Przejdź do treści
Szybowiec GP-14 VELO (fot. sebastiankawa.pl)
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: W Panonii nadal słońce

Prezent aury po burzy.

Gdyby opady o takiej intensywności jak podczas poprzedniej nocy miały miejsce u nas to co najmniej 2 dni wisiałyby kłódka na na drzwiach hangarów. W pierwszym dniu z powodu chmur czepiających się wierzchołków gór, jakby nie chciały opuścić tego pięknego zakątka, a w drugim z powodu błota na łące pod Żarem.

Tu, gdy tylko krawędź frontowych chmur zdryfowała nad pobliską Rumunię, ostre słońce bardzo szybko suszyło jeziorka na lotnisku i pojawiły się kłębiaste obłoczki. Przy takiej wilgotności miały oczywiście podstawę pozwalającą tylko pierzastym szybownikom na wprawki w lataniu, ale wiadomo było, że będą bardzo interesujące i różnorodne warunki. Rożnorodność tę powodowało zróżnicowanie i ilości opadów w poszczególnych miejscach, oraz mieszanie różnych mas powietrza w kotle nad Dunajem i Cisą.

Trudno było przewidzieć co będzie się działo w tym tygielku, toteż organizatorzy zdegustowani poprzednim rozminięciem się prognoz z warunkami pozwolili zawodnikom na dowolny wybór trasy w obszarze określonym trzema kołami nawrotów, minimalnym czasem lotu 150 minut. Kolejny rozbójnik - AAT.

Łatwo tu o wielką wpadkę, albo przypadkowe powodzenie.

Trzeba podkreślić, że czołowi zawodnicy tych mistrzostw to wybitni piloci starający się indywidualnie realizować własne koncepcje lotów, toteż nie ma tu zmory współczesnych zawodów w postaci uporczywych gier przedstartowych ani „wagoników” czepiających się uporczywie lidera. Najwcześniej odlecieli na trasę Włosi. Wkrótce grupkami, lub solo inni piloci. Sebastianowi przypadkowo stworzył się dobry układ, bo gdy rozeznawał warunki na początku trasy minął go jego najgroźniejszy konkurent Uli Schwenk, więc można się było bawić w pogoń za lisem.

Warunki na trasie układały mu się korzystnie, toteż już przy obwiedni zewnętrznej pierwszego koła nawrotów dogonił niemiecką parę. Teraz wystarczyło bardzo czujnie kontrolować sytuację, by nie odpaść od kompanii, albo nie wbić się z nimi w jakieś błędne manewry. W drodze do drugiego obszaru popełnili taki Włosi. Po nawrocie polecieli pod ładnym szlaczkiem, ale ten wywiódł ich na bezleśne obszary nad Dunajem, więc polsko-niemiecka trójka wyprzedziła ich i „łykała” kolejnych zawodników. Niebo usiane było pięknymi cumulusami wznoszenia.

Vladas Motuza  ma mocne wsparcie naziemne. Próbował w indywidualnym rajdzie powtórzyć swój sukces z 7. konkurencji. Odleciał na końcu, gdy uformował się mu bardzo korzystny układ chmur. Początek miał dobry, ale w ostatnim obszarze nawrotów zanikły już chmury i z końcem dnia słabły wznoszenia, więc musiał zadowolić się czwartym miejscem.

Sebastian ma powody do satysfakcji bo wygrał  kolejną konkurencję i prowadzi od pierwszego dnia mistrzostw.

Tomasz Kawa


Sebastian Kawa we wczorajszej dziewiątej konkurencji zajął pierwsze miejsce zdobywając 813 punktów. Nadal też utrzymuje pozycję lidera z 7,251 punktami. Oficjalna strona zawodów: www.wgc2017.hu

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony