Blog Sebastiana Kawy: Zmiękły nam skrzydła, ale nie odpadły
Wejście nad wysokie Himalaje nie będzie łatwe, można to było zauważyć już podczas lotu rejsowym samolotem. Silna inwersja zatrzymuje zwykle prądy termiczne na granicy roślinności u podnóża głównego pasma i wierzchołków przedgórza. Wypełnia to zamgleniami doliny i dusi Katmandu. Zauważyliśmy, że rano w czystym powietrzu świeżo powstałe chmury formują się wysoko w pobliżu wysokich ścian, które pierwsze są ogrzewane porannym słońcem, a po południu rusza intensywna termika w dolinach, która stopniowo zacienia podnóże głównego pasma i zamyka chmurami doliny. Wiatr bryzowy w kierunku gór dostarcza nowych porcji wilgoci i dlatego po południu podstawy obniżają się. Aby rozpoznać tajniki tutejszej pogody wsłuchujemy się w opowieści pilotów z Avia Club Nepal. Ruszyliśmy też na rekonesans pieszy, na Sarangkot z którego rozciąga się piękny widok na okolicę i wysokie góry.
Przy wchodzeniu na wierzchołek napotykamy dość stromą ścianę zasłaną kolorowymi płachtami paraglajtów, z której co kilkadziesiąt sekund odrywa się kolejny kolorowy motyl, dołącza do roju wirującego nad jeziorem i okolicznymi wzgórzami. Ku zaskoczeniu już po paru krokach słyszymy: – Cześć Sebastian. To Stan Radziszewski z Australii. Nie chodził w Polsce do szkoły, ale posługuje się pięknym literackim językiem. Od niego dowiadujemy się, gdzie można spotkać innych Polaków latających na paraglajtach. Obserwacje zmagań pilotów paralotni z grawitacją uzupełniamy następnego dnia robieniem zdjęć poklatkowych i bezpośrednimi obserwacjami z przełęczy w miłym towarzystwie dzieci i kóz miejscowego gospodarza.
Wieczorem, korzystamy z zaproszenia na spotkanie z grupą polskich pilotów zorganizowanym przez Pablo. Mówimy tylko po polsku co jest miłe tak daleko od domu. Tu dowiadujemy się wielu interesujących informacji i słuchamy opisów przygód. Zazdrościmy im komfortu, oni swoje skrzydła pakują w plecak i bez oglądania się na łaskę celników, urzędników mogą wędrować w najdalszy punkt świata i latać. Gdzie nie da się dojechać wejdą na piechotę. Nasze sztywne skrzydła ciągle są uwięzione w stalowej skrzyni, a Sławek Piela niczym dziesięcioręka Kali uzbrojona w telefony miota się między biurami Kathmandu. Nie ma łatwego zadania, bo musi dopilnować każdego ogniwa długiego łańcuszka i każdego najprostszego działania. Kontynuując rekonesans z pewną dozą niepewności skorzystaliśmy z zaproszenia nowo poznanych przyjaciół do lotu z wykorzystaniem miękkich skrzydeł. (…)
Powyżej opublikowaliśmy fragment tekstu, artykuł w całości przeczytasz na blogu Sebastiana Kawy
Komentarze