Przejdź do treści
Źródło artykułu

Marka Szufę wspomina Aeroklub Częstochowski - Lotniczy mistrz

Był najlepszym polskim showmanem lotniczym, którego pokazy zapierały widzom dech w piersiach. Modelarzem, szybownikiem, kapitanem LOT-u, pilotem należącym do światowej czołówki akrobatów lotniczych. Artystą, który wyczyniał cuda w powietrzu. I czarował swoimi ewolucjami publiczność. – Jego obecność na pokazie gwarantowała niezwykłe efekty. Wyjątkowo wyczuwał publiczność i potrafił zaprezentować jej akrobację lotniczą – Włodzimierz Skalik, prezes aeroklubów: Polskiego i Częstochowskiego wspomina Marka Szufę, który zginął w minioną sobotę podczas pokazu na V Płockim Pikniku Lotniczym.

Lipiec 2010 rok, lotnisko Aeroklubu Częstochowskiego w Rudnikach koło Częstochowy. Mistrzostwa Polski Modeli Redukcyjno-Latających Samolotów i XXX Memoriał Zdzisława Szajewskiego i Jerzego Ostrowskiego. Marek Szufa, na co dzień kapitan Boeinga w PLL LOT w skupieniu szykował się do startu wykonanym przez siebie modelem samolotu w klasie F4G tzw. gigantów. Ale znalazł czas na rozmowę.

– Latam na wszystkim, co utrzymuje się w powietrzu: małymi, akrobacyjnymi samolotami i największym Boeingiem 767, ale pod względem pilotażu latanie modelami jest trudniejsze –przyznał wówczas Marek Szufa. – Miałem kilka tysięcy godzin nalatanych, duże doświadczenie samolotowe i akrobacyjne, gdy zacząłem pilotować modele, a i tak kilka rozbiłem. Inna jest perspektywa podczas pilotażu. W samolocie siedzi się i wszystko widzi, co się dzieje wokół. W pilotowaniu pomagają przyrządy. Sterowanie modelem odbywa się tak samo tylko w momencie startu. Problem zaczyna się, kiedy model leci w stronę sterującego. Reakcja pilota na zachowanie modela musi być odwrotna. Trzeba nauczyć się obserwacji modelu, oceny prędkości, przemieszczania się. Trudność w sterowaniu modelem bierze się też stąd, że pilot musi dostosować prędkości lotne do określonych manewrów, figur – opowiadał.

Kilka tygodni później znów odwiedził lotnisko w Rudnikach. Jego pokaz akrobacji lotniczej był atrakcją otwarcia 21. Mistrzostw Świata Modeli Redukcyjno-Latających Samolotów w konkurencji F4B i F4C. I zrobił piorunujące wrażenie na widzach. Leciał na dwupłatowym samolocie akrobacyjnym – tym, którym rozbił się w Płocku. Robił w powietrzu karkołomne beczki, śruby, błyskawicznie wznosząc się w górę i gwałtownie opadając z prędkością ponad 300 km na godzinę! Widzom o mniej silnych nerwach wydawało się, że już, za chwilę runie wprost na murawę lotniska, gdy lecąc tuż nad ziemią porywał samolot w górę szybując w przestworzach z dodatkowymi efektami dymnymi.

– Trzeba mieć wyczucie prędkości, przyzwyczaić się do niej i umieć nią operować – tłumaczył tuż po pokazie Marek Szufa. – Ale trzeba zachować rozsądek, bo wystarczy drobne drżenie rąk i lot mógłby zakończyć się tragicznie – dodał wówczas.

Setki pokazów zakończył szczęśliwie. Ten w Płocku nie… Jego akrobacyjny samolot Christen Eagle II N54CE schodząc z wysokości nad poziom rzeki, uderzył w lustro wody i rozbił się.

– Marek wyróżniał się wyjątkową wszechstronnością. I to w niespotykanym stopniu – przyznaje Włodzimierz Skalik, prezes Aeroklubu Polskiego. – Patrząc na dziedziny lotnicze, którymi się zajmował na bardzo wysokim poziomie, trudno znaleźć inny przykład tak wszechstronnego lotnika. Szczególnie imponowało mi to, że reprezentując wysoki kunszt pilotażu wyróżniał się niezwykłą zdolnością zaprezentowania go publiczności. Na wyjątkowym poziomie, do perfekcji opanował sztukę prezentacji akrobacji przed publicznością. To coś bardzo cennego dla lotnictwa. Ta umiejętność, którą opanował Marek, zachwycała młodych ludzi. Bardzo nam będzie Marka brakowało. Jego obecność na pokazie gwarantowała wspaniałe efekty. Wyjątkowo wyczuwał publiczność. Potrafił trafnie dobrać samoloty i umiał wykorzystać ich zalety. Przez ostatnie lata zajął się czymś bardzo cennym dla środowiska lotniczego. Ukierunkował się na pokazy, na przygotowanie oferty dla organizatorów pokazów. Wielka szkoda, że ten program został tak gwałtownie przerwany – dodaje Włodzimierz Skalik.

A Michał Braszczyński, dyrektor Aeroklubu Częstochowskiego, w którym Marek Szufa bywał nie raz, dodaje:

– Superpilot! Nie tylko latał dla siebie i dla nas, ale i za nas. Każdy chciał być taki jak on. Miał wszystko: był pilotem liniowym, kapitanem, świetnie latał na szybowcach, był doskonałym akrobatą. Robił show, jakiego nikt nie robił w Polsce. Miał duże wyczucie, ale i ciągle trenował. Ten jeden raz brakło mu szczęścia…

Szybownik Jacek Bogatko, który brał udział w pokazach obok Marka Szufy i miał okazje obserwować go z bliska podkreśla:

– Był mistrzem, artystą w powietrzu, bo właśnie mistrzostwa, artyzmu wymagały akrobacje, które robił na tak świetnym poziomie, wyczucia odległości, widzenia przestrzeni – obrazu tego, jak figury się układają w powietrzu.

Prezes Aeroklubu Polskiego rozmawiał z Markiem Szufą w feralną sobotę na płockim pikniku.

– Cieszył się, że może uczestniczyć w tej imprezie. Podkreślał piękną scenerię rozgrywania pokazów – mówi Włodzimierz Skalik. – Mam nadzieję, że ta bardzo duża strata, to tragiczne wydarzenie nie powstrzyma jednak w przyszłości organizatorów od kontynuowania pikniku. I że pomimo tej tragedii będą organizowane kolejne edycje pokazu w Płocku. Polskie lotnictwo tego potrzebuje. Sympatycy lotnictwa na to czekają – dodaje prezes AP. (wik)

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony