczekać się wakacji, ale im bliżej wejścia na pokład samolotu, tym bardziej zaczynasz się denerwować. Ręce drżą, serce wali, zastanawiasz się, czy nie zażyć czegoś na uspokojenie...

Co tak naprawdę gwarantuje nam bezpieczeństwo na pokładzie? Jakie zazwyczaj są przyczyny wypadków lotniczych znanych z pierwszych stron gazet? Oraz czy kiedykolwiek uda nam się dowiedzieć, gdzie zniknął malezyjski samolot MH-370? Christine Negroni w książce „Na tropie niewyjaśnionych katastrof lotniczych” kompleksowo odpowiada na nurtujące nas wszystkich pytania.

Mało która historia w ostatnich latach w takim stopniu zmonopolizowała nagłówki gazet, jak zniknięcie malezyjskiego samolotu MH-370. O zaginionej maszynie dyskutował cały świat. Co się stało? Czy samolot zaatakowali terroryści? Brak odpowiedzi na te pytania nakręcał spiralę histerycznych, często absurdalnych wyjaśnień.

W swojej książce Christine Negroni przybliża świat lotnictwa i wyjaśnia zagadki związane z lataniem i wypadkami lotniczymi. Ze szczegółami opisuje najsłynniejsze katastrofy z przeszłości, ale też incydenty, w których w ostatniej chwili udało się uratować setki ludzkich istnień. Te historie stawiające włosy dęba na głowie uświadamiają, jak niewiele trzeba, by narazić życie wszystkich osób na pokładzie.

Autorka opowiada o wpływie warunków panujących w kokpicie i przedziale pasażerskim na reakcje pilotów i innych osób na pokładzie. Często nie dostrzegamy, jak bardzo „czynnik ludzki” wpływa na katastrofy, a także jak wielu tragedii udało się uniknąć dzięki przytomności pilotów i pracowników kontroli lotów.

Większość wypadków lotniczych to zdaniem autorki odmiany ograniczonej liczby scenariuszy: problemów z komunikacją, przesadnego zaufanie do technologii lub niezrozumienia jej, błędów w projektowaniu samolotów i silników, a także błędów popełnianych przez załogi, operatorów i mechaników.

Christine Negroni – dziennikarka specjalizująca się w tematyce lotniczej i podróży. Jej artykuły pojawiały się w The New York Times, Huffington Post oraz Fortune. Pracując dla ABC News spędziła pięć tygodni w Malezji, próbując odkryć, co stało się z zaginionym samolotem MH-370. Autorka dwóch książek o tematyce lotniczej.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony