Przejdź do treści
Źródło artykułu

Blog Sebastiana Kawy: Widzę ciemność

Czyli latamy na froncie chłodnym.

Zbliża się front chłodny i choć ranek powitał słonecznym przejaśnieniem w niżu, to już na trzynastą zapowiadano rozlane ciemne chmury, silny wiatr i opady deszczu. Przy takiej prognozie pogody raczej wielu z obecnych tu pilotów wolało by skorzystać z grilla, lub spaceru po górach, niż latania na szybowcu. Jesteśmy jednak na zawodach i pogody się nie wybiera. Wszyscy mają takie same trudności i należało zmierzyć się z króciutkim torem przeszkód, tak jak wczoraj, wzdłuż doliny rzeki Nitry od Zoboru do Dolnego Kubina.

Moja klasa, mix, albo jak kto woli szybowcowy misz-masz wszystkiego co ma więcej niż 15 metrów rozpiętości, startowała znów jako trzecia, co w tych wielkich zawodach oznacza około 40 minut opóźnienia. W tym czasie mogliśmy obserwować popisy naszych kolegów, którzy nie mogli znaleźć przyzwoitych kominów po wyczepieniu i manewrowali niziutko nad lotniskiem. Popisy obejmowały również zakręty na wysokości 30 metrów, lub niżej bo trudno zgadnąć jak wysokie są drzewa na końcu pasa. A tylko takie mieliśmy porównanie.

Dla nas pogoda już się zdecydowanie poprawiła, bo pojawiał się niewielka luka w górnym welonie z cirrusów i mocniej zaświeciło słońce. Momentalnie po wyczepieniu cały komin szybowców znalazł się nad chmurami. W sam raz by wystartować. Na północ, nie było już tak prosto. Frontowa ciemność pochłaniała z prędkością 50 km/h stoki małej Fatry po zachodniej stronie doliny i widać było, że dość szybko pochłonie cały pierwszy odcinek. Ja jednak oceniałem ten fragment dobrze, bo po pierwsze na początku można było lecieć na fali nad chmurami, potem można było skorzystać z termiki, która przed frontem bardzo mocno pracowała i ostatecznie można było skorzystać z lotu w parterze, na żaglu, bo wiało 40-50km/h. Zachęcałem Adama, do wspólnego odejścia i poleciałem.







Ciemne chmury pochłonęły trasę szybciej niż się można było spodziewać, i początkowo wiszący śnieg z nierównych podstaw nie wróżył niczego dobrego, ale po chwili, gdy nawałnica przeniosła się przez zaśnieżone zbocza małej Fatry i dostała zastrzyku ciepłej energii z doliny Martina, pojawiły się równe podstawy i ukształtował się wielki szlak. Dla mnie było to już za późno, bo zdążyłem ją ominąć i zmierzałem na małej wysokości do Dolnego Kubina, gdzie kończyła się strefa. Nie mogłem zawrócić wcześniej, bo obawiałem się pogody na południu, a do tego momentu średnia prędkość ocierała się o 160km/h. Gdybym zawrócił przedwcześnie, musiał bym polecieć do końca na południe i nie wiadomo jaka była tam pogoda. Szczęśliwie, gdy już przymierzałem się do zejścia na żagiel, koło komina w Kubinie trafiłem w opadzie deszczu ze śniegiem bardzo silny komin 4m/s. I to było to…

Powrót na południe był już w zupełnie innej pogodzie. Ciemno, rozlane chmury na każdej wysokości, trochę szlaków w poprzek (wiało dokładnie z boku trasy) i duże szanse na żagiel. Gdyby słowackie kopczyki były nieco wyższe, była by to szybka jazda do Nitry i z powrotem, ale tu, po drodze było kilka dziur, rozległych dolin i ich przelecenie tylko na żaglu mogło się nie udać. W każdym razie, nie spróbowałem. Ponieważ zdarzały się w tych ciemnościach zaskakująco mocne kominy, około 2.4m/s leciałem wyżej. Zdecydowałem się skorzystać z wielkiego szlaku, po zawietrznej od Tribca, w stronę Nitry i w tamta stronę było Ok, ale powrót kosztował mnie już 15 minut straty bo szlak się rozpadł i musiałem porachować szyszki na zboczach koło Złotych Morawców. Powrót, przy tak silnym wietrze, pod wiatr, przez zbocze górskie jest trudny i niestety trochę mnie to przytrzymało. Nie wiadomo, może trzeba było skorzystać z żagielka po nawietrzne Tribca i próbować parterowego lotu do Zoboru? Ale gdyby się to udało, przyleciał bym przed czasem.

Adam tym razem nie miał szczęścia. Nad Dolnym Kubinem nie dostał takiego podarunku losu jak ja i musiał drugą część trasy lecieć nisko. Ponieważ zostało mu mniej czasu, wystarczyło dolecieć do Tribca – wybrał więc opcje lotu na żaglu i końcówkę trasy miał błyskawiczną.

Warunki były bardzo ciekawe. Fala, dobry kierunek wiatru na żagiel, brak silnego wiatru w nos na dolocie, i bardzo dobre noszenia pod cumulusami stwarzały wiele możliwości. Warto było ryzykować, bo wszystko działało i udawało się. Niestety nie mam zdjęć z drugiej czesci trasy, gdy warunki się skomplikowały i padał snieg.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony